fot. Michael Lavine
Ostatnie tygodnie przynoszą sporo oskarżeń pod adresem czołowych postaci Bad Boy Records. Diddy, czyli właściciel labelu, w krótkim czasie został oskarżony o przemoc seksualną wobec czterech kobiet, w tym swojej byłej partnerki i podopiecznej – Cassie. Raper zawarł z nią ugodę, dzięki czemu uniknął procesu, niemniej jego prawnik twierdzi, że zarzuty były bezpodstawne i od początku nastawione na wyciągnięcie pieniędzy od giganta przemysłu muzycznego. Diddy publicznie odniósł się do sprawy dopiero w mijającym tygodniu, po tym jak oskarżenia wobec niego wysunęła czwarta kobieta.
– Wystarczy. Przez kilka ostatnich tygodni siedziałem cicho i patrzyłem, jak ludzie próbują zabić mój charakter, zniszczyć moją reputację i moje dziedzictwo.
Obrzydliwe zarzuty wobec mnie zostały wysunięte przez osoby szukające szybkiego zarobku.
Powiem wprost: nie zrobiłem żadnej z tych okropnych rzeczy, które mi zarzucano. Będę walczył o moje imię, moją rodzinę i prawdę.
Sean Diddy Combs – napisał w stories na Instagramie artysta.
Problemy ma nie tylko właściciel wytwórni, ale także jej były prezes Harve Pierre. Mężczyzna został oskarżony o udział w gwałcie zbiorowym. W rozmowie z TMZ mężczyzna stanowczo zaprzecza. – To fikcja. Nigdy nie uczestniczyłem, nie byłem świadkiem ani nie słyszałem o czymś takim. Te obrzydliwe zarzuty są fałszywe i stanowią desperacką próbę uzyskania korzyści finansowych – komentuje.
Kobieta przedstawiająca się jako Jane Doe, przekonuje, że w 2003 r., kiedy była nieletnia, zwabiono ją do prywatnego odrzutowca, którym miała polecieć do Nowego Jorku, do studia nagraniowego Diddy’ego. Kobieta twierdzi, że została napastowana w łazience studia, donosi również, że gdy doszło do napaści, Pierre palił crack. Były prezes Bad Boy Records zapowiada, że „zrobi wszystko, by chronić swoje dobre imię przed fałszywymi oskarżeniami”.