fot. Daniel Jaroszek
Kiedy na polskiej scenie pojawia się wyjątkowo uzdolniony artysta, który odnosi duży sukces, natychmiast pojawiają się spekulacje, że to zaledwie wstęp do międzynarodowej popularności. Podobne rozważania towarzyszyły także rozwojowi kariery Dawida Podsiadło, sam wokalista poczynił nawet pewne kroki, przyjmując inspirowany serialem „Przyjaciele” pseudonim David Ross.
Finalnie z podboju zagranicznych rynków niewiele wyszło i wygląda na to, że już nie wyjdzie. W przeprowadzonej dla Gazety Wyborczej rozmowie z Jarkiem Szubrychtem wokalista skromnie przyznaje, że wspólnie ze swoim managementem przeliczyli się z planami.
– Marzenie o tym, żeby być „sławnym na cały świat”, było trochę na wyrost. Przesadziłem. Do promowania muzyki w skali globalnej potrzebna jest ogromna machina. Potrzebna jest historia i kontekst, który będzie możliwy do opowiedzenia gdzieś tam, muzyka, która odróżni się czymś od tej, którą tam mają. Dziś wiem, że to miks szczęścia i polityki. Wtedy myślałem, że skoro śpiewam po angielsku i nauczycielka chwaliła mój akcent, że skoro słucham muzyki stamtąd i nagrywam piosenki, które mi się z tamtą muzyką kojarzą, to wystarczy. Byłem naiwny, wierząc w ten swój disnejowski scenariusz – mówi.
Czy artysta żałuje, że jego kariera nie rozwinęła się na tyle, by mógł zawojować światowe rynki? Zdaje się, że nie.
– Nie czuję już potrzeby, żeby być sławnym na cały świat, bo jestem sławny w jednym kraju i już to jest wystarczająco trudne. Przez jeden sezon byłoby super, ale prognozy wskazują, że jeszcze przez parę lat będę rozpoznawalny, a to już jest wyzwanie. Skupiam się więc na swoim podejściu do sławy. Pracuję nad tym, żeby wysyłać tylko dobrą energię, bo ludzie najczęściej zaczepiają mnie, żeby powiedzieć coś miłego. Zarazem muszę dbać o siebie i być asertywny, jeśli ktoś jest nachalny. Uświadomiłem sobie jednak, że ci ludzie spotkają w ciągu dnia tylko jednego Dawida, a ja spotkam kilka takich osób, które mnie rozpoznają. Chciałbym, żeby każda z nich dostała ode mnie przesłanie: „Żyj, bądź zdrowy i szczęśliwy. Jeżeli ci się nie podobam, to sorry, że przeszkadzam swoim pojawieniem się w pobliżu. Jeżeli natomiast się podobam, to bardzo mi miło i piona” – mówi Jarkowi Szubrychtowi Dawid.