Baasch: „Śpiewanie po polsku jest dla mnie jakimś przejawem dojrzałości artystycznej”

Nowy krążek Baascha już w sierpniu.


2020.07.15

opublikował:

Baasch: „Śpiewanie po polsku jest dla mnie jakimś przejawem dojrzałości artystycznej”

fot. mat. pras.

Opublikowany w ubiegłym miesiącu utwór „Brokat” zaskoczył niejednego fana Baascha polskim tekstem. Artysta zdecydował, że trzeci solowy krążek jest dobrym momentem, by podzielić się ze słuchaczami przesłaniem właśnie w tym języku. O powodach swojej decyzji, a także o nastroju nowej płyty i jej promocji w czasie pandemii rozmawialiśmy z artystą przy okazji premiery kolejnego singla „Cienie”.

Rozmawiamy przy okazji premiery twojego nowego singla, tymczasem pierwotnie latem dawno powinieneś być już po premierze płyty. Jak bardzo pandemia wpłynęła na jej wydanie i promocję?

Baasch: Przede wszystkim wpłynęło na daty. Płyta miała wyjść w kwietniu, a jeszcze jej nie ma. No i odbiło się to też na koncertach. Granie ich to dla mnie najlepsza i najfajniejsza forma promowania materiału. To przede wszystkim osobisty kontakt z fanami, a te wszystkie sytuacje streamingowe nie są dla mnie substytutem grania na żywo. Wydaje mi się, że wszyscy ci, którzy chodzą na koncerty jeżdżą na festiwale, zgodzą się ze mną, że oglądanie koncertów online nie jest w stanie w żaden sposób zastąpić tradycyjnego spotkania artysty z fanami. Koncert jest dla mnie sytuacją społeczną, a oglądanie go w domu to jedynie jej namiastka. Zdecydowanie brak koncertów odczuwam najdotkliwiej.

Pomijając to, że musieliśmy przesunąć przesunąć premierę płyty oraz to, że nie możemy zagrać jej na razie na żywo, cała reszta działań promocyjnych tak naprawdę przebiega bez problemów. Możemy kręcić klipy, mogę udzielać wywiadów. Ok, nie widzimy się teraz, ale mimo to rozmawiamy.

Mam nadzieję, że płyta na tym nie ucierpi, że mimo wszystko dotrze do tych, do których miała dotrzeć. Wiem, że trafiła na trudny czas. Każda płyta jest jak dziecko, które się pielęgnuje i dba o nie. Relacja artysty z albumem jest bardzo emocjonalna.

Pandemia ściągnęła na wiele osób problem samotności. Patrząc na warstwę tekstową „Nocy”, płyta wydaje się być dla niej idealnym soundtrackiem.

To ciekawe spojrzenie, że treść tej płyty może kojarzyć się z pandemią. Skończyłem pracę nad nią wcześniej, w marcu. Wtedy faktycznie już nas zamykali, ale sam materiał powstał jednak wcześniej. To prawda, że jest tam trochę o samotności, ale to wynika z tego, że miałem taki specyficzny rok, kiedy chodziłem swoimi ścieżkami. Żyłem jak kot – głównie nocą. Właśnie nocą napisałem tę płytę. Nawet jeśli nocne życie ma charakter socjalny, to tak naprawdę są to sytuacje, kiedy można się poczuć samotnym. Small talki, życie nastawione na rozrywkę – to nie są głębokie sytuacje społeczne. W tym sensie to faktycznie introwertyczny materiał, ale czy boję się, że przez to ludzie nie będą chcieli się z nim zmierzyć? Chyba nie. Na pewno nie jest to wesoła płyta, ale nie jest też taka, że może zdołować. Ma w sobie dużo energii, która może naładować słuchaczy. Mam wrażenie, że jest tak samo aktualna przed pandemią, w trakcie i po. To uniwersalne rozkminki.

Teraz dodatkowo bardziej czytelne niż na twoich wcześniejszych płytach, bo nagrałeś cały materiał po polsku. Skąd taka decyzja?

Poczułem silną potrzebę wypowiedzenia się po polsku. To jest chyba naturalne dla kogoś, dla kogo teksty są istotne i kładzie na nie nacisk, że w którymś momencie zapragnie śpiewać je w ojczystym języku. Nie chcę mówić, że dzięki temu jestem bardziej szczery, bo zawsze taki byłem, ale mam wrażenie, że dzięki polskim tekstom jestem z nimi w jakimś sensie bardziej zespolony. Wydaje mi się, że jestem też winny polskie teksty słuchaczom. Pisanie i nagrywanie w tym języku było dla mnie fajnym doświadczeniem.

Paradoksalnie zdecydowałeś się nagrać polskojęzyczny album po dołączeniu do labelu, którego macki sięgają znacznie poza granice Polski.

Bardzo szanuję swoich fanów w Polsce. Wydaje mi się, że Polska jest wielkim krajem, w którym wciąż jest wielu ludzi, którzy nie mieli jeszcze kontaktu z moją muzyką. Chciałbym do nich dotrzeć. Nasze podwórko jest dla mnie priorytetem. Nie wiem jeszcze, czy to moja pierwsza i ostatnia płyta po polsku, czy kolejne też takie będą. Nigdy tego nie planuję, to wychodzi w trakcie prac.

Wybierając wytwórnię, patrzyłem przede wszystkim na to, jaką muzykę wydają i czy wierzą w moją muzykę. W przypadku PIAS właśnie tak było i bardzo fajnie nam się współpracuje.

Jeśli chodzi o ekspansję za granicę, to wiadomo, że zawsze miło jest odwiedzać inne kraje, bo to oznacza jeszcze więcej słuchaczy. Język wcale nie musi być tutaj przeszkodą, są przecież artyści, którzy śpiewając w ojczystych językach znajdują publiczność w różnych zakątkach świata. Nadal mam przecież na koncie dwie anglojęzyczne płyty, więc mam z czym koncertować i myślę, że dla moich fanów spoza Polski nowy materiał będzie atrakcyjną ciekawostką. Śpiewanie po polsku jest dla mnie jakimś przejawem dojrzałości artystycznej i mam nadzieję, że zagraniczni fani, którzy cały czas śledzą mój projekt, poczują to słuchając nowej płyty i że będzie to dla nich OK. Żyjemy w czasach, kiedy dzięki sieci tekst można sobie w każdej chwili przetłumaczyć.

Na „Nocy” nie ma gości, co wcale nie jest dziś takie oczywiste, ponieważ artyści chętnie łączą siły, by urozmaicić swoją twórczość, a przy okazji dotrzeć do fanów swoich gości.

Myślę, że zrobiłem już wystarczająco dużo kooperacji, współpracowałem już z wieloma artystami ze sceny elektronicznej czy alternatywnej i czuję się pod tym względem spełniony. Chciałem, aby ta płyta była moją osobistą wypowiedzią, ponieważ w takich warunkach powstawała.

Nagrałeś płytę całkowicie samodzielnie, gdybyś jeszcze sam ją wydał, byłbyś wzorcowym wyznawcą idei DYI.

(śmiech) No tak, ale chyba byłoby już tego za dużo. Rzeczywiście jest tak, że piszę, komponuję, gram, śpiewam, więc chciałbym już pewne rzeczy zostawić specjalistom. Wierzę, że wytwórnia i management są jednak nie do zastąpienia. Staram się być kreatywny, mieć pomysły na siebie i nie dopuszczać do tego, by ktokolwiek coś mi narzucał, ale fajnie, jeśli ktoś pomaga mi te pomysły realizować. Muzyk powinien się skupić przede wszystkim na muzyce. Będąc w wytwórni, która dba o resztę, mam taką możliwość.

Pandemia zaskoczyła cię w momencie, w którym szykowałeś się do wydania płyty. Czy miałeś już wówczas za sobą próby koncertowe, miałeś już koncepcję tego, jak będą wyglądać występy promujące „Noc”?

W tej chwili jesteśmy w trakcie prób. Będę grał w zbliżonym składzie do tego, w którym grałem wcześniej. Dbam o to, by aspekt wizualny również był atrakcyjny dla widzów. Na pewno pogramy coś latem, ale koncerty stricte promujące nowy materiał planujemy dopiero po wydaniu płyty. Mam nadzieję, że uda nam się ruszyć w trasę. Zobaczymy, jak to będzie wyglądać, jakie będą ograniczenia, czy te koncerty w ogóle będą mogły się odbyć.

No właśnie – wcześniej mówiłeś o doświadczeniu społecznym, jakim są dla ciebie koncerty. Zachowanie dystansu społecznego nie wpływa na to doświadczenie negatywnie?

Jasne, że sytuacja jest daleka od ideału, ale koncertów brakuje przecież nie tylko nam. Fani też za nimi tęsknią. Wydaje mi się, że można stworzyć niezapomniane doświadczenie również przy małej ilości ludzi, nawet jeśli nie stoją w tuż obok siebie. Jeśli mam możliwość występowania w tych specyficznych warunkach, ale mimo wszystko mogę wyjść na scenę i zagrać dla fanów, to chcę to zrobić. Lepiej tak niż w ogóle.

Rozmawiał: Maciek Kancerek

Tagi


Polecane

Share This