„Powrót do punktu zero” – rozmawiamy z Biszem o jego nadchodzącej płycie

Raper opowiada o swoim nadchodzącym albumie i założeniach, jakie za nim stoją.


2016.03.08

opublikował:

„Powrót do punktu zero” – rozmawiamy z Biszem o jego nadchodzącej płycie

Niewielu jest w Polsce raperów, którzy są świadomi wagi słowa w równym stopniu, co Bisz. Gdy słucha się nagrań bydgoszczanina, można odnieść wrażenie, że często pisze tak, jakby przygotowywany właśnie utwór miał był jego ostatnim. „Mam pewność, że wypalany od wewnątrz przez ambicję gość nigdy nie dostarczy dwóch podobnych do siebie płyt, a jak nie będzie mieć co powiedzieć, to zamilczy”, pisał w naszej recenzji „Labiryntu Babel” B.O.K. Marcin Flint.

Wygląda jednak na to, że Bisz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Od pewnego czasu wiadomo, że pracuje on nad kolejnym krążkiem, który trafi na rynek najprawdopodobniej w tym roku. W jakiej atmosferze toczą się prace nad krążkiem? „Właśnie boleśnie wyklułem się z młodości w dorosłość, wokół mnie leżą skorupy złudzeń, a ja staram się na miękkich jeszcze nogach odejść od starego siebie na odpowiedni dystans, żeby móc zacząć spacerować, przechadzać się i przestać być niewolnikiem pewnej określonej drogi”, tłumaczy 31-letni raper.



foto: Małgorzata Replińska

Jednocześnie podkreśla, że nowy album będzie starał się uchwycić nieco inny moment w jego biografii – czas dziecięcej niewinności i niczym nieskrępowanej wolności. „Jestem zawodowo i uczuciowo spełnionym człowiekiem, który w pewnym momencie zrozumiał znany banał – najprawdziwszy w swoim życiu byłem jako dziecko, cudownie nieświadomy prawideł świata (tak jak teraz chcę być nieświadomy prawideł biznesu, marketingu, bo po prostu nie chcę tych praw stosować, chce się wyrwać spod tyranii mechanizmu dążenia do zysku, nawet jeśli oznacza to działanie na swoją niekorzyść)”, opowiada. „Chcę wrócić do czasu kiedy siadałem po turecku, duch unosił się nad klockami, a ja tworzyłem aktem tworzenia, który nie był zakłócony żadną ambicją, konkurencją, konwencją, kodeksem czy zewnętrznym oczekiwaniem”.

Bisz jest świadom tego, że powrót do stanu pełnej niewinności jest niemożliwy. Mimo to wierzy, że za pomocą różnych eksperymentów czy, jak sam mówi, zabaw muzycznych utracona czysta kreatywność zdoła rozbłysnąć na nowo. „W miarę możliwości, w tym specyficznym momencie mojego życia mam zamiar spróbować wrócić do jakiegoś punktu zero swojej twórczości i poważnie się zabawić”, deklaruje. Szczególnie teraz, gdy najtrudniejsza część prac nad albumem jest już za nim, może pozwolić sobie na twórcze improwizacje: „Zostało nam jeszcze sporo czasu, żeby się z tym materiałem bawić, droczyć, przekomarzać. Mamy wiele pomysłów, zajawek, patentów więc aż do premiery płyty będziemy sobie folgować i kombinować”.

Bisz nieprzypadkowo używa liczby mnogiej. W pracach nad płytą bierze także udział pewien tajemniczy producent, którego tożsamości raper nie chce na razie zdradzać. Zamiast tego kreśli wizję albumu, który będzie wybiegał daleko poza hip-hopowe ramy. „Od dawna obrałem sobie za punkt honoru, że każda moja płyta ma być dla słuchacza przygodą, czasem intelektualną, czasem muzyczną, ale zawsze ma go w jakimś punkcie zaskoczyć. Od długiego czasu szukałem muzyki odpowiedniej do wyrażenia pewnego specyficznego rodzaju emocji, których nie mogłem zmieścić w znanych hip-hopowych formach”, mówi. Wtedy na drodze pojawił się wspomniany tajemniczy współpracownik, „pewna barwna osobistość”, która – jak zapewnia Bisz – „zostanie odkryta w odpowiednim momencie”. „Nic więcej zdradzić nie mogę. Ciekawostką może być fakt, że oprócz wydania płytowego, albumowi będzie towarzyszył pewien interesujący projekt w realu”, dodaje raper.

W swojej dyskografii Bisz przyjmował wiele masek. Już dwie ostatnie płyty – „Wilk chodnikowy” i „Labirynt Babel” – dostarczają wielu różnych ról. Bywał więc bydgoszczanin bezlitosnym krytykiem sceny, „bestią”, która pożerała słabszych kolegów po fachu. Bywał „wilkiem chodnikowym”, głosem dorastającego pokolenia, na które społeczeństwo zarzuca krępujące chomąto. Wcielał się wreszcie w surowego Boga, kpiącego z nieistotnej krzątaniny człowieka, albo Prometeusza walczącego o zbiorowe przebudzenie. Jak się jednak okazuje, żadna z tych konwencji nie była zadowalająca. Dopiero nadchodzący album przyniesie formę wystarczająco pojemną, by uchwycić bogatą osobowość rapera. Płyta będzie więc zarówno ewolucją – kolejnym elementem zachowującym ciągłość w dyskografii – jak i rewolucją, próbą wejścia na nieznane dotychczas tereny.



foto: Małgorzata Replińska

„Jest w tym sensie ewolucją gdyż powracają na nim wątki już w mojej twórczości podejmowane. Z drugiej strony jest trochę rewolucyjnym krokiem w nowych kierunkach, ponieważ wiele rzeczy robię na tej płycie inaczej niż dotychczas. Nigdy w stu procentach nie czułem się dobrze w konwencjach, w których się poruszałem, a było ich naprawdę sporo”, opowiada Bisz. „Mam wrażenie, że nadchodzący album pozwolił mi znaleźć jakąś twórczą receptę na proteuszową formę, w której czuje się najlepiej, w której najpełniej odbija się rozmaitość moich inspiracji, a także mój niejednoznaczny świato-ogląd, bo na taki prawdziwy światopogląd cały czas jeszcze pracuję”.

Polecane