To miał być w pierwowzorze projekt solowy?:
Na samym początku Kiev Office był faktycznie moim solowym projektem. Grając w różnych trójmiejskich składach zebrało mi się sporo utworów które nagrywałem na prosty czteroślad, snując plany o założeniu własnej formacji. Latem 2007 roku ze snucia planów przeszedłem do etapu urzeczywistniania wizji – od tamtego momentu do ustabilizowania składu rok później przez grupę przewinęło się kilkanaście osób (przez moment w składzie było nawet dwóch perkusistów, sam zaś na pierwszych koncertach sięgałem głównie po gitarę basową i rzadziej śpiewałem) były różne etapy muzyczne, począwszy od kombinowania z elektroniką, a skończywszy na punkowej surowiźnie. W zasadzie – co taktycznie było ryzykowne, dosłownie po paru próbach Kiev Office zaczął występować jako twór koncertowy, a z powodu wszystkich tych muzycznych i personalnych zmian można powiedzieć iż grupa w dosłowny sposób dorastała na oczach publiczności. Koniec końców obecnie od ponad roku Kiev Office podąża skutecznie ścieżką eklektycznego alternatywnego rocka, skład (W którym oprócz mnie znajduje się perkusista, Krzysiek Wroński i basistka Joanna Kucharska) jest scalony wspólną wizją muzyczną i przede wszystkim pozytywną energią, którą nawzajem sobie przekazujemy
Dlaczego jednak trio? – jakie kryterium było dominujące w doborze muzycznych towarzyszy?:
Trio do moim zdaniem skład niezwykle motywujący do działania – 3 osoby które muszą wzajemnie na sobie polegać, wzajemnie kombinować jak osiągnąć pełnie brzmienia przy ograniczonej przez taki skład liczbie kończyn, no i jest to skład optymalny w podejmowaniu wspólnych decyzji – co często bywa kłopotem w kwartetach i większych składach.
Jednak droga ku założeniu optymalnego tria była długa i ciężka, nie interesowali mnie fani Grunge’u, Comy i Metalu – a w mym rodzimym mieście (w Gdyni) wśród chętnych do grania fani takich klimatów przeważali. Jeśli pojawiał się ktoś kojarzący takie nazwy jak Talk Talk, Hood, Trail of Dead czy Psychic Tv – nie posiadał zbytnich umiejętności do grania takiej muzyki. Na szczęście świat jest mały i sekcje rytmiczną uzupełniła moja przyjaciółka Joanna Kucharska – akurat kontemplowała przerwę od grania w yassowych projektach więc weszła do grupy od razu. Perkusistą został Krzysiek Wroński, znany również z Post-Punkowego zespołu Kolonia w którym równolegle bębni – znamy się z czasów licealnych. W takim układzie, który jest układem przyjacielskim wiemy czego się po sobie spodziewać, jakie zalety i wady ma każdy z nas, i wiemy jak do siebie dotrzeć w każdej sytuacji.
Na koncertach lubicie sobie poimprowizować i poeksperymentować, nie jesteście zespołem, który wychodzi na scenę i odgrywa „przeboje”:
Uwielbiamy improwizować i zmieniać często strukturę naszych piosenek, jednak nie zawsze jest na to opcja – jeśli po publice widać iż jest spragniona przede wszystkim zabawy to wolimy nie przesadzać z urozmaicaniem i trzymać się ustalonego programu (śmiech). Z improwizacji na scenie wychodzą często ciekawe rzeczy lub całe utwory, jak „Bałtyk nocą” (znajdzie sie na następnym albumie), który stworzyliśmy w pare minut podczas improwizacji na koncercie w Olsztynie. Częste improwizowanie bierze sie też z tego iż każdy z nas ma doświadczenie ze składów obracających sie w takich stylistykach – zespół Kolonia w której gra Krzysztof gra często transowe sety „na gorąco”, Joanna przez wiele lat wykonywała z grupą jazz 1/2 muzyke z kręgu yass/funk a ja oprócz wcześniejszych doświadczeń wyniesionych z post-rock/noisowej sceny trójmiejskiej występuje obecnie w grupie Jerzego Mazzolla – tak więc improwizowanie nie sprawia nam trudności. Mamy razem osobny projekt pod nazwą „smokorozmon”, który gra tylko muzykę tego rodzaju – takie dosyć kwaśne i fazowe granie, może za jakiś czas uda nam się wydać to na płycie.
Wasze występy to nie tylko muzyka, ale także wartość dodana w postaci wizualizacji, czy wmiksowanych różnych dźwięków/przemówień – skąd czerpiecie do tego inspirację – co wykorzystujecie? :
Sampler, choć obecne rzadziej przez nas wykorzystywany, jest narzędziem nam bliskim – na płycie w kilku miejscach słyszymy głos Józefa Piłsudzkiego, pojawiają się fragmenty kronik filmowych, fragmenty odgłosów z filmów – jest to trzeci plan aczkolwiek bardzo dla nas ważny przy kreowaniu klimatu. Wszystkie szumy, piski, plamy dźwiękowe i głosy mają w naszych utworach konkretne miejsce, przynajmniej w wersjach studyjnych, gdyż z powodów technicznych nie zawsze na scenie owych sampli używamy. Wizualna strona jest dla nas również ważna, często wykorzystujemy fragmenty z filmów Gruzińskiego reżysera Sergieia Paranajova, który tworzył wielce abstrakcyjne piękne filmy pełne symboliki (m.in. „Colour of Pomegranates” – wizja totalna) lub projekcje wcześniej przez nas przygotowane – nie lubimy utartych klisz wizualnych, więc w miarę możliwości staramy się zaprezentować coś specyficznego. Nie korzystamy za każdym razem z wizualizacji, zostawiamy je zazwyczaj na większe występy.
