foto: mat. pras.
Mimo iż od premiery „Antepenultimate „, poprzedniego albumu Kasi Kowalskiej, w listopadzie minie dziesięć lat, artystka nie dopuściła do tego, by zniknąć z radarów fanów. W 2010 roku Kasia wydała „Moją krew”, płytę z coverami piosenek Republiki i Grzegorza Ciechowskiego, później zaangażowała się w projekt Maleo Reggae Rockers „Panny Wyklęte”. Trzy lata temu ukazał się zapis jej znakomitego występu z Przystanku Woodstock, ponadto artystka na przestrzeni dekady regularnie koncertowała. Być może dlatego słuchając „Ayi” nie czuję, że mam do czynienia z powrotem po latach, a po prostu kolejnym krokiem w karierze.
Kiedy w 2016 roku Kasia Kowalska opowiadała nam o singlu „Aya”, deklarowała, że chwilowo nie jest zainteresowana „pielęgnowaniem własnego doła”. „Rzuć za siebie zwątpień czarnych garść, będzie lepiej z tłem jaskrawych barw” – w kontekście całej twórczości artystki refren „Ayi” zaskakiwał i zapowiadał ogromne zmiany. Efektowi końcowemu daleko jednak do rewolucji, co nie znaczy, że nie da się wyczuć powiewu świeżości.
Być może gdyby „Aya” ukazała się niedługo po premierze singla, faktycznie byłaby radosna. Na przestrzeni tych dwóch lat artystka straciła jednak ojca, któremu na nowej płycie składa piękny hołd. Nie ośmielę się wyrokować, na ile rodzinna tragedia wpłynęła na artystkę, ale nie da się ukryć, że w warstwie tekstowej dziewiąta płyta Kasi Kowalskiej nie jest równie ponura co poprzednie.
Jeśli więc gdzieś szukać zmian, to przede wszystkim w muzyce. Wprawdzie „Aya” przynosi zgrabne pop-rockowe piosenki, do których Kasia przyzwyczaiła nas już w latach 90., ale nie brak tutaj też odważnych wypraw w kierunku amerykańskiej muzyki folkowej. Trudno nazwać te nawiązania pionierskimi, bowiem Anita Lipnicka z powodzeniem zaszczepia je w rodzimym głównym nurcie od czasu albumu „Vena Amoris”, niemniej nie sposób odmówić Kasi świeżości i autentyczności. Artystka porusza się w stylistyce alt country czy folku z niezwykłą gracją i wdziękiem. „Aya”, „Alannah” czy „Przebaczenia akt” dowodzą, że Kowalska ma amerykańską duszę i nagrywanie tego typu piosenek przychodzi jej z dużą swobodą. Jedyne nad czym można ubolewać to to, że wokalistka nie pokusiła się o więcej tego typu wycieczek. Cóż – może następnym razem. Ciekawym „amerykańskim” odniesieniem jest „Krzew ścinanych drzew” z gitarą kojarzącą się z Queens of the Age. To tylko pozorne zaskoczenie, bowiem wokalistka od lat jest zdeklarowaną fanką Josha Homme’a.
„Aya” przynosi wszystko to, za co fani pokochali Kasię Kowalską, a także znacznie więcej – odważne wycieczki poza strefę komfortu. Mimo kilku słabszych momentów – banalnych „Miłosnych zbrodni” czy nieco przekombinowanych „Wysp miliardów gwiazd”, dziewiąta płyta Kasi daje sporo satysfakcji i w pełni rekompensuje długi okres oczekiwania.
Maciek Kancerek
Ocena 4/5
Tracklista:
1. Aya
2. Dla Taty
3. Alannah (Tak niewiele chcę)
4. Teraz kiedy czuję
5. Czas się kurczy
6. Czerń i biel
7. Miłosne zbrodnie
8. Wyspy miliardów gwiazd
9. Przebaczenia akt
10. Krew ścinanych drzew
11. Tam gdzie nie sięga ból
Bonus:
12. Somewhere Inside ft. Alannah Myles