„Wiele wskazuje na to, że ten facet może powtórzyć sukces Eda Sheerana. Opowiada śpiewem emocjonalne historie, które powinny też trafić do fanów Eda” – uważa recenzent „Suday Times”. „Dzięki poczcie pantoflowej może osiągnąć sukces podobny do Bena Howarda” – uważa z kolei „The Independent”. Inni dziennikarze zwracają uwagę na zmysłowość piosenek Lewisa, ich delikatność, świetną grę na gitarze i wielką jak na tak młody wiek dojrzałość.
Watson zaczął na poważnie zajmować się muzyką w 2011 roku, a rok później miał już wydaną EP-kę o tytule „It`s Got Four Sad Songs On It, BTW”. Wcześniej zyskał sporą popularność dzięki piosenkom publikowanym w sieci (m.in. 100 tys. „lajków” na Facebooku, 5 mln odtworzeń na YouYubie i Spotify). Zanim w Wielkiej Brytanii ukazał się jego debiut, Anglik zagrał na festiwalu Glastonbury i wyprzedał prestiżowy londyński klub „Koko”.
Debiutancki krążek Lewisa Watsona otrzymał tytuł „The Morning”. Zawiera folkowo-popowe piosenki, mocno akustyczne. W Polsce płyta ukaże się jesienią. Album wypełnia w dużej mierze wybór na nowo nagranych piosenek Anglika z dotychczas wydanych EP-ek oraz parę nieco nowszych kompozycji. Wśród tych drugich jest promująca całość „Stay”.
„Nie jestem fanem nagrywania na nowo starych rzeczy, ale wiele z tych piosenek znalazło się na EP-kach w wersjach niedokończonych. Teraz są wyprodukowane jak należy” – opowiada Lewis. „Chciałem, żeby ludzie mogli zaobserwować, jak rozwijałem się jako artysta”. Anglik głównie pisze o miłości. Zdradza też, z przymrużeniem oka, jedną tajemnicę: „Z płyty wynika jasno, że jestem beznadziejny w związkach”.