– Nie, zupełnie nie daje. Czasem, gdy jeździmy na koncerty, czasem Matek mi coś puści, bo sam słucha tego, co się wydaje. „Daj spokój”, mówię mu, „już lepiej włącz radio” – śmieje się Bonson. –Są jakieś pojedyncze numery, które mi się podobają. Ale żeby wrzucić płytę do odtwarzacza, gdy jadę gdzieś z narzeczoną, to nie.
Bonson nie śledzi wprawdzie nowości wydawniczych, ale komentarze na swój temat – już tak. Z tych opinii wyłania się bardzo jednoznaczny obraz rapera. – Ludzie kojarzą mnie raczej z frustracją – mówi. – Bardzo byłbym ciekaw ich reakcji, gdybym zrobił eksperyment i nagrał jakiś pozytywny numer. Obawiam się, że ludziom by się nie spodobał. Oni są przyzwyczajeni do tego, w jakim stylu nawijam.
Wydany jednak niedawno utwór Maxima, w którym słyszymy gościnną zwrotkę Bonsona, odbiega jednak od potocznych wyobrażeń na temat szczecinianina. Jest – jak przyznaje sam Bons – „lekki, słoneczny”.
Szczecinianin jest świadom tego, że w oczach niektórych fanów trafił już do pewnej szufladki. – Kiedyś mówili, że jestem smutnym raperem. Teraz, że wkurwionym. Jasne, przyznaję, coś w tym jest. Teraz tylko muszę z tego wyciągnąć wnioski, przyjąć krytykę i się rozwijać – przyznaje.
Gdy pada pytanie, do jakiego stopnia stabilizacja w życiu osobistym (Bonson od niedawna jest ojcem Niny) wpływa na charakter jego utworów, szczecinian zaznacza, że ojcostwo nie stłumiło jego temperamentu i nadal zdarza mu się wkurzyć. – Stabilizacja też może być czasami frustrująca. Każdy się musi czasem zresetować – podkreśla. – O tym jest numer „Prawdziwy romans”. Nie zmieniłem się jakoś strasznie od czasu, gdy pojawiła się Nina, ale teraz mam w sobie jakiś hamulec. Świadomość, że jest ktoś, kim musisz się zająć, bardzo pomaga. Trzeba umieć tylko znaleźć równowagę. Wtedy nie zwariujesz.
Skoro o równowadze mowa, tę Bonson próbuje osiągnąć na „Znanym i lubianym”, sięgając po dwie odległe od siebie konwencje. Pierwsza część albumu jest nowoczesna, elektroniczna, druga – klasyczna i samplowana. Skąd ten pomysł? Chodziło o to, by przekroczyć panujące wśród słuchaczy podziały?
– Tak, można to tak traktować – przyznaje raper. – Jestem ponad tymi podziałami. Zresztą większość gościnnych występów, na które jestem zapraszany, to już są numery newschoolowe.. Nawet nie chodzi o jakieś trapy, tylko o tempo, takie rzeczy. Zresztą płyty z Matkiem też były elektroniczne. Co innego Soulpete, ten jest zatwardziałym trueschoolem i to się już chyba nigdy nie zmieni. A jeśli chodzi o ten podział albumu na dwie części, on może pokazać, co ludziom bardziej wchodzi. Słuchacze piszą, że bali się pierwszej, nowoczesnej części, a jednak dałem radę. Co innego druga połowa płyty, tam brzmię bardziej naturalnie. Zgadzam się z nimi. Na klasycznych podkładach mogę więcej powiedzieć, mogę bardziej technicznie polecieć. A ja jestem raperem, który dużo gada, a nie tylko powtarza jakieś pojedyncze słowa.
Do „Znanego i lubianego” zakupionego na stronie wytwórni Stoprocent dołączana jest EP-ka z Matkiem pt. „Przybij pięć”. Czy to sygnał, że duet wraca do wspólnych nagrań? – Nie, ja czekam, aż Matek zrobi swoją producencką. Cały czas mu o tym gadam – opowiada Bonson. – Wiem, że to ciężka robota zrobić taki album. Myślę jednak, że bardzo by mu to pomogło. Może jakoś otworzyłoby mu horyzonty.
Albumu z Matkiem nie będzie z jeszcze innego powodu. Już wkrótce Bonson zabiera się do prac nad innym swoim projektem: krążkiem z LaikIke1 i Soulpete’em. Skład Almost Famous został powołany do życia po styczniowych koncertach tria w Leeds.
– To powstanie. Teraz ogarniam jeszcze promocję swojej solówki, ale Soulpete, który dopiero co wydał EP-kę z Sariusem („Zero starań”), powiedział mi, że jeszcze chwila, jeszcze tydzień i siada do bitów. To rzecz, która jest w tym momencie moim priorytetem. Nie zabieram się za nic innego – zapowiada Bonson.
Almost Famous, podobnie jak ubiegłoroczny krążek z Soulpete’em („Lepiej nie pytać” wydane jako BonSoul), będzie rozprowadzany drogą internetową. Pojawi się też fizyczna wersja płyty.