Pakowanie Teliczan do takiej szufladki byłoby jednak niesprawiedliwe. Bo choć potrafi swingować jak niegrzeczna Amy, umie i lubi też śpiewać lirycznie i prosto. Pewnie dlatego debiutancki album wokalistki – zatytułowany po prostu „Ania Teliczan” – pięknie łączy te dwie tradycje. Z jednej strony najczystszej postaci rock`n`rolla, ale też r`n`b i podszyty jazzem anglosaski pop, z drugiej polską piosenkę estradową. Ten pierwszy żywioł pomógł Ani opanować Troy Miller, producent płyty (na co dzień perkusista i współpracownik m.in. Marka Ronsona, Macy Grey, Adele, czy nieodżałowanej Amy Winehouse, przy jej dwóch płytach). Jak poruszać się w tym drugim świecie, Teliczan mogła się dowiedzieć od Seweryna Krajewskiego, na którego ostatnim albumie gościnnie zaśpiewała. Debiut fonograficzny na płycie króla polskiej piosenki – takie rzeczy nie zdarzają się każdemu…
Na swoim debiucie Ania śpiewa po polsku i po angielsku, a część tekstów napisał dla niej Andrzej Piaseczny. Sama też sięgnęła po długopis. – Tak, napisałam dwa i pół tekstu – śmieje się. – Oczywiście, żeby napisać tekst, trzeba nie tylko potrafić to robić, ale i mieć coś do powiedzenia, więc choć to są proste rzeczy, dla mnie są naprawdę ważne. Myślę, że w przyszłości będę pisała więcej. Będę próbowała.
To bezpretensjonalne, przebojowe piosenki, które połączą pokolenia i fanów muzyki o najbardziej odmiennych gustach. Ani natomiast pozwolą ruszyć w trasę, bo o niczym innym teraz bardziej nie marzy. – Bardzo wiele obiecuję sobie po koncertach, one są najważniejsze. Nie mogę się doczekać.