Wiadomość, że Otsochodzi – niespełna 20-letni warszawski raper – będzie miał swoją EP-kę na winylu, wprawiła w oburzenie część słuchaczy. Tymczasem ten liczący sobie już kilka miesięcy materiał jak mało który zasługuje na wydanie na wosku. Nie, nie dlatego, że czarne krążki są jakąś szczególną nobilitacją, a „7” – wybitną pozycją, która domaga się od razu ołtarzyka. Po prostu ten zakurzony, brudny materiał będzie brzmiał jeszcze lepiej, gdy puści się go na tak oldschoolowym nośniku.
Nie umniejszając roli gospodarza, muszę przyznać, że największą robotę wykonują tutaj podkłady. Niby pełne oczywistych inspiracji (złota era, lata 90., Nowy Jork itp.), ale jak brzmiące! Uginające się pod ciężkim basem perkusje i umiejętnie poszatkowane sample pozwoliły stworzyć klimat dusznej piwnicy, w której nawet budowane na echach trąbki kurczą się do klaustrofobicznych rozmiarów. Rzecz to o tyle imponująca, że wyszła spod rąk producentów praktycznie anonimowych. Tym bardziej miejcie oko na Krisa Qu czy Spear-Oh. Kto wie, może szykują nam się godni następcy Kixnare’a, Świętego i Roux Spany.
Warto także śledzić poczynania samego OTS, który odrobił już najważniejsze lekcje z rymowania, przez co porusza się po bicie pewnie, równo i bez większych wpadek. Że niby na takich klasycznych podkładach to żadna sztuka? Cóż, w takim razie posłuchajcie jego zwrotki w najnowszych „Młodych Wilkach”, gdzie mierzy się z bardziej pokręconą muzyką A$AP Ty i wypada naprawdę przekonująco. Co prawda charakterystyczny głos i lekka wada wymowy to jeszcze za mało, by mówić o własnym stylu, ale hej, to w końcu młody gość. Wierzę, że się wyrobi, przede wszystkim jako tekściarz, bo wersy są raczej mało frapujące, należą do tych z rodzaju: są, ale często mogłoby ich równie dobrze nie być. Póki co OTS brzmi, jakby chciał być trochę Jeżozwierzem, trochę Mielzkim, trochę Hadesem, a trochę kilkoma innymi raperami, których łatka „uliczny hip-hop” krępuje, ale nie chcą rezygnować z osiedlowego sznytu.
Sarius – „Gdzieś to już słyszałem mixtape”
Ostry podkręcił brzmienie soulowych pętli, Sarius (na zdjęciu) dograł swoje zwrotki, a ostateczny kształt materiałowi nadał DJ Kebs. Przepis na „Gdzieś to już słyszałem” był prosty, ale ten mixtape to kolejny dowód, że być może jedną z bolączek polskiego hip-hopu jest megalomania, przekombinowanie i paranoiczny strach przed prostotą. Żeby nie było, nie twierdzę, że najlepsze są tylko wygrzebane z winylów, surowe edity. Myślę natomiast, że niektórym producentom przydałaby się taki sprawdzian pokory – wtedy mogliby się przekonać, na ile rytm i melodia są rzeczywiście podstawą ich muzyki.
Pętle znalezione przez Ostrego są świetne, a przy tym – co specjalnie nie dziwi, zważywszy na tytuł krążka – znajomo brzmiące. Tempo – bardzo różnorodne, od nagrań, w których można sobie pozwolić na lekkie nucenie, po będące pod ciśnieniem, pędzące na złamanie karku loopy. Niewiarygodne jest to, jaki postęp zaliczył Sarius przez ostatni rok – w tej chwili to bodaj najlepiej zapowiadający się raper młodego pokolenia. Gość piekielnie uniwersalny, i to pod każdym względem. Świetnie czuje każdy podkład, wzorowo eksperymentuje z akcentami i modulacją głosu, pisze równie dobrze pojedyncze linijki, co rozpisane na całe utwory historie lub pejzaże („Crossfit” to takie częstochowskie „Dla zakochanych”). W technicznej kreatywności nie ustępuje najlepszym, a przy tym jest głodnym, wkurwionym na świat MC, jednym z tych, którzy „nie mogą powiedzieć, że nie czują lęku jak większość raperków”. Fantastycznie jest więc usłyszeć linijki, które łączą tę złość z warsztatowym kunsztem, np.: „Gdzieś to już słyszałem – a to nie wróży dobrze / Dużym kosztem żyję sobie w kraju / Gdzie „chata nowa” brzmi jak słowo japońskie”. Gdy dopilnuje, by oddech lepiej mu pracował, i wypleni ze swojego słownika kilka środowiskowych populizmów – jeszcze będzie o nim głośno.
Mixtape możecie pobrać ze strony Asfaltu . A poniżej przypominamy ubiegłoroczny album Sariusa wyprodukowany w całości przez Ostrego: