„Gdzie diabeł nie może, tam Run The Jewels pośle” – Andrzej Cała recenzuje „RTJ4”

Nowy album duetu jest już dostępny.

2020.06.05

opublikował:


„Gdzie diabeł nie może, tam Run The Jewels pośle” – Andrzej Cała recenzuje „RTJ4”

fot. mat. pras.

Jeden z najbardziej wyczekiwanych hiphopowych materiałów 2020 roku ukazał się z małym wyprzedzeniem. “Fuck it, why wait”, spytali retorycznie artyści, po czym wrzucili do internetu album za friko. Wielką niespodzianką to zresztą nie jest, nie pierwszy to taki ruch z ich strony. Niespodzianką nie jest też poziom wydawnictwa. Nie ma się co tutaj wielce rozwodzić i trzymać tego wniosku na koniec – mamy do czynienia z majstersztykiem, który w corocznych podsumowaniach znajdzie się na pewno bardzo wysoko.

Trochę niespodziewane jednak jest to, iż pewna formuła nie tylko się nie wyczerpała, wprost przeciwnie – atakuje z jeszcze większą siłą. Ten wkurw**ony rap napędzany brudnymi, futurystycznymi bitami jak z kosmosu, powinien już się lekko przejeść. Czy można wymyślić coś nowego, gdy operuje się określonymi środkami wyrazu, nie stara wypływać na nieznane dotąd wody? Okazuje się, że wcale nie trzeba. Po prostu można zrobić to jeszcze lepiej, agresywniej, bardziej wyraziście.

Słuchając “RTJ4” od pierwszej sekundy mamy poczucie obcowania z materiałem, który mogli nagrać tylko El-P i Killer Mike. To już nie tylko sznyt Run the Jewels, to coś więcej – brzmienie tak wyraziste, tak bardzo ich, że przebudzony z najgłębszego snu od razu wiesz, z czyją twórczością masz do czynienia. Banalne stwierdzenie, że “nowa płyta kogoś tam to ileś tam minut muzyki, która w pełni oddaje czyjś tam charakter”, w tym przypadku ma sto procent zastosowania.

Run the Jewels są wściekli, rubaszni, jak zawsze przepychają się łokciami idąc po swoje. Mądrze, błyskotliwie i z przesłaniem. Rzućmy tylko uchem na “walking in the snow”, które zostało nagrane już w listopadzie, a brzmi przecież jak żywcem wzięte z trwających wciąż protestów w największych amerykańskich metropoliach.

“The way I see it, you’re probably freest from the ages one to four
Around the age of five you’re shipped away for your body to be stored
They promise education, but really they give you tests and scores
And they predictin’ prison population by who scoring the lowest
And usually the lowest scores the poorest and they look like me
And every day on evening news they feed you fear for free
And you so numb you watch the cops choke out a man like me
And ’til my voice goes from a shriek to whisper, „I can’t breathe”
And you sit there in the house on couch and watch it on TV
The most you give’s a Twitter rant and call it a tragedy”.

Na “RTJ4” nie ma niepotrzebnych wersów ani muzycznych dłużyzn. Zamknięcie albumu w ramach jedenastu nagrań, niespełna czterdziestu minutach i dopuszczenie do współpracy tak różnych gości jak Pharrell, 2Chainz z jednej oraz Mavis Staples, Josh Homme i Zack de la Rocha z drugiej strony, zapewnia świetne przerwy i oddech od rapujących El-P oraz Killer Mike’a.

A wiecie moi drodzy, co na tym albumie jest najlepsze? Pasja, zaangażowanie, przekonanie o tym, że muzyka może coś zmienić i wnieść, nawet jeśli w kontraście do poważnych wątków społeczno-politycznych mamy czyste bragga albo treści dla dorosłych słuchaczy. Run the Jewels wiedzą, że na wszystko jest czas i pora. Właśnie dlatego “RTJ4” jest daniem sytym, w pełni satysfakcjonującym i fantastycznym zarazem przykładem, że i w mainstreamie (bo tam już od dawna duet jest) nie trzeba trzymać języka za zębami, a wprost przeciwnie – warto krzyczeć o niesprawiedliwości jeszcze głośniej.

Ocena: 4,5/5

Andrzej Cała

Polecane