fot: mat. pras.
Ariana Grande miała wystąpić na niedzielnej gali Grammy, ale na skutek braku porozumienia z producentami wydarzenia jej koncert odwołano. Artystka w ogóle nie pojawiła się w Staples Center w Los Angeles i całe wydarzenie śledziła siedząc w domu przed telewizorem. Teoretycznie powinna się cieszyć, ponieważ otrzymała pierwszą statuetkę Grammy w historii. Akademia uznała jej „Sweetener” za Najlepszy popowy album 2018 roku.
Mimo nagrody ceremonia wywołała u wokalistki ogromny niesmak. Wszystko przez kategorię Najlepszy album rapowy, w której do nominowano m.in. krążek „Swimming” zmarłego w ubiegłym roku Maca Millera, byłego partnera Ariany. Wokalistka nie może pogodzić się z tym, że organizatorzy zaprosili na galę rodziców zmarłego artysty w sytuacji, w której statuetka trafiła do rąk Cardi B, autorki płyty „Invasion of Privacy”. Grande podsumowała werdykt dwoma krótkimi, ale dosadnymi tweetami, które zdążyła już skasować. W pierwszym napisała jedynie „bullshit”, w drugim „trash”.
Oczywiście wpisy szybko zinterpretowano jako atak na Cardi B, tłumacząc to faktem, iż Ariana przyjaźni się z Nicki Minaj, która prowadzi regularną wojnę z Cardi. Ariana podkreśliła, że jej wpisy w żaden sposób nie umniejszają Cardi B i że po prostu jest jej przykro, że Akademia nie doceniła „Swimming”.