Foto: P. Tarasewicz / CGM.PL
Pandemia zahamowała rozwój FFF, federacji, w barwach której swoje debiutanckie pojedynki w formule MMA stoczyli m.in. DJ Decks i Rest. Pierwszy w wielkim stylu pokonał Tomasza Słodkiewicza, drugi niespodziewanie musiał uznać wyższość Rafała „Tito” Kryli. Od czasu pojedynku Rest spędzał czas na nagrywaniu nowej płyty („WNM3” ukazuje się w najbliższy piątek), a także na leczeniu kontuzji, ale teraz jest już zdrowy i deklaruje chęć powrotu do klatki. Z którą federacją zwiąże się artysta, tego nie wiemy, ale jak sam przyznaje – nie narzeka na brak ofert.
– Wróciłem z dalekiej podróży. Miałem bardzo dużo kontuzji, operację na bark, 12 miesięcy rehabilitacji. Później stwierdziłem, że jeszcze przegrodę zoperuję, jak już chcę się brać z powrotem do ciężkich treningów. Tak naprawdę było tego sporo, ok. 15 takich, kiedy nic nie robiłem, co jeszcze trochę widać – mówi Rest, wskazując na swój brzuch. – Jest parę kilo do zgubienia, bo biłem się w chyba 78kg, a teraz jest 88, a było 95. Przede mną pół roku treningów, jak się uda bez kontuzji, to zgłaszam się, a jakieś propozycje ciągle są, więc myślę, że nie będzie problemów z walką – mówi Monice Laskowskiej reprezentant Dixon37.
Sprawdź także: Sokół ocenia „ROMANTIC PSYCHO” Quebonafide z perspektywy roku od premiery
Rest był faworytem pojedynku z Tito, stąd po przegranej padło pod jego adresem sporo krytycznych słów. Raper tego nie ukrywa, ale podkreśla też, że negatywne opinie nie odbiły się na nim w żaden sposób.
– Raz się wygrywa, raz się przegrywa. W ogóle się nie załamałem. To ludzie wbili mi trochę szpileczek. Tak zawsze jest, nie tylko w muzyce. Ogólnie ludzie mają taką tendencję, że zwycięzców będą wszyscy nosić na rękach, a jak upadasz, to każdy ci wytyka i zostają tylko ci najbliżsi. Stało się tak, jak się miało stać – komentuje Rest.