10 rzeczy, które nie powinny się wydarzyć w polskim rapie 2023 roku

Żabson w drugiej lidze, SBM na mieliźnie, płaskoziemcy i parówkożercy.

2024.01.01

opublikował:


10 rzeczy, które nie powinny się wydarzyć w polskim rapie 2023 roku

fot. mat. pras.

Streszczając 2023 w rapowej Polsce, mógłbym właściwie przekopiować wstęp sprzed roku. I użyć przy tym mocniejszych epitetów. Mainstream jeszcze słabszy, underground jeszcze lepszy, ale zasadniczo nuda. I portale próbujące wyszperać jakieś koperkowe afery w tym ogródku, w którym rośnie niewiele, za to leżą sterty nawozu. Na szczęście nie działo się aż tak mało, żebym musiał pisać teraz o biłgorajskich zapiekankach Kukona, kolędzie Sentino, tym sepleniącym od bicia kobiet grającym na wichurze w dzień kobiet, dubajskich przygodach Jongmena, czy wokalistce disco polo porywającej się na „Powierzchnie tnące” Fokusa. Mogłem nawet darować sobie ananasa od skoków na ladę, pyskówek z dziećmi na socialach i pelerynek oraz świeczek dołączanych do preorderu płyt. A jednak tendencja spadkowa powoduje, że ze strachem wyglądam 2024. Nic to, będzie jak będzie, lecimy z tym.

10. Pan Wini, idź pan w c***j z takim żartem

Wydawało się już, że wyjaśniliśmy sobie, że nie promujemy płyt wariacjami w temacie stanu zdrowia. Solarowi dostało się za udawanie depresji przy okazji „Klubu 27”, a na Vix.N-a wylały się wiadra pomyj za symulowanie problemów kardiologicznych w ramach promocji „Novego serca”. Polska ma mistrzostwo świata w czyszczeniu sumień szlachetnymi zrywami, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy etatowo zastępuje państwo, a ofiary wojny w Ukrainie wspieramy bardziej jednostkowo niż systemowo. Tak się tutaj nie żartuje.

A jednak Wini postanowił w 2023 roku promować produkt Stoprocent – nawet nie płytę! – poprzez zdjęcia z karetki i informację, że dostał nożem w okolicach nerek. Winicjuszowi wolno wszystko, ujdzie mu nawet żerowanie na nie do końca stabilnym psychicznie Waco. Winicjusz przed kamerą może powiedzieć co chce, bo jest tym ekscentrycznym wentylem bezpieczeństwa sceny, kreatywnym szaleńcem (z dobrym uchem i mocno niedocenianą wrażliwością). Nie wiem, czy nie najgorsze jest to, że właściwie wszyscy wiedzieliśmy, że z tą karetką to jest lipa. Facet, który niesie swoją oryginalność i bezkompromisowość na sztandarach, stał się tym samym następnym w kolejce, przewidywalnym bezbekiem.

9. Edzio rozbawi cię freestyle’em o pedofilach

Gdyby nie on, to Donatan byłby najzabawniejszą osobą w internecie. Jest jak unikatowa krzyżówka Mezo, Alego G, pluszowego misia i taboretu. Jak ten plakat z „Bravo”, którego za Chiny ludowe nie możesz odlepić ze ściany w swojej kancelarii. Dzięki takim jak on hiphopowcy będą traktowani protekcjonalnie, choćby zarabiali miliony i mieli idący w miliony rząd dusz. W klipie Bobera nawet Jezus jest bezsilny wobec jego fenomenu, całej tej uczynno-przymilnej pajacerki.

W jednym momencie przeszczepia sobie włosy w Turcji i biegnie z torcikiem oraz świeczkami do 12-letniego fana. W drugim freestyle’uje w TVN-ie o Idze Świątek, a zachwycony prezenter w koszuli macha za nim rękami, jakby był 1998 r. i TVP wciąż emitowała „Rower Błażeja” zamiast ekspertyz Wujka Samo Zło. Co robi dwukrotny mistrz WBW, jeżeli akurat nie nawija o „bukiecie rozczarowań” do „dziewczyny pięknej jak Londyn” albo nie głaszcze tygrysa bądź nie okrada go małpka? No, na przykład zabawia dwumilionową publiczność TikToka żartobliwą improwizacją o Youtuberach posądzanych o pedofilię. Ach ten Edzio.

