„Rap znów stał się modny, otrąbiono jego triumfalny renesans. Tyle że nie ma to nic wspólnego z prawdą, bo rodzimy rap od lat ma się dobrze i tylnymi drzwiami przedarł się do mainstreamu”, czytamy.
W „Przekroju” o kondycji polskiego hip-hopu mówią m.in. Pono, Abradab, Pezet, Peja i Sokół. Ten ostatni odnosi się do swojego wizerunku biznesmena:
„OK. Przynajmniej, jak ktoś kiedyś postawi na robienie ze mną interesów, będzie miał o mnie lepsze zdanie niż o przeciętnym raperze, który pali jointy od rana do wieczora i nic nie rozumie. Niby jestem zamożnym człowiekiem, ale na papierze, bo jeszcze nie byłem beneficjentem tego, że mam firmę odzieżową i wydawnictwo. (…) O tym, że to nie jest zabawa, przekonaliśmy się dwa razy, kiedy stawaliśmy na skraju bankructwa. (…) Priorytet na dziś? Święty spokój. Tylko jak artysta może mieć w tym kraju święty spokój, jęśli świadomość wydawania pieniędzy na kulturę jest minimalna, a ZAiKS śmierdzi PRL?”
Z kolei Peja pojawił się na okładce magazynu: