Nagrałem już cztery kawałki – opowiada radomianin w rozmowie z cgm.pl i zdradza, że jego trzeci album trafi do sprzedaży pod koniec roku. Zapytany o tytuł, przyznaje, że krążek będzie kontynuował dotychczasową serię „Rzeczy”, jednak jeszcze nie wie, jakim przymiotnikiem opatrzy to słowo. Chcę, żeby to było zamknięcie trzyczęściowego cyklu – zaznacza.
Debiutanckie, wydane w 2013 roku nosiły tytuł „Takie rzeczy” i, jak wielokrotnie przyznawał sam Kę, były napisane pod wpływem alkoholu. Co innego „Nowe rzeczy”: te dokumentują już czas próby poradzenia sobie z nałogiem. Jak jednak przyznaje, trzecie „Rzeczy” są potrzebne. Po to, by domknąć cykl, ale przede wszystkim po to, by doprecyzować swój przekaz. Jak się okazuje, nadchodzący krążek wprowadzi dodatkowe odcienie i wyjdzie poza czarno-biały obraz dotychczasowej dyskografii radomianina (ciemny czas „Takich rzeczy” i hurraoptymizm „Nowych”).
Nowe rzeczy” są o tym, że trzeba zapierdalać i że wszystko się ułoży, jeśli się tego chce – wspomina Kę. Byłem święcie przekonany, że tak jest. A teraz się okazało, że to, co siedzi u człowieka w głowie, jest niewyobrażalne. Tamta płyta miała być „końcem historii”, a ja, dzięki ciężkiej pracy, miałem wieść spokojne życie. Tymczasem okazało się, że gówno prawda.
Stąd decyzja, by trzecią płytą domknąć cykl, a zarazem prywatne poszukiwania spokoju ducha. W tym sensie myślę, że to, co będzie na nowej płycie, będzie ostateczne. Na tyle ostateczne, że wreszcie znajdę ten spokój, a moje życie się uporządkuje – dodaje.
„Nowe rzeczy” były pisane w czasie, gdy Kę odstawił alkohol, ale dopiero nadchodzący album przygotowywany jest zupełnie na trzeźwo. Teraz mam zupełnie inny wgląd w siebie. Przeżyłem rok mocnych przemyśleń wspólnie z ludźmi, którzy się tym zajmują (moja wspólnota, terapeuci). Patrzymy, o co w tym naprawdę chodzi – tłumaczy.
Dlatego na trzeciej płycie ma być bardziej osobiście, niż zwykle. Przynajmniej na to wskazują dotychczas zarejestrowane utwory. Spośród czterech trzy są osobiste. Wywlekam różne rzeczy. Oczywiście będzie też luźniej momentami, ale jakichś płytszych analiz bym się nie spodziewał – mówi, po czym dodaje: Piszę o tym, czego przez ostatni rok się bałem, co mnie drażniło. Sporo lęku jest na tej płycie. I przykrych emocji.
Wszystko wskazuje na to, że wątki osobiste wpłyną także na solowy charakter płyty. KęKę wprawdzie nie składa jeszcze ostatecznych deklaracji, ale póki co nie wyobraża sobie, by w którymś z dotychczas zarejestrowanych utworów miał się znaleźć jakiś gość, śpiewający lub rymujący. Decyzja, by zapełniać ścieżki wyłącznie swoim głosem, zupełnie nie dziwi. Tracklisty „Takich rzeczy” i „Nowych rzeczy” mówią wszystko: w sumie dwadzieścia osiem utworów i żadnego gościa. Choć Kę przyznaje, że jest w nim ochota, by zaprosić do swojego numeru któregoś z zaprzyjaźnionych MCs („Czasami widzę w moim rapie takie momenty, które by do tego pasowały”), za chwilę dodaje: W moich dotychczasowych numerach nie ma miejsca na nikogo.
Pożytkiem z solowego nagrywania jest samorozwój. Kę wspomina, jak w jednym z ostatnio zarejestrowanych utworów jest moment, w którym dobrym rozwiązaniem byłby kobiecy śpiew. To jednak, że raperowi w studiu nie towarzyszyła żadna wokalistka, sprawiło, że był zmuszony szukać rozwiązań na własną rękę: I to, co wyszło finalnie, jest pięć razy lepsze. Fakt, że jestem sam i mam jakieś ograniczenia, zmusza mnie do kombinowania. Jak masz nogę w gipsie, musisz chodzić o kulach, przez co rosną ci barki.
KęKę nie planuje więc na razie zapraszać gości. Poszerza mu się za to lista producentów, z którymi współpracuje. Wśród dotychczas nagranych utworów są dwa z beatmakerami, na których podkładach radomianin dotychczas nie składał. Póki co bity łączy to, że mają melodyjkę, która mi się podoba – mówi.
Tę melodyjkę, przypomnijmy, będziemy mogli usłyszeć jeszcze w tym roku.