Podczas występu Dead Kennedys jedna z fanek najpierw usiadła na scenie, przodem do publiczności, później położyła się. Sęk w tym, że niespecjalnie się krępowała i rozebrała się jak kura do rosołu.
Jeden z przedstawicieli brzydszej części publiczności potraktował to jako zaproszenie i zaczął namiętnie całować dziewczynę w najbardziej intymnym miejscu, ku wyraźnemu zadowoleniu – jej i swojego…
Menedżerowie klubu Belly Up Tavern, w którym odbywał się koncert, odnieśli się do wydarznia: „Oczywiście nie akceptujemy takiej aktywności w naszym klubie i ochrona natychmiast zatrzymała całą sytuację. Był to dla nas pierwszy taki incydent.”
Świadkowie twierdzą, że było inaczej. Ich zdaniem kolega umilał koleżance koncert przez jakieś trzy utwory… aż w końcu nikt z publiczności nie zawracał sobie nimi głowy. Dodajmy, trzy pierwsze utwory. Dopiero wtedy zostali usunięci z klubu.
Na szczęście miłośnikom muzyki z dodatkami na żywo nic nie grozi, do póki nikt nie zgłosi władzom, że poczuli się obrażani lub zgorszeni… No, chyba że mają tam swojego Ryszarda Nowaka, wtedy wesoło nie będzie. I pomyśleć, że to kiedyś w Kalifornii wybuchło „lato miłości” i kwitł tam hipisowski ruch.
A może warto było zadedykować gorącej parze ten numer: