– Nie znałem jej. Po prostu uznałem, że to wielka strata – powiedział wokalista Billie Joe Armstrong w rozmowie z „NME”. – To dosyć interesujące, bo cała płyta traktuje o imprezie. Umieszczając „Amy” na końcu, pokazaliśmy w pewnym sensie konsekwencje takiego trybu życia.
Armstrong przyznał, że największą siłą Winehouse był jej silny związek ze starym soulem spod znaku Motown. – To za jej sprawą młodsze pokolenie poznawało tamte brzmienia – powiedział.