Kevin Parker, lider i twórca projektu Tame Impala, przyznał w najnowszym wywiadzie, że mimo ogromnej liczby pozytywnych reakcji na swoją muzykę, celowo wyszukuje… te negatywne. Artysta otwarcie mówi o presji, jaką niesie ze sobą wydawanie muzyki w erze internetu i mediów społecznościowych.
„Scrolluję, aż znajdę coś negatywnego”
W rozmowie z magazynem RUSSH Parker przyznał, że reakcje odbiorców potrafią być skrajnie różne – wszystko zależy od miejsca w sieci, w które się zajrzy.
– Wchodzę na YouTube czy Instagrama, widzę mnóstwo pozytywnych komentarzy, ale i tak scrolluję dalej, aż trafię na te negatywne. Wszyscy tak robimy, prawda? – stwierdził muzyk.
Wydawanie muzyki jako „naruszenie prywatności”
Kevin Parker porównał proces wydawania albumu do oddania światu czegoś bardzo osobistego. Jak podkreśla, utwory powstają miesiącami, a nawet latami, towarzysząc artyście na każdym etapie życia.
– To jak dziecko, które wychowujesz, kochasz, nienawidzisz, stresujesz się nim i tańczysz do niego sam w domu. A potem nagle przestaje być tylko twoje – tłumaczył.
Muzyk dodał, że moment, w którym piosenki trafiają do słuchaczy, bywa dla artysty przytłaczający, a czasem wręcz „naruszający”, bo nie należy ona już tylko i wyłącznie do twórcy.
Album „Deadbeat” i mieszane recenzje
Piąty studyjny album Tame Impala – „Deadbeat”, który ukazał się w październiku, spotkał się z umiarkowanym odbiorem krytyków. Recenzenci docenili rozwój artystyczny Parkera, jednocześnie zwracając uwagę na pewną stagnację liryczną i ciężar dojrzałych tematów. Sam Parker nie ukrywa, że takie opinie zostają z nim na dłużej – nawet wtedy, gdy dominują pochwały.