8. Akash zrobił Kopernika w balona

W 2023 roku raperowi Akashowi (dawniej AK47) doskwierało wiele rzeczy, na przykład „dusza wyżarta przez demony”, „światowy rząd”, „nowy porządek stałej kontroli” i „globizm”. Wydał 20 tysięcy na wysłanie balonu w stratosferę, by obalić heliocentryczną teorię Mikołaja Kopernika. Co gorsza, jeżeli przeliczyć to na liczbę newsów, którą dzięki temu poświęciły mu portale czy zainteresowanie ludzi, to mogła nie być najgorsza inwestycja.

„Jedni zmieniają ksywy, co to, k*rwa, jest, gwiazdka?! / Potem dla promocji płyty mówią, że Ziemia jest płaska” – zaatakował Akasha Intruz (niespełna tydzień później komplementując go zresztą i pozdrawiając #polskihiphop). Ludzie zareagowali inaczej niż reprezentant Stepu myślał, bo wyszło na to, że to, co należałoby odebrać jako ośli upór w podejściu do dawno ustalonych faktów, jest dziś brane za dociekliwość. Z kolei sam Akash, najbardziej głodny wiedzy człowiek od czasów Philomeny Cunk, usunął social media. Być może udowodnia teraz, że woda jest sucha, a ludzi można podzielić przez zero. Sprawdziło się jedno – metoda „na płaskoziemca” handlowo słabo działa. W preorderze zeszło raperowi zbyt mało ubrań, by opłacało się je produkować. Może to dlatego, że Chiny są za blisko krawędzi Ziemi?

7. Jawny parówkożerca Smolasty

Kiedy w 2017 r. Popkiller ogłaszał Smolastego swoim młodym wilkiem, chwalił „najświeższe brzmienia z regionu kalifornijskiego Bay Area, osadzone w klimacie niczym wyjętym z płyt The Jacka czy Philthy Richa” i „nowoczesne trendy nawiązujące do klimatów Drake’a, The Weeknd czy Chrisa Browna”. W 2023 recenzenci pytają „czyżby polski Justin Bieber?”, zaś Smoła osadza się jak kamień na zębach – nosi na rękach Dodę, a polsatowskiego Sylwestra gra w Chorzowie z Danzelem, Boys, Majką Jeżowską i Dawidem Kwiatkowskim.

Trzeba umieć się pozycjonować, również w reklamach. Drake promuje Sprite’a, Nike i NBA. The Weeknd – Apple, Mercedesa i Pepsi. Od razu wiesz, że są potentatami. Smoła pozwolił pośmiać się internautom, bo zareklamował parówki Tarczyński. Facet zrobił rok temu potrójną platynę jeszcze w preorderze, a teraz, w kuriozalnej scenerii prosto z klipu Major Lazer chałturzy reklamując mięsny – w 95 potężnych procentach – miał, który ma smak tego keczupu, w którym go akurat zamoczysz. Jezu Chryste, Smoła, a taki byłeś ładny, amerykański.

6. Nagły atak penerów pod pięćdziesiątkę

To jest tak, że jak patrzysz na tych, którzy w latach 90. przecierali rapowi nowe szlaki, głośno przy tym przeklinając i sypiąc piasek w systemowe tryby, to widzisz ludzi, którzy dorobili się, a przynajmniej dojrzeli (o ile nadal żyją). Jay-Z nawija mądre rzeczy i spełnia się jako czarny CEO. Method Man po pięćdziesiątce patrzy z okładki „Men’s Health”, w którym opowiada jak przewalczył depresję, lęki i bezsenność, do tego realizuje się jako aktor.

Patrzysz na Nagły Atak Spawacza, które swoje osiągnięcia niewątpliwie ma – pierwszy beef, pionierski horrorcore, totalnie odjechany eklektyzm w tych sztywniutkich czasach – i widzisz boomerską patologiczną grupę rekonstrukcyjną pod wezwaniem Krzysztofa Kononowicza. „Musieliśmy wrócić, bo tu pełno syfu / lachociągi przyssane do odbytu”. O, serio? I jeszcze te komentarze ludzi w rodzaju: „Wrócił hardcore rap, antidotum dla modnego gejrapu”. Not OK, boomer.

5. Litania żali Frostiego

„Firmuje się na gościa, który jest połączeniem ulicy i salonu, a nie ma z ulicą nic wspólnego. To jest fake raper, mógłbym mieć z nim diss i go rozjebać punchline’ami, jest wytworem swojej wyobraźni” – powiedział u Winiego Frosti, atakując tym samym Sokoła. Pięć lat po płycie wydanym w sokołowym Prosto. I nawet tego nie zrymował w kawałku jak raper, wygadał się w wywiadzie. „W 2017 miałem do wyboru Step Records i Prosto, jakbym zdecydował się na Step, to byłbym teraz w innym miejscu” – ciągnie Frosti. W sensie gdzie, na tapczanie Dawida Obserwatora? No cóż, na pewno raper jest w innym miejscu niż blisko 20 lat starszy Sokół, który niedawno ogłosił poczwórną platynę dla „Wojtka Sokoła” i współpracę Prosto z EA Sports.

Co właściwie znaczy „mieć coś wspólnego z ulicą”, zwłaszcza jak jesteś po czterdziestce? I czego raper oczekiwał po swojej wypowiedzi, bo chyba nie reakcji Sokoła? „Charakteryzuję się fartem oraz głupotą” – zarapował Frosti w intro otwierającym jego nowy mixtape. To jest dobry, odświeżająco bezpośredni i na wskroś warszawski nawijacz, ale niech każdy sam określi sobie proporcje jednego do drugiego. I czeka na to, kogo jeszcze Frosti obwini za karierę, która jakoś nie może ruszyć, niezależnie od liczby wydawców i zaczepek.

4. Mielosia

Żebyśmy mieli jasność – Mielzky to błyskotliwa osobowość medialna i raper prawdopodobnie lepszy niż kiedykolwiek wcześniej, co udowodnił w 2023 mixtape’em z Dwoma Sławami i jeszcze kilkoma featuringami. Nigdy zresztą nie był mi obojętny, dlatego mogę sypać z pamięci wieloma wersami. Na przykład: „Wasze śliczne życia z Insta – gonitwa po zasięg / Bardziej niż pisać takie płyty wolę iść na kasie / Gdzieś do Lidla za 2300 pizgać niż hańbić nazwisko / To tylko hip-hop dla ciebie, przykro, że tak to wyszło”. Wiem też kiedy i w jakich okolicznościach mówił: „Traktujecie hip-hop jak każdą inną chujową muzyczkę. Mówicie, że trzeba się bawić i nie stać w miejscu. Pozwalacie sobie na discopolowe przyśpiewki, publika to akceptuje, BA! Publika wręcz uwielbia Was za to”.

I fajnie, fajniutko. Tylko nie możesz tu zbijać kapitału na byciu ostatnim sprawiedliwym, a potem nawijać z Young Leosią, bo kolega jest szarą eminencją w branży i ma możliwość cię obok niej upchnąć na clubie2020. Jeżeli ta wolta nie jest cynicznie obliczona na strollowanie publiki, to jest po prostu głupia w swojej gwałtowności. Gdy Otsochodzi zaserwował taką skacząc z „Bon voyage” w „Nowy kolor”, to Mielon rzucił mu, że „przestał jarać, zaczął ćpać”. Nie wiem, co ćpa Gruby, ale na pewno nie stajl.

3. Wnyk vs Vkie – od rymów do szpitala

Nie wiem, o co poszło Wnykowi i Vkiemu. Nie chcę wiedzieć, szkoda życia, wiem tyle, że ten pierwszy to łódzki stylowiec, który nawija krągło na nieszablonowych bitach, a ten drugi miał potencjał, tylko skończył się, zanim się zaczął, bo za bardzo nakręcił go fakt, że nijakie dzieciaki lubią się tłumnie zbierać pod nijakimi sztandarami. Dwóch raperów spoza ekstraklasy wymieniło się uprzejmościami w numerach, spoko, ale sprawdźmy, co tam na Netfliksie.

