fot. mat. pras.
Jedna z najbardziej poharatanych emocjonalnie gwiazd muzyki naszych czasów wraca w wielkim stylu. Nie cierpię powiedzenia o tym, że co nas nie zabije, to nas wzmocni (wolę wierzyć, że to jednak sukcesy nas napędzają), ale wszystko wskazuje na to, że inspirowana życiowymi dramatami wokalistka nagrała album nie tylko mądry, szczery i uczciwy, ale przede wszystkim przebojowy.
„I like to fuck with you just to make up with you” – wali prosto z mostu Ariana w utworze „make up” ze swojej nowej, piątej już płyty. I właśnie taka, bezpośrednia, bezpretensjonalna, a czasami wręcz bezczelna jest ta 25-letnia wokalistka na krążku „thank you, next”. Wydaje się, że słowo „szczerość” to wręcz klucz do zrozumienia z tej płyty i – jak twierdzą pierwsi recenzenci – pozycji „granicznej” w dyskografii Grande. Artystki, która w ciągu kilkunastu miesięcy przeżyła: zamach podczas swojego koncertu w Manchesterze (maj 2017; zginęło wówczas 23 fanów), samobójstwo byłego narzeczonego Maca Millera (wrzesień 2018) i rozstanie z nowym ukochanym Petem Davidsonem (październik 2018). To właśnie z tych gorzkich doświadczeń wyrasta bardzo emocjonalna zawartość tekstowa „thank you, next”…
Słuchając po raz kolejny tych dwunastu premierowych utworów, które ukazują się raptem siedem miesięcy (!) po premierze poprzedniego albumu Grande „Sweeterner”, jestem wręcz pewien, że praca nad nowym materiałem była pewnego rodzaju terapią dla Amerykanki. Tuzinem znakomitych – w większości – numerów Ariana zdaje się dziś mówić: „skoro tyle przeżyłam, to co mnie jeszcze może z(a)łamać?”. Znacie pewnie również powiedzenie o tym, że życie podzieliło się komuś na dwie części? Mogę się mylić, ale stawiam spore pieniądze na to, że najnowszą płytą Grande zamyka pewien rozdział w swoim życiu i zaczyna nowe, nie tylko artystyczne życie.
„thank you, next” to pierwszy tak osobisty, ale też dojrzały jej materiał. Ariana napisała wszystkie utwory, jest współproducentką kilku z nich. Z gwiazdki nowego R&B zmienia się na naszych oczach w samodzielną i świadomą wokalistkę. Ma już nie tylko znakomity głos, ale staje się w pełni świadomą twórczynią. „Nie mam nic do stracenia. I nic do ukrycia. Bo wiecie już o mnie wszystko” – wydaje się mówić, kiedy śpiewa o tym, że teraz potrzebuje luźniejszego związku bez zobowiązań „bloodline”, czy wręcz ma ochotę na seks (wspomniany „make up”). Oczywiście nie brak tu szczerych i osobistych nawiązań do nieudanych związków i rozstań („ghostin”, „break up with your girlfriend, i’m bored”).
Plus za konsekwencję i produkcyjną spójność
A czy również muzycznie „thank you, next” jest nowym otwarciem w intensywnej przecież karierze tej wciąż bardzo młodej artystki? Swoimi nowymi piosenkami Ariana na pewno nie zrobi grandy w świecie alternatywnych brzmień, ale wielki plus za konsekwencję i produkcyjną spójność na całym krążku, który udanie łączy trapowe brzmienia z ulubionymi, wokalnymi klimatami w stylu R&B.
Oczywiście najbardziej wyróżniają się z całości znakomicie wybrane single: „imagine”, „7 rings”, tytułowy „thank u, next”, a przede wszystkim wysmakowany i jednocześnie subtelnie bangerowy finał w postaci „break up with your girlfriend, i’m bored”. To chyba najlepsza produkcja w tym zestawie. Ale nic nie brakuje również klubowemu, bujającemu „bloodline” z elementami reggae, czy równie wpadającego w ucho „make up”. Nie brak tu też zwolnionych, snujących się trapowych „cykaczy” („fake smile” „in my head”), ale o wiele ciekawiej robi się, gdy te synth-popowe utwory urozmaicone są albo soulowymi zaśpiewami (na przykład ten słynny „gwizdek” w głosie Ariany w „needy”). Nudy więc nie ma…
Nie ma też rewolucji, ale słucha się tej płyty naprawdę znakomicie.
Artur Szklarczyk
Ocena: 4/5
Tracklista:
1. imagine
2. needy
3. NASA
4. bloodline
5. fake smile
6. bad idea
7. make up
8. ghostin
9. in my head
10. 7 rings
11. thank u, next
12. break up with your girlfriend, i’m bored