fot. P. Tarasewicz
Pod koniec stycznia do sklepów trafi nowy album Filipka zatytułowany „Gambit”. Począwszy od opublikowanego w sierpniu singla „Moi kumple gonią kwit” żaden z zapowiadających krążek klipów nie przekroczył miliona wyświetleń na YouTube, statystyki na Spotify również nie są Imponujące. Czy dla rapera jest to problem? Odpowiadając na pytanie jednego z fanów Filipek przyznał, że jeszcze rok temu by się tym martwił, ale teraz już nie.
Sprawdź też: Filipek opowiedział o swojej kontuzji. Raper czeka na operację
– Po okresie „Bipolaru” miałem taki moment, że byłem załamany zasięgami i tym, że mało kto mnie sprawdza. A później ogarnąłem, że to wszystko dlatego, że mam burdel w życiu prywatnym i rekompensuję sobie to odbiorem muzyki, od tego uzależniam swój nastrój. Bo rap nigdy nie był dla mnie pracą, rzygam tym, jak raperzy gadają, że to dla nich praca – komentuje raper.
– Cały rok ogarniałem swoje życie i w międzyczasie robiłem muzykę bez parcia. Chciałbym, by moje wyświetlenia były większe, była karta, były koncerty, ale i bez tego umiem być szczęśliwy i doceniać to, co mam – że mogę wydawać muzykę, że ktoś to kupuje. Jak zapi***łem rowerem do mojego ziomka, który miał majka, by nagrywać swoje wysrywy, to dałbym się pociąć za to, co mam teraz – podkreśla.