Reedycjom zarzuca się przede wszystkim niską jakość nagrań. – Ten mastering… brzmi, jakby ktoś nad nim pracował w piwnicy jakiegoś pubu – napisał na swoim Twitterze były gitarzysta Andy Taylor.
Odpowiedzialna za dystrybucję płyt wytwórnia EMI nie widzi z kolei powodów do narzekań. – Mastering jest zawsze rzeczą subiektywną. Zdajemy sobie sprawę, że brzmienie tych wersji różni się od poprzednich, jednak nie musi oznaczać to, że są one gorsze – czytamy w oficjalnym komunikacie koncernu. – Otrzymaliśmy wiele zróżnicowanych komentarzy odnośnie masteringu – masteringu, który na dobrą sprawę przebiega w podobny sposób podczas prac nad każdym innym projektem. Z naszych informacji wynika, że wszyscy ci, którzy narzekają na brzmienie albumów, są póki co w mniejszości.
EMI przyznało się do jednego błędu. Jednak ich zdaniem nie ma on wpływu na odbiór całości. – Jest pewna usterka związana z dźwiękiem aparatu robiącego zdjęcia na samym początku piosenki „Girls On Film” z albumu „Duran Duran”. I choć przez to album może się wydawać komuś dalekim od ideału, problem ten nie przeszkadza w odbiorze muzyki, dlatego nie planujemy wznowień z poprawkami.