Premiera Lou Rhodes

Wokalistka niezwykle cenionej w Polsce grupy Lamb.


2010.03.28

opublikował:

Premiera Lou Rhodes

To jedna z najmilszych niespodzianek tego roku: “One Good Thing” solowa płyta Lou Rhodes, wokalistki popularnych u nas Lamb, na świecie ukaże się w drugiej połowie kwietnia nakładem wytwórni Motion, założonej przez członków The Cinematic Orchestra. Solowa płyta Rhodes to jakby wypadkowa wzniosłych poetycznych piosenek Lamb, klimatycznych pasaży The Cinematic Orchestra, smooth elegancji SADE i NORAH JONES, ale też liryczności Portishead. Idealny balans miedzy folkowym ciepłem, popowym urokiem, jazzową elegancją!

W dziesięć lat od premiery klasycznego krążka The Cinematic Orchestra “Motion”, lider Cinematic – Jason Swinscoe i Ninja Tune ponownie zjednoczyli siły pod szyldem Motion, zakładając wspólnie nową wytwórnię. 

“Chcemy zaskakiwać ludzi, poruszać, tworzyć sztukę. Interesują nas rzeczy stylistycznie różne, jednak tylko takie, które pochodzą z serca” – tłumaczy Swinscoe.  Nieprzypadkowo pierwszą artystką, dla której Motion okazało się nowym domem jest wokalistka Lamb, nominowana do Mercury Music Prize (za album “Beloved One” z 2005) – Lou Rhodes. Pochodząca z Manchesteru Lou powraca po okresie przerwy z najbardziej intymną, szczerą, liryczną płytą w swej karierze. Materiał na “One Good Thing” w dużej  mierze nagrywany live – “na setkę”, jedynie w minimalnym stopniu poddano późniejszej edycji i postprodukcji. Rhodes zależało na “żywym” brzmieniu bo jak mówi:

“większość muzyki, która mnie inspiruje powstałą wiele lat temu także przy użyciu starych analogowych technik. Dla mnie wzorem brzmienia były takie płyty jak “Five Leaves Left” Nicka Drake’a czy “Chelsea Girl” Nico”.

Jak podkreśla Brytyjka, szczególnie zależało jej, by na płycie wyczuwalny był silny związek między akustyczną gitarą i jej niezwykłym głosem. I rzeczywiście: piękne akustyczne aranżacje i urocze brzmienia smyczków doskonale pasują do ciepłego wokalu Rhodes, a całość  – choć bardzo osobista (część piosenek powstałą po śmierci siostry Lou, Janey) nabiera zaskakująco uniwersalnego wymiaru.

“Czasem trzeba pogodzić się z bolesną prawdą, że nie nad wszystkim w życiu mamy kontrolę. I pozostaje nam wtedy jedynie nadzieja oraz szukanie drobnych radości, docenianie pozornie małych rzeczy, które nam się przydarzają” – mówi artystka, tłumacząc refleksyjny, a jednak stoicko pogodny ton płyty.

“One Good Thing” to album szczególny także dlatego, że po 6 latach przerwy –  Lou znów współpracowała przy jego nagrywaniu z dawnym partnerem z Lamb  –  Andy Barlowem, o którym mówi “jest dla mnie jak brat”. Choć za produkcje płyty odpowiada sama artystka, Andy pomógł jej odnaleźć harmonię pomiędzy surowością, introwertyczną zadumą i pocieszającym ciepłem. To także dzięki niemu Lou ponownie doceniła magię, jaką jest tworzenie muzyki. I znalazła idealny balans między folkowym ciepłem, popowym urokiem, jazzową elegancją. W efekcie powstał album niezwykle tajemniczy ale też wyciszający, urokliwie nastrojowy.  “One Good Thing” Lou Rhodes to dźwiękowa poetycka fuzja romantycznych wokali, delikatnie pastelowych gitar, cudownie fantazyjnych barokowych smyków Rzeczywiście: very good thing!

Polecane

Share This