Amerykanin przyleciał na koncert Taylor Swift do Warszawy z córką i jej przyjaciółmi. Wydał fortunę na bilety, ale nie wszedł na koncert

Trzeba było powiedzieć młodym Swifties, że nie zobaczą idolki na żywo.


2024.08.04

opublikował:

Amerykanin przyleciał na koncert Taylor Swift do Warszawy z córką i jej przyjaciółmi. Wydał fortunę na bilety, ale nie wszedł na koncert

fot. mat. pras.

Sobotni wieczór był ostatnim spędzonym przez Taylor Swift na PGE Narodowym. Amerykanka zadeklarowała, że od teraz będzie odwiedzać Polskę przy okazji każdej trasy koncertowej. Przez trzy kolejne dni jej trzygodzinne show oklaskiwał komplet widzów. Bilety wyprzedały się na pniu i jak zwykle w takich sytuacjach ci, którzy nie zdążyli, zaczęli polować na wejściówki w drugim obiegu. Niestety, polować zaczęli również oszuści, sprzedający sfałszowane bilety, a czasem bilety-widmo, które jakimś cudem rozpływają się w powietrzu po zaksięgowaniu przelewu.

Rob Volmer przyleciał z Waszyngtonu do Warszawy z córką i szóstką jej przyjaciół. Za bilety na sobotni koncert Taylor zapłacił na platformie StubHub ponad 38 tys. zł. Jeszcze więcej – 52 tys. wydał na przelot w obie strony. Niestety, na miejscu dowiedział się, że nie wejdzie na stadion, ponieważ jego bilety są fałszywe.

SPRAWDŹ TAKŻE: Ogłoszono cały skład trenerski 15. edycji „The Voice of Poland”

Gdy sprawdziłem bilety, okazało się, że użyto niewłaściwej czcionki. Przerobili obraz w Photoshopie. Myślałem, że to jakiś koszmar, ale potem dowiedziałem się, że podobne problemy miały również inne osoby – komentuje w rozmowie z brytyjskim „Daily Mail” Volmer (cytat za o2.pl). Mężczyzna dopiero w Warszawie dowiedział się, że bilety na koncerty Swift były personalizowane. Amerykanin interweniował w firmie, na stronie której kupił wejściówki, ale nic to nie zmieniło. Mieszkaniec Waszyngtonu miał spędzić ponad 37 godzin na próbie rozwiązania problemu ze StubHub.

Każda osoba, z którą rozmawiałem, przedstawiała inną historię – to totalne szaleństwo. Twierdzili, że personalizacja biletów nie jest konieczna, ale podczas rozmów telefonicznych stwierdzili, że muszą być one spersonalizowane – relacjonował w rozmowie z „Daily Mail”. Oznacza to, że ochrona przy wejściu sprawdza, czy na bilecie widnieje nazwisko osoby, która się nim posługuje. Według słów samego Volmera, StubHub miało zasugerować mu „zajęcie bramy wjazdowej i próbę dostania się na stadion bez dokumentu tożsamości”.

W opisywanej sytuacji mężczyzna otrzyma od StubHub zwrot za bilety. To marna pociecha, ponieważ za przelot nikt już pieniędzy nie zwróci. No i trzeba było jeszcze powiedzieć młodym Swifties, że cała wyprawa na nic, ponieważ nie zobaczą swojej idolki na żywo.

Podobnych sytuacji na całym świecie jest mnóstwo, dlatego organizatorzy zawsze podkreślają, by kupować wejściówki w autoryzowanych punktach sprzedaży.

Polecane