Jessie Reyez – „BEFORE LOVE CAME TO KILL US” (recenzja)

Dilerka emocji, złodziejka serc.

2020.03.30

opublikował:


Jessie Reyez – „BEFORE LOVE CAME TO KILL US” (recenzja)

fot. mat. pras.

Ma niesamowity, przeszywający na wylot głos, którym kroi serce i duszę na plasterki. Do tego pisze teksty, które każą ci się zatrzymać i zastanowić nad swoim życiem i uczuciami, a może również otaczającym nas światem. W takim świetnym stylu debiutowała ostatnio chyba tylko Billie Eilish. I nie jest to głupie porównanie, bo – podobnie jak autorka ubiegłorocznego albumu „WHEN WE ALL FALL ASLEEP, WHERE DO WE GO?” – również Jessie Reyez śpiewa z taką pasją, jakby jutro miał być koniec świata. Jeśli jest jakieś wytłumaczenie dla sensowności istnienia muzyki pop, to jest nią dziś wydany właśnie, porywający „BEFORE LOVE CAME TO KILL US” tej kolumbijsko-kanadyjskiej 28-latki, która szturmem podbija muzyczny świat w czasach zarazy.

Z tym debiutem to oczywiście trochę naciągana sprawa, bo Jessie ma już na koncie dwie, w dodatku świetne epki – „Kiddo” (2017) i „Being Human In Public” (2018). Obie naprawdę udane, oczywiście nagrane i wydane w celu rozpoznania rynku, sprawdzenia reakcji słuchaczy i branży muzycznej oraz wyrobienia sobie kontaktów. To wszystko udało się pochodzącej z Toronto wokalistce niemal we wzorcowy sposób – nie dość, że tymi kilkunastoma utworami autentycznie zainteresowała krytyków, to zdobyła całkiem sporą grupę fanów. A po drodze udało się jej nawiązać współpracę z takimi artystami, jak m.in. Eminem, Kehlani, Daniel Caesar, Romeo Santos, Lewis Capaldi, Karol G czy Bea Miller. W dodatku na jej kompozytorski dorobek składają się też wielkie hity w rodzaju: „One Kiss” Calvina Harrisa i Duy Lipy czy „Promises” Harrisa i Sama Smitha. Dlatego w dniu premiery swojej pierwszej pełnowymiarowej płyty 28-letnia dziś Reyez jest niemal całkowicie ukształtowaną artystką, co w doskonały sposób potwierdza wspaniałym krążkiem „BEFORE LOVE CAME TO KILL US”.

Sprawdź też: Jessie Reyez – szczera aż do bólu. W związku z premierą płyty przyglądamy się karierze Jessie

Pierwsze, co „rzuca się w uszy” przy pierwszym spotkaniu z premierowymi piosenkami Jessie to jej niezwykły głos – chyba nie mający swojego odpowiednika w muzycznej branży. Co prawda pojawiają się porównania do Amy Winehouse, Lany del Rey, czy przede wszystkim Sii – co najmocniej słychać w otwierającym album „Do You Love Her”. Ale im dalej w las, czyli płytę, to maniera wokalna Reyez nie wydaje się już taka oczywista i jednowymiarowa. Ta dziewczyna naprawdę potrafi bawić się głosem, ale nie tylko zmienia jego wysokość i ton, ale doskonale odnajduje się w różnych stylistykach. I to jest drugi atut „BEFORE LOVE CAME TO KILL US”, który skrzy się od połamanych rytmów i zaskakuje sięganiem przez bohaterkę po – wydawać by się mogło – skrajne stylistyki. Stąd też ekspresyjny melo-swag na granicy ekshibicjonizmu („DEAD” w stylu M.I.A.), a z drugiej strony czułe, pościelowe R&B (piękny, miłosny „INTRUDERS” z nieoczywistym, niepokojącym tekstem). Tak samo, jak Jessie potrafi „nawinąć” kilka szybkich, rymowanych linijek (trapowy „ROOF”), tak doskonale czuje się w zarówno w klasycznych („SAME SIDE”), jak i bardziej podkręconych cyfrowym bitem balladach („Imported”).

Wyliczać kolejne wokalne wcielenia Reyez można bez końca, bo rzeczywiście na swoim debiucie prezentuje się niczym stylistyczny kameleon. Co więcej – nawet w obrębie jednego gatunku ta Kolumbijko-Kanadyjka ma różne, skrajnie inne twarze – raz potrafi ukryć się w nastrojowym klimacie gospel („I DO”), kiedy indziej „wywala” uczucia na wierzch, śpiewa całą sobą („LOVE IN THE DARK”), wręcz idzie po emocjonalnej bandzie. A przecież nie pisałem jeszcze o gościnnym udziale Eminema („COFFIN”) – może dlatego, że wolę, kiedy Jessie śpiewa przepiękną, hiszpańskojęzyczną balladę („LA MEMORIA”), lub rymuje z euforią w głosie w energetycznej mieszance reggaetonu i kolumbijskiej cumbii („DOPE”). Ależ tu się dzieje!

Podobnie jest również w warstwie lirycznej, choć trzeba przyznać, że coś się chyba ostatnio zmieniło w przekazie debiutantki. Tak jak na wspomnianych epkach przeklinała i nie liczyła się ze słowami (nagrała m.in. utwory „Fuck It” i „Fuck Being Friends”), tak tym razem mniej jest wulgaryzmów, a więcej dramaturgii i gorzkich obserwacji w znakomitych, emocjonalnych tekstach („ANKLES”, „KILL US”, „LOVE IN THE DARK”). Czy to efekt rozsądnych, dojrzalszych wyborów, czy może nacisk wytwórni? W sumie nie muszę tego wiedzieć, bo „kupuję” Jessie taką, jaka jest na znakomitym albumie „BEFORE LOVE CAME TO KILL US”.

Artur Szklarczyk

Ocena: 4,5/5

Tracklista:

1. DO YOU LOVE HER
2. DEAD (who are you)
3. INTRUDERS
4. COFFIN (FEAT. EMINEM)*
5. ANKLES
6. IMPORTED (WITH 6LACK)
7. LA MEMORIA
8. SAME SIDE
9. ROOF
10. DOPE
11. KILL US
12. LOVE IN THE DARK
13. I DO
14. FIGURES

Polecane