Tash Sultana w Berlinie: hipnotyczne one person show

Relacja z koncertu australijskiej rewelacji.


2019.08.15

opublikował:

Tash Sultana w Berlinie: hipnotyczne one person show

fot. mat. pras.

Tash Sultana nie bez powodu nazwali (TS to projekt 24-letniej Natashy Sultany z Melbourne, która identyfikuje się jako osoba niebinarna i prosi, by używać wobec niej zaimka „they” – „oni” swój debiutancki album „Flow State”. O tym, że skomponowane przez nich utwory wprowadzają w stan porównywalny do dryfowania, najlepiej przekonać się podczas występu na żywo. Szczęśliwie taka okazja pojawiła się w ostatni lipcowy weekend w Berlinie (tu puszczamy oczko do organizatorów koncertów w Polsce).

W roli supportu zaprezentował się zespół Pierce Brothers, który swoimi skocznymi, folkowymi piosenkami utrzymanymi w stylu (wręcz aż za bardzo) Mumford & Sons, skutecznie rozgrzał licznie zgromadzoną w Cytadeli Spandau publiczność. Warto dodać, że samo miejsce koncertu jest nie lada atrakcją turystyczną. W zabytkowym kompleksie znajduje się m.in. najstarszy budynek w Berlinie – XIII-wieczna wieża Juliusza (Juliusturm). Nie jesteśmy jednak w serwisie krajoznawczym, więc wróćmy do meritum, czyli osoby odpowiedzialnej za jeden z najlepszych debiutów 2018 – „Flow State”.

Zaimek „oni” w przypadku gwiazdy tekstu ma podwójną rację bytu, bo Tash Sultana w pojedynkę potrafi zdziałać więcej niż niejeden pełnowymiarowy zespół. Grając na gitarze klasycznej, elektrycznej, banjo, trąbce, fletni pana (!), klawiszach, padach, loopach, efektach czy harmonijce (którą potrafi wyczarować takie cuda jak beatbox), Tash Sultana znacząco rozbudowują utwory w stosunku do wersji studyjnych. Co ważne, słyszymy wirtuozerię godną podziwu, a nie nieuzasadnione popisywanie się. Gitarowe solówki, które mogłyby uzyskać błogosławieństwo Johna Frusciante, fantastycznie przeplatają się zmysłowymi klawiszami, by sprawnie przejść do tanecznego, perkusyjnego bitu. Tash Sultana znakomicie operuje jeszcze jednym instrumentem: głosem. Gdy wchodzi na najwyższe rejestry, na ciele pojawiają się przyjemne dreszcze. Choć nie ma mowy o utworach chwytliwych w klasycznym tego słowa znaczeniu, publiczność od pierwszych dźwięków wpada w stan transu i szczęścia.

W trakcie półtoragodzinnego setu zabrzmiały wszystkie utwory z EP-ki „Notion” (2017), „Seed (Intro)”, „Mystik”, „Free Mind” z debiutanckiego albumu „Flow State” (2018) oraz wydany wiosną tego roku samodzielny singiel „Can’t Buy Happiness”. Siła Tash Sultana polega na tym, że muzyka trafia zarówno do wielbicieli gitarowych brzmień, psychodeli, bluesa, alternatywnego R&B, synth-popu, nu disco czy muzyki filmowej. W czasach, gdy coraz częściej słyszymy o kryzysie headlinerów, może to być odpowiedź na zapotrzebowanie na coraz bardziej nieoczywiste gwiazdy festiwali czy koncertów. Pełna pasji muzyka, w której absolutnie nic nie jest wymuszone. Epickość osiągnięta nierzadko minimalistycznymi środkami – bez wątpienia warto doświadczyć tego osobiście.

Polecane