– W trasie co prawda człowiek ma wiele dużego czasu, ale my nie potrafimy się wówczas skupić na pisaniu. Wolimy udać się na dobre jedzenie i piwo, niż siedzieć przy komputerze i nagrywać. Jasne, mam tu odpowiedni sprzęt do rejestrowania ścieżek, ale jeśli już przed nim siadam, robię to dla siebie. Jeśli chodzi o In Flames, musimy się zrelaksować, a dopiero potem zacząć myśleć – powiedział wokalista.
Fridén zapewnił też, że jego kapela nie zrezygnuje z wydawania długogrających płyt. – Dla mnie to podstawa. Dziś bardzo łatwo jest wypuścić jakiś singiel czy małe fragmenty muzyki. Mnie natomiast wciąż ciągnie do dłuższych materiałów. Może dzieciaki dziś tego nie czują, ale ja jestem oldschoolowy – dodał.