fot. facebook / @pawbeatsmusic
Aby móc wspiąć się na Mount Everest nie wystarczy odpowiednie przygotowanie i sprzęt. Przepisy wymagają uzyskania zgody, za wydanie której trzeba zapłacić 11 tys. dolarów (niespełna 44 tys. zł). W Departamencie Turystyki w Ministerstwie Kultury, Turystyki i Lotnictwa Cywilnego w Nepalu odkryto fałszywe pozwolenie na wejście na szczyt przygotowane z użyciem rządowego papieru firmowego i pieczęci. Na czele fake’owej wyprawy miał stać nepalski himalaista Lakpa Gyalzen, ponadto miały w niej uczestniczyć cztery inne osoby – Hindusi Bhatrath Thammineni i Reena Devi oraz Polacy… Marcin Pawłowski i Jakub Patecki. Tak jest – Pawbeats i Patec. Problem w tym, że choć Pawbeats i Patec nie wiedzą nic na temat tego, by mieli uczestniczyć w wyprawie.
Sprawę fałszywego pozwolenia opisał „Himalayan Times”. Redakcja cytuje przedstawiciela ministerstwa Rakesha Gurunga, który przyznał, że „nie ma pojęcia, jaki jest motyw tego oszustwa”. Na fake’owym dokumencie widnieje data 25 stycznia, cała wyprawa miała się odbyć zimą. Za jej organizację według dokumentów miała odpowiadać firma Pioneer Adventure, która deklaruje, że nie prowadziła w ostatnim sezonie zimowym żadnej wyprawy Mount Everest. Przedstawiciele firmy są wściekli i sugerują, że używanie ich firmy w tym kontekście negatywnie wpływa na jej wizerunek.
Co na to wszystko Pawbeats? – W Nepalu inba. Ktoś ukradł nasze dane i zrobił fałszywy permit na zimowe wejście na Everest. Nepalski portal Himalayan Times napisał o próbie oszustwa.
U mnie jedyna próba jaka ma miejsce, to próba przed koncertem 26 kwietnia w Bydgoszczy – skomentował producent w stories na swoim instagramowym profilu.
Obok muzycznego, Pawbeats ma także wspinaczkowy profil @paulclimbing, na którym artysta się śmieje: – Nie planowałem iść zimą na Everest, ale teraz już się zastanawiam.
Jak zakończy się temat fake’owej wyprawy z „udziałem” Pawbeatsa? Czas pokaże.