W dniach 9-11 lipca odbył się festiwal Eko Union of Rock Węgorzewo 2009. Organizatorzy zadbali o ciekawy line-up, tak krajowy jak i międzynarodowy. Bardzo ciekawym pomysłem było organizowanie każdego festiwalowego dnia „urodzinowych” występów. I tak już pierwszego dnia festiwal na dużej scenie otworzyła Renata Przemyk z koncertem z okazji 20-lecia pracy artystycznej. Wśród zaproszonych gości pojawiła się Anja Orthodox, zabrakło za to anonsowanej Marii Peszek, której przyjazd na mazury pokrzyżowała choroba. Mimo to występ Przemyk był jednym z ważniejszych wydarzeń festiwalu. Usłyszeliśmy wszystkie najważniejsze utwory wokalistki z „Babę zesłał Bóg” na czele.
W dalszej kolejności zaprezentowali się warszawski Renton i zaraz po nich płockie Lao Che. Koncert tych ostatnich był moim zdaniem najjaśniejszym punktem line-up’u tego dnia. „Spięty” i spółka zaprezentowali nie tylko set najgrubszych przebojów z Powstania Warszawskiego i Gospel, ale również zapowiadając nową płytę zaserwowali kilka nowych numerów. W finale zaś usłyszeliśmy bardzo ciekawie zaaranżowany cover „Strzeż się tych miejsc” Leszka Janerki.
Po Lao Che scena należała do brytyjskiej formacji Oceansize, której występ podziwiała już nieco mniej liczna publiczność niż płocczan. Czwartkowe koncerty, późną nocą zamykał występ duetu Hetane, który z powodzeniem, od kilku lat zdobywa coraz większe uznanie i fanów w Polsce.
Piątek w Węgorzewie zaczął się od razu od bardzo mocnego uderzenia. Zaraz po występach konkursowiczów na scenie głównej zainstalowała się Armia. Budzy z zespołem w bardzo równym, i dobrze zagranym gigu pokazał nie tylko materiał z ostatniej płyty „Der Prozess” ale i kilka sztandarowych kawałków formacji. Bardzo dobrze zostało przyjęte VooVoo z Hajdamaki (Ukraina). Waglewski wraz z kolegami ze wschodu zaprezentował rasowy materiał sceny world bogaty w smaczki znane z Voo Voo i wzbogacone słowiańsko-bałkańską stylistyką i żywiołowością. Koncert, mimo iż przez wielu skazany na pożarcie, bo wciśnięty między znacznie cięższą Armię i ostre Acid Drinkers, wybrzmiał i obronił się świetnie. Goście z Ukrainy pokazali zaś pazury i bez kompleksów, z dużą swobodą czarowali rockową publikę.
Bardzo ważnym punktem drugiego dnia festiwalu był koncert wspomnianych wcześniej Kwasożłopów, którzy ze swoich 20-tych urodzin zrobili 40. rocznicę wydania pierwszej płyty Led Zeppelin. To nie była jedyna niespodzianka. Wielu festiwalowiczów zdziwionych było doborem gości. Wraz z Acid Drinkers, w repertuarze zeppelinów, zaprezentowała się Ewelina Flinta. Jej wyjście na scenę nie wywołało wielkiego entuzjazmu sceptycznych fanów cięższych brzmień. Jednak Ewelina z niejednego pieca chleb jadła i… opuszczała scenę wśród gromkich wezwań do bisów. Obecność kolejnego gościa na scenie – Piotra Cugowskiego już nie dziwiła tak bardzo.
Chwilę po północy ruszył nowojorski ciężki walec – grupa Biohazard, dobrze już znana polskim bywalcom koncertów. Energetyczni amerykanie zaserwowali bardzo żywiołowy gig grając przekrojowy materiał i łapiąc doskonały kontakt z publicznością. Na zakończenie mieliśmy jeszcze krajowy akcent, L.Stadt – oczywiście z Łodzi.
Ostatniego dnia festiwalu ostatnich żyjących w okolicy prawdziwych punków pod scenę zebrał i riffami rozpieścił Siczka ze swoim KSU. Było wszystko, co być powinno, z „Libanem” i „Jabolowymi ofiarami” włącznie. Tylko chyba za krótko.
Kolejną gwiazdą, tym razem już w wieczornej części koncertu, była wszechstronnie sprawdzona i świetnie koncertująca grupa De Press. Po dobrym, góralskim rocku przyszedł czas na ostatnią z międzynarodowych gwiazd, brytyjską legendę prog-rocka – Paradise Lost. Na scenie wrzało, pod sceną kipiało. A to był w zasadzie dopiero półmetek niedzielnych atrakcji wielkiego formatu. Po północy na rozgrzaną scenę wkroczył Artur Rojek ze swoim Myslovitz, by po (kolejnym) równym i dobrym występie oddać mikrofony kolejnemu jubilatowi na Eko Union of Rock. Przed drugą w nocy swoją trzydziestkę obchodzić zaczął Oddział Zamknięty, zapraszając na scenę byłych legendarnego Krzysztofa Jaryczewskiego i Krystynę Prońko. Wśród gości pojawił się „kręgosłup” TSA, czyli panowie Piekarczyk i Nowak. Panowie nie zapomnieli także o ukłonie w stronę zmarłego niedawno Króla Popu… i zagrali niesmiertelne Billy Jean.
Eko Union of Rock to również szereg konkursów dla kapel z polski i zagranicy, oraz… oczywiście dla twórców w mundurach. Wśród tych ostatnich triumfował zespół Hiroszima z Olsztyna. Nagrodę w „krajowym” konkursie zgarnęła również olsztyńska formacja Transsexdisco. W konkursie „międzynarodowym” wygrali Blackfish z Anglii. Nagrodę dziennikarzy otrzymali Metropolis ze Słowacji, a publika orzekła, że najlepiej zaprezentował się zespół Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach.