„Bóg najwidoczniej potrzebował go bardziej…”

Wczoraj wieczorem odbyły się publiczne uroczystości upamiętniające Michaela Jacksona.


2009.07.08

opublikował:

„Bóg najwidoczniej potrzebował go bardziej…”

Jackson kilka lat temu w jednym z wywiadów życzył sobie, by jego pogrzeb był wydarzeniem na światową skalę. „Chciałbym, aby były fajerwerki i takie tam”, mówił wówczas. Cóż, fajerwerów może i nie było, ale Jacko dopiął swego – we wtorek, 7 lipca, mówiło się tylko i wyłącznie o jego pogrzebie.

W Los Angeles już od ostatniego weekendu zaczęły zbierać się grupy fanów Króla Popu. Jak informują zagraniczne media, szczególnie tłumnie na zachodnie wybrzeże USA pchali się mieszkańcy Wielkiej Brytanii. Wówczas nikt jeszcze nie wiedział, czy znajdzie się w gronie szczęśliwców, którzy będą mogli osobiście uczestniczyć w ceremonii w hali Staples Center. Szaleństwo rozpoczęło się w poniedziałek. W drodze losowania rozdano „tylko” 11 tysięcy wejściówek (lub, jak to ładnie ujął Zbigniew Hołdys, „kart wstępu”), ale nie wpłynęło to zupełnie na rozluźnienie atmosfery w Los Angeles. Wprost przeciwnie, do miasta napierały coraz większe tłumy (osiągając ostatecznie liczbę kilku milionów), które chciały chociaż być w okolicy tego dnia. „A nuż się uda dostać do hali?”, myśleli pewnie niektórzy. Nie udało się, bo lokalne władze skutecznie zablokowały możliwość jakiegokolwiek przejazdu i w ogóle wstępu bez odpowiednich uprawnień na teren w promieniu jednego kilometra od Staples Center.

Ostatecznie na ceremonii zjawiło się prawie dwadzieścia tysięcy osób, z czego osiem tysięcy – przyjaciele i znajomi Jacko – otrzymało osobiste zaproszenia. Miliard widzów siedziało przed telewizorami. Impreza miała się rozpocząć o godzinie 19 czasu polskiego. Niestety, po przeczytaniu krótkich listów od Diany Ross i Nelsona Mandeli (obydwoje nie mogli osobiście zjawić się w LA), nastąpiła stagnacja. W wypełnionej po brzegi hali zabrakło najważniejszego – trumny z ciałem Jacksona. Do ostatnich godzin nie wiadomo było, czy pojawi się ona w Staples Center (początkowo spekulowano, że zostanie ona zakopana i zabetonowana w ramach prywatnego, rodzinnego pogrzebu wokalisty). Fani wykorzystali ten czas godnie, oddając Królowi Popu nie minutę, ale dobre kilkadziesiąt minut ciszy.

Wreszcie pojawiła się trumna. Wykonaną z brązu, pozłacaną skrzynię wniesiono do hali przy akompaniamencie chórku gospel i umieszczono w samym centrum budynku, pośród stosu kwiatów. Po krótkiej przemowie pastora Luciousa Smitha na scenie pojawiła się Mariah Carey. Przyznam się szczerze, że jej brawurowe wykonanie „I`ll Be There” Jackson 5 w duecie z Trey`em Lorenzem wywołało ciarki na moich plecach. Piękna interpretacja. „Michael był największą gwiazdą na świecie”, powiedziała Queen Latifah, po czym za mikrofon złapał wieloletni przyjaciel i kompan Jacksona, Lionel Richie, i do spółki z chórem zaśpiewał „Jesus Is Love”. „Myślę, że określenie Król Popu jest w jego przypadku z małe. On był najlepszym piosenkarzem naszych czasów” –  to słowa Berry`ego Gordy`ego, założyciela słynnej wytwórni Motown. Chwilę później przy fortepianie siedział już Stevie Wonder. „Wiem, że wszyscy opłakujemy stratę Michaela, ale Bóg najwidoczniej potrzebował go bardziej”, powiedział niewidomy wokalista i wykonał piosenkę „Never Dreamed You`d Leave in Summer”.

Następnie przyszła wiekowa odwilż. Miejsce starszych na scenie zajęli nieco młodsi, którzy także chcieli oddać hołd zmarłemu przed kilkunastoma dniami idolowi. Pojawiła się Jennifer Hudson (zaśpiewała „Will You Be There”), nieco później Usher (wykonał „Gone Too Soon”) oraz Kobe Bryant wraz z Earvinem „Magic” Johnsonem. Udział tych ostatnich udowodnił, że twórczość Jacko inspirowała i nadal inspiruje nie tylko środowiska muzyczne, ale także sportowe. „Dzięki niemu zmobilizowałem się do lepszej gry w kosza”, wspomniał Magic, dokładając zabawną historyjkę, jak to jadł z Michaelem na dywanie kurczaki z KFC.

Organizatorzy imprezy zadbali o to, by ceremonia uświadomiła widzów o bardzo szerokim wpływie Jacksona na świat. Obok czarnoskórych osobistości (pojawił się nawet potomek słynnego wojownika o równouprawnienie rasowe, Martin Luther King III) na scenie można było także zobaczyć takie postacie jak John Mayer (zagrał na gitarze „Human Nature”) czy Brooke Shields. Był też akcent polityczny. Amerykański polityk, pani Sheila Jackson-Lee, nazwała Michaela „miłosiernym samarytaninem” i „idolem amerykańskim”.

Ceremonię zakończył akcent rodzinny. Najpierw usłyszeliśmy Jermaine`a Jacksona zmagającego się ze „Smile” z repertuaru Charliego Chaplina (Shields nazwała tę piosenkę „ulubioną Michaela Jacksona, ponieważ mówi o uśmiechu”), a później przyszła pora na najbardziej wzruszający moment całego memoriału. Przed mikrofonem stanęła cała rodzina Jacksonów. Co naturalne, podobnie jak gwiazdom, i im bardzo trudno było powstrzymać łzy. „Michael, razem z tobą odeszła część mnie”, przyznał brat wokalisty, Marlon. „Ja chciałam tylko powiedzieć, że Michael był najlepszym tatą na świecie. Kocham Cię”, ze łzami w oczach oznajmiła córka Paris.

Na sam koniec wszyscy artyści żegnający Króla wykonali wspólnie jego dwa słynne utwory – „We Are The World” i „Heal The World”.

Michael Jackson zmarł 25 czerwca w Los Angeles. Przyczyny jego śmierci nie są do końca znane. Miał 50 lat.

Polecane