foto: mat. pras.
W trakcie czwartkowego koncertu Thirty Seconds To Mars w kalifornijskim Sacramento doszło do nieprzyjemnego incydentu. Pod koniec występu Jared Leto musiał interweniować i upomnieć agresywnych ochroniarzy.
Tradycją koncertów 30STM jest zaproszenie fanów na scenę. Niestety, czasami prowokuje to niemiłe sytuacje pomiędzy publicznością i ochroną. Zespół na prośbę lidera przerwał koncert w momencie, w którym Leto zauważył, że ochrona utrudnia przejście jednemu z uczestników występu.
Jared trzykrotnie poprosił o zapalenie w hali świateł, po czym powiedział do ochrony imprezy: – Zostawcie tego gościa. Zachowujecie się zbyt agresywnie. Uspokójcie się i nie eskalujcie sytuacji. Do tego gościa dobrało się siedmiu ochroniarzy. Zdarza się, że w budynku jest za dużo ochrony. Uspokójcie się. Po prostu uważajcie na siebie.
Jeden z fanów opublikował nagranie z incydentu, dołączając do niego komentarz dotyczący całej sytuacji. – Gdy zeszliśmy ze schodów, stała tam czwórka ochroniarzy, którzy krzyczeli i świecili nam latarkami po oczach. Musiałem się zachowywać, jakby mnie aresztowano, podniosłem ręce i wyjaśniłem, że nie mogę się cofnąć, bo na schodach jest tłum ludzi i oni wpadają na siebie – napisał na Instagramie, opisując przy okazji moment pobicia fana: – @22love126_artist (login instagramowy pobitej osoby – przyp. red.) został uderzony przez ochroną sześć razy. Rzucili go na ziemię, skopali po plecach i żebrach, a na koniec wylali na niego piwo. Usiłował znaleźć swoich rodziców, a Jared zapytał go, czy chce być z nim na scenie.