Podobno Wasza płyta powstała mocno spontanicznie?:
Weszliśmy do Sopockiego studia Long Train w październiku 2008 roku i w zasadzie po nagraniu dwóch utworów demo stwierdziliśmy iż czas nagrać całą płytę. Owe dwa utwory demo poszły do kosza, ale po drodze powstało 15 utworów, z czego na płytę weszło 10 – więc sesja nagraniowa była definitywnie płodna. Przy pracach nad płytą kierowaliśmy się zasadą iż nie nagrywamy raczej starych utworów – ostatecznie ze starszych rzeczy wszedł jeden numer, reszta materiału miała być całkowicie premierowa. Równocześnie z początkiem nagrań zaczęliśmy współprace z wytwórnią Nasiono Records, która zapewniła nam całkowitą swobodę artystyczną, więc na spontaniczność mogliśmy sobie też pozwolić – niektóre utwory jak „Syndrom” czy „Telewizja” komponowaliśmy i nagrywaliśmy bezpośrednio w studiu, wykorzystywaliśmy różne efekty, bawiliśmy się brzmieniem instrumentów. Nagrania poszły nam swobodnie, dwa miesiące bardzo fajnego czasu, sam na sam z muzyką – coś o czym marzyliśmy i o czym każdy muzyk chyba zresztą marzy.
Przy czym tak długo kombinowaliście, że miksy się nieco przedłużyły?:
Chcieliśmy razem z naszym producentem Erykiem Szeffera stworzyć brzmienie, które pozwalałoby zachować podskórny niepokój i chłód naszej muzyki, a jednocześnie miałoby pewien rodzaj ciepłej przestrzeni – stąd długie prace nad mixami, wszelkie prace z trzecim planem na nagraniach, umiejscowieniem instrumentów. Nie chcieliśmy kontynuować pracy w innych studiach, chcieliśmy od początku do końca wczuć się w atmosferę miejsca, również przy mixach i masteringu – z rezultatu jesteśmy bardzo zadowoleni – płyta brzmi dokładnie tak jak chcieliśmy od początku by brzmiała.
To prawda, że nagrywaliście perkusję na korytarzu?:
W paru utworach min. W „Dance Through The end of night” perkusja jest nagrana w całości na korytarzu w budynku w którym mieści się studio. Powstał fajny naturalny pogłos, nie ufamy cyfrowym substytutom. Ta niechęć do nowoczesnej technologii uzewnętrzniła się też w sposobie nagrywania gitar – nagrywaliśmy ich sporą część zbierając sygnał z mikrofonu umieszczonego w centrali perkusyjnej – przez co powstawało bardzo duszne maślane brzmienie, a w jednym utworze słychać…solówkę zagraną na kartce papieru (ale nie zdradzę w jakim – niech słuchacz sam to odkryje).
Czy jest Wam bliska polska, nowa fala z takimi przedstawicielami jak Ciechowski czy Janerka?:
Krajowa scena nowofalowa, jak i cały pejzaż muzyczny 80-tych lat jest dla nas inspirujący – Janerka i Republika to mistrzowie. Pamięci Grzegorza Ciechowskiego poświęciliśmy zresztą internetowego singla (jak i wystąpiliśmy na festiwalu jego pamięci w Tczewie gdzie zdobyliśmy nagrodę). Poza tym Madame, Variete…Chociaż z drugiej strony fascynujemy się wczesnym Papa Dance, z okresu ich pierwszych dwóch płyt – świetnie wykonany, świeży jak na tamte czasy new romantic, a że to twór producencki – po części konsumpcyjny – co z tego? Melodie się liczą.
Prócz alternatywnego zacięcia, naleciałości punkowskich, połączonych z jazzową wirtuozerią i wy w swoich nagraniach nie wstydzicie się także popowego sznytu..:
Stworzenie kilkuminutowej, krótkiej i chwytliwej piosenki która zapadnie w pamięć i będzie sprawiała psychiczną i fizyczną przyjemność odsłuchu jest stokroć trudniejsze niż stworzenie długiej, ciężkiej, pojechanej pieśni. Do stworzenia jednego i drugiego potrzebne są umiejętności, ale i przede wszystkim talent, my uważamy iż talent do chwytliwych melodii posiadamy więc z tego korzystamy – stąd popowy sznyt, nie widzimy w tym nic złego i z pewnością z estetyką pop będziemy jeszcze coś kombinować.
”Muzyczne puzzle”, to trafne określenie na Waszą muzykę?:
Można tak na naszą muzykę rzec. Ja osobiście lubię określenie „Post- Everything”.
Na koniec pytanie odnoszące się do warstwy lirycznej. Zdarza się Tobie śpiewać o „Nim”. Kim „On” jest?:
On w zasadzie może być Tobą, Mną, Nim, Ją…Każdy z nas ma swojego „Jego”. Mogę tylko powiedzieć odnośnie tekstów że „On” istnieje naprawdę i obraża się jeśli ktoś określa go tylko kreacją artystyczną, ale równocześnie nie jest gotów by się ujawnić, nie interesuje go póki co krajowa muzyka alternatywna, czy jakikolwiek lokalno-krajowy splendor…