Chlew zrobił się, kiedy Wnyk napisał „(…) zostałem spacyfikowany przez pięciu żołnierzy reprezentujących drugą stronę konfliktu. Tak – 5 vs 1, nie zabrakło też użycia sprzętu i zdewastowanego samochodu. Spędziłem sporo czasu w szpitalu, odbyłem wiele badań i zabiegów, trochę zajęło mi dojście do siebie”. I na dowód przedstawił to, co prawilne mordeczki kochają najbardziej – dokument (a w nim sformułowania takie jak „złamanie czaszki” i „odma opłucnowa”).

Polski słuchacz rapu za często jest jak ten wiejski warchoł z „1670” – nie odróżni życia od twórczości, wszystko odbierze dosłownie. Fat Joe może mówić, że prawie 95% jego tekstów to farmazon, Mobb Deep to może być dwóch chłopaków ze szkoły artystycznej, ale nie, zawsze ktoś, kto wolno myśli, za to szybko tłucze, odbierze rymowanki jako słowo objawione. I nie zmienia się nic, od ponad 30 lat.

2. Żabson spada do drugiej ligi

2023 r. u Żabsona w liczbach: 300 tys. złotych straty na trasie koncertowej. 163 tys. wyświetleń promującego płytę z Kronkel Domem singla „Ryzykowny biznes” (ale za to 1,5 mln odsłon singla z Kizo, bądźmy uczciwi). 80. miejsce płyty „Ostatni ziomal” w podsumowaniu pierwszego półrocza 2023 na oficjalnej liście sprzedaży OLiS. 24-godzinny konflikt z gwiazdą porno, która nazwała go „przegrywem” i „mizoginistą”, co sprowokowało mnóstwo branżowych drwin. 3 godziny i 7 minut wywiadu, w którym Ostry mówi, dlaczego nie poda mu ręki. Jedna Fagata cztery lata temu. 1/10 w interyjnej (jedynej, którą wypluwa Google) recenzji epki „Macrodosing”, w której Konrad Klimkiewicz napisał m.in.: „Źle się słucha, tańczyć pod to się nie da, na imprezie także nie puścisz, bo wstyd”. Sorry, ale Internaziomal Opoczno gra obecnie w drugiej lidze.

1. SB Mielizna

Wymowna scena: startuje tegoroczne Spotify Wrapped, SBM Label wrzuca na fanpage grafikę Top Artyści 2023 z Matą i White’em 2115. Jeden z internautów pyta: „A może ktoś z SBM w topce jest?”. I jest, ale coś na rzeczy. Całe 2115 na swoim, Mata pożegnał się ze swoim matecznikiem wydawnictwem tak niedobrym, że aż zaczęły się mnożyć na ten temat spiskowe teorie, Young Multi mówił o „chaotycznej płycie z odrzutów”, Bedoes o tym, że „nie do końca czuje ten rage”. Najgorzej, że następców nie widać – album Nypla, być może najsłabszy debiut w historii SBM, czy epka Szarana nie odbiły się echem. Nie było o czym mówić, a życie było gdzie indziej – u Waimy, u Bambi.

15-lecie Solara i Białas też wypadło słodko-gorzko. Słodko, bo jednak tłumy dały sporo miłości. Gorzko, bo jednak Solar, przyznając się w – bardzo dobrym – „Nigdy więcej 2022” do nerwicy i depresji, tłumaczył się – choćby z tego, że SBM nie jest już rodziną i z Doroty Masłowskiej. Dwa miesiące później przeczytaliśmy, że „misja wytwórni SBM A dobiegła końca, a album WOLNE stał się jedynym wydawnictwem w jej katalogu”. Chwilę później Białas rzucił… nawet nie album, playlistę. I rzucił to fanom jak psu kość, na odczepnego, równie zblazowany, co nieporadny w swoich muzycznych poszukiwaniach. Ja złożyłbym z 36 kawałków epkę, Marek Fall z newonce nawet nie tyle, a Filip Kalinowski zostawiłby na tej plejce zero kawałków. Tyle nieplanowany, co zasłużony roast.

Polecane