„Urodziny z najseksowniejszymi facetami i dziwkami” – Macy Gray w Warszawie!

Macy Gray w Sali Kongresowej – najlepsza impreza urodzinowa


2009.09.07

opublikował:

„Urodziny z najseksowniejszymi facetami i dziwkami” – Macy Gray w Warszawie!

Soul i r’n’b w ostatnich latach spsiły jeszcze bardziej, niż rock’n’roll. Tym jaśniej lśnią więc na tle najmodniejszych gwiazd artystki, które potrafią śpiewać i komponować wspaniałą muzykę. Jak Erykah Badu, Angie Stone, czy Macy Gray, która w niedzielny wieczór obchodziła swoje kolejne (zabawię się w gentlemana i nie napiszę które:) urodziny ze swoimi polskimi fanami.

Czekamy czekamy…

Zanim (po raz drugi w tym roku w Polsce) zobaczyliśmy ją w towarzystwie pięcioosobowego zespołu i dwóch temperamentnych chórzystek, trzeba było trochę poczekać. Po kolejnym oklaskowym zrywie, będącym tyleż zachętą, co i oznaką zniecierpliwienia publiczności, na scenie pojawił się… Hirek Wrona. Nie śpiewał. Zaprezentował się w roli konferansjera i adekwatnie do rangi artystki zapowiedział jej występ pełnym głosem. Niestety po gromkim „Macy Gray!” nastąpiła… cisza.  Po czym z głośników, trochę głośniej niż przed wystąpieniem pana Hieronima, popłynęły kolejne soulowe standardy.

Zespół

Wreszcie jednak zgasły światła, spod sufitu syknął kłąb dymu, a scenę zalały nastrojowe światła. Szkarłatno-srebrny podest z lewej strony zajął pianista i klawiszowiec, a szkarłatne –środkowy i prawy – niewyżyty perkusista i nieśmiała perkusjonalistka. Przed bębnami ustawili się znakomici basista i gitarzysta, który, w charakterystycznej czapeczce, pasiastym krawacie i trampkach, mógł się niektórym kojarzyć z Angusem Youngiem z AC/ DC;) Prawą stroną sceny (a często i wszystkimi pozostałymi) rządziły dwie chórzystki. Wokalistki dużego kalibru. W każdym znaczeniu tego określenia.

Macy

A Macy? Na tle swojej podobizny, wyolbrzymionej do kilkudziesięciu metrów kwadratowych i wiszącej nad perkusistą, prezentowała się bardzo dostojnie w czerwonej, lejącej sukni niemal do ziemi (później przebrała się w czarne spodnie, srebrną tunikę i czarny żakiet). Jubilatka już w pierwszej części koncertu sprawiała wrażenie, jakby wpadła ze swoim zespołem do znajomych. Widać było, i słychać przede wszystkim, że śpiewanie sprawia jej ogromną radość. A niewymuszone zagadywanie do publiczności to nie wyreżyserowany obowiązkowy punkt programu, tylko naturalna potrzeba. Zresztą publiczność wyczuła to momentalnie, skoro już po trzecim utworze spora część posiadaczy nienajtańszych miejsc, także z VIP-owskiego sektora, zrezygnowała z siedzenia na miękkim pluszu i ruszyła w tan pod samą scenę.

Zabawa

Kolejne soulowe przeboje z rockowym, czy funkowym pulsem, porywały nie tylko fanów. Świetnie bawiła się też sama gwiazda – Macy tańczyła i z wdziękiem obracała „diamentowy” statyw mikrofonu. Tak jak i cały zespół, który falował w rytm wygrywanych przez siebie utworów. Przy czym najbardziej aktywne były dziewczyny z chórku. Chwilami niemal płynęły po scenie, innym razem przemierzały ją w podskokach. Przy tym śpiewając nie tylko tzw. tło. Miały swoje kilka chwil na solowe popisy, tak jak i pozostali muzycy. Jednak, mimo dużego udziału wszystkich instrumentalistów, ten koncert należał, co oczywiste, do Macy Gray.

Urodziny

Około pół godziny od początku występu, Ida – jedna z chórzystek – przerwała gwieździe i przypomniała, że dziś ma urodziny. Zza kulis wyłonili się organizatorzy, z tortem ze świeczką i ogromnym bukietem kwiatów. Zaskoczona jubilatka przyglądała się temu z zachwytem, a na wręcz oczarowaną wyglądała po wysłuchaniu „Happy Birthday”, które przeszło w swojskie „Sto lat!” odśpiewane przez całą Salę Kongresową. Po podziękowaniach i propozycji wspólnego zjedzenia ciasta, Macy wróciła do koncertu. Jednak po kolejnym utworze przerwała i opowiedziała historyjkę o tym, jak wstała rano i zastanawiała się, co będzie robić w ten szczególny dzień. Z pomocą komputera ustaliła, że „w Polsce są najseksowneijsi faceci. Także najseksowniejsze dziwki. Dziewczyny i damy!” – poprawiła się  po slangowej pomyłce. „Do tego nikt tu nie wylewa za kołnierz i wszyscy robią świetny hałas na koncercie!” Po tym stwierdzeniu rzecz jasna ledwie przekrzyczała rozentuzjazmowanych fanów i dokończyła, że właśnie dlatego jest tutaj w swoje urodziny.

Balanga

Dalsza część koncertu to już wielka impreza z idealnym, zabawowym repertuarem i nie tylko muzycznymi zaskoczeniami. Z niespodzianek repertuarowych mieliśmy m.in. cytaty z „You Spin Me Round (Like A Record)”, czy „Groove Is In The Heart”, a także „Creep” z repertuaru Radiohead i „D’ya Think I’m Sexy?” Roda Stewarta. Zachwyty nad choreografią niezmiennie prowokowały panie z chórku, a w „Oblivion” także dwaj pomocnicy w dresach (jeden z diabelskimi różkami na głowie, drugi z rasowym afro), którzy zrobili cyrk (ale z klasą) i rozpętali burzę na scenie, tłukąc w czynele i zagrzewając wszystkich do krzyku hasłami wypisanymi na kartonach. Później, na następnych kartkach pojawiały się słowa piosenki i w ten sposób zaliczyliśmy analogowe karaoke i jedną z najbardziej szalonych zabaw koncertowych. „Zużyte” kartki nasz wesoły sufler rozrzucał po scenie wielkopańskim gestem, cały czas – jak i reszta składu – biegając po ogromnej scenie. Było też „I Try” – wciąż największy przebój Macy Gray – które sprawiło, że dosłownie wszyscy uczestnicy tego koncertu tańczyli, albo przynajmniej bujali się w takt tego urzekającego nadhitu. Wspaniale, że i samej Macy ta piosenka nadal się podoba, i nie nudzi jej jej śpiewanie. Co przytrafia się innym wykonawcom, którym też zdarzyło się wylansować superprzebój. Tego wieczora przekonaliśmy się jednak, że muzyka może mieć coś z magii. Chałturnicy i rzemieślnicy zostali poza sceną. A na niej królowali artyści. Obyśmy jak najczęściej mogli tego doświadczać, nie tylko za sprawą Macy Gray.     

Tagi


Polecane

Share This