fot. mat. pras.
Żarty (z wiary) się skończyły. Bo wszystko wskazuje na to, że nawrócenie księcia hip-hopu – zasygnalizowane na jego poprzednim krążku, czyli „Jesus Is King” – to ani kaprys miliardera, ani jednosezonowa moda. To raczej – sądząc z zawartości nowej płyty – absolutnie autentyczna przemiana w dziecko Chrystusa, które modli się najlepiej, jak tylko można, czyli… śpiewem! O czym przekonuje album wyprodukowany przez Kanye, ale (werble i oklaski!) firmowany nazwą Sunday Service Choir. To właśnie ulubieńcy rapera robią tu taki gospel, że… klękajcie narody. A zwłaszcza te, które wierzycie w nowonarodzonego Mesjasza!
Tym razem nie zaliczył poślizgu, jak poprzednim razem, ale wydał nowy album w punkt, czyli w terminie. Dokładnie tak, jak zapowiadał – w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Co więcej – tym razem nie podpisał się pod nowym materiałem z imienia i nazwiska (co zdarzyło mu się pierwszy raz w karierze!). Skromniś! Ale wart szacunku. Bo – już bez śmieszkowania – zrobił to w całkowicie dobrej sprawie. Można wręcz powiedzieć, że publikując album gospelowego chóru Sunday Service Choir – oczywiście działającego pod jego kierownictwem – po raz pierwszy w karierze usunął się w cień, czyli… postąpił po chrześcijańsku. Co warte jest docenienia.
A co do muzycznej zawartości drugiego już w tym roku (i znów religijnego!) albumu KW – większość nagrań to utwory „koncertowe”, czy raczej obrzędowe (bo nagrane „na setkę” w trakcie ceremonii kościelnych lub też prób SSC). Stąd ich surowe, dalekie od ideału brzmienie. Ale to wcale nie jest wadą! Pisząc, aranżując i rejestrując tak oryginalny (pod względem gatunkowym i stylistycznym) repertuar, książę glam-rapu postawił na całkowita autentyczność. Co jest zarazem zaletą, jak i wadą „Jesus Is Born”.
Wadą, bo jednak obcując z tym niszowym, bardzo sprofilowanym tematycznie oraz ukierunkowanym na wybranego i wyrobionego słuchacza materiałem, ogranicza West swoje grono odbiorców. I to bardzo. I wąsko. No bo jakoś nie widzę wielu rodzimych słuchaczy, którzy pójdą za tym żarliwym wyznaniem wiary na kilka głosów (chóry są tu absolutnie porywające!). I będą nucić np. fantastycznego (w swoim sacro-gatunku) openera w postaci „Count Your Blessings”. Albo nieco wolniejszego, bliższego soulu, a może nawet R&B, ale również bardzo kościelnego „Excellent”.
Wielką zaletą jest natomiast nieskazitelna jednowymiarowość tego dzieła. Czyli w myśl zasady, według której w muzyce nie powinno być półśrodków – tu również jest konsekwencja (niczym skała). Czyli pójście na całość. W tym przypadku – za głosem serca. A więc jak w powiedzeniu, że ktoś nie bierze jeńców, tak na „Jesus Is Born” Kanye, który jeszcze kilka miesięcy temu serwował nam (na „Jesus Is King”) sacro-rap, tak teraz nie bierze on… niewiernych.
A czym w takim razie jest dla Was „Jesus Is Born”?
Artur Szklarczyk
Ocena: 3,5/5
Tracklista:
1. Count Your Blessings
2. Excellent
3. Revelations 19:1
4. Rain
5. Balm In Gilead
6. Father Stretch
7. Follow Me – Faith
8. Ultralight Beam
9. Lift Up Your Voices
10. More Than Anything
11. Weak
12. That’s How The Good Lord Works
13. Sunshine
14. Back to Life
15. Souls Anchored
16. Sweet Grace
17. Paradise
18. Satan, We’e Gonna Tear Your Kingdom Down
19. Total Praise