fot. mat. pras.
Wchodził na scenę jako „kolejny zwycięzca talent show”, ale zamiast stać się jednym z wielu, praktycznie z miejsca został wielką gwiazdą. Po niespełna dekadzie ma na koncie 15 Fryderyków, Paszport Polityki, ponad 600 tysięcy sprzedanych płyt, a do tego właśnie wyprzedał PGE Narodowy i w sierpniu przyszłego roku zagra tam dla 80 tys. fanów, bijąc tym samym koncertowy rekord obiektu. Lada dzień ma szansę stać się pierwszym polskim artystą, który przekroczy barierę 3 mln słuchaczy miesięcznie na Spotify. Mogłoby się wydawać, że nie ma w Polsce muzyka, który mógłby czuć większą presję niż Dawid Podsiadło. On tymczasem na pełnym luzie stwierdza: „Moment, w którym byłem w stanie triumfować na każdym polu, już minął” i po prostu robi swoje.
Zacytowana powyżej wypowiedź pochodzi z rozmowy z Kubą Wojewódzkim i Piotrem Kędzierskim. Tej samej, w której Podsiadło nie tylko zapowiada, że dokona aktu apostazji, co najmocniej zaistniało w mediach, ale także bez cienia kokieterii wymienia polskich artystów, których uważa za bardziej utalentowanych od siebie. Być może to właśnie w tym tkwi siła 29-latka z Dąbrowy Górniczej – akceptuje swoje ograniczenia i zamiast kopać się z koniem, koncentruje się na maksymalnym wykorzystaniu własnych możliwości, zachowując przy tym autentyczność.
Pierwszym, co zwraca uwagę przy kontakcie z „Latami dwudziestymi”, jest pieczołowite doszlifowanie materiału. Podobnie zresztą jak na podwójnie diamentowym „Małomiasteczkowym” – każdy dźwięk ma tutaj sens, każdy wydaje się nagrany z pełną świadomością i rozmysłem. Sam Dawid zdradza, że album powstawał dwa lata i to słychać. Podsiadło wspólnie z Jakubem Galińskim mieli czas, by przetestować wszystkie możliwości i wybrać najlepsze. Oparli się przy tym pokusie, której z pewnością uległby Axl Rose i nie zarejestrowali nieskończonej ilości śladów, nie zabijając tym samym finezji w tych 13 popowych piosenkach. No właśnie – popowych. Dla niektórych słuchaczy nadal jest to problemem, bo pamiętają choćby „Son of Analog” czy „Four Sticks” z „Annoyance and Disappointment”, czekając z utęsknieniem na rozwinięcie tamtych pomysłów. Jeśli „Małomiasteczkowy” nie był dla nich wystarczająco jednoznacznym komunikatem, że to się póki co nie stanie, „Lata dwudzieste” powinny ostatecznie zamknąć temat. Na czwartej płycie Dawid bywa liryczny, czasem jest patetyczny, ale przede wszystkim zaprasza do tańca i wspólnego śpiewania refrenów, które już w wersjach studyjnych brzmią, jakby miały unieść cały Narodowy kilkadziesiąt metrów ponad ziemię.
Muzyczny miszmasz znajduje także odbicie w warstwie tekstowej. W „TAZOSach” Dawid zabiera nas w sentymentalną podróż do swojego dzieciństwa, w „Poście” punktuje wiecznie oburzonych świętoszkowatych internautów, w nagranym z sanah „O czym śnisz?” artyści wspólnie odnoszą się do swoich karier. Kolejny znakomity duet to inspirowany wojną w Ukrainie „awejniak”, który opowiada o tęsknocie za domem niepewnym jutrze, w „mori” Dawid odnosi się nawet do kwestii ostatecznych.
Wróćmy na moment do presji. To, że Dawid się nią nie przejmuje, nie znaczy, że otoczenie jej nie wywiera. Muzyk podkreśla jednak, że jedną z rzeczy, których nauczył się na finiszu swoich „lat dwudziestych” jest to, by nie przejmować się przesadnie oczekiwaniami innych względem swojej osoby. Artysta nie daje się wciągnąć do wyścigu, w którym wielu chciałoby go widzieć, za to pewnym krokiem podąża własną ścieżką.
Maciek Kancerek
Ocena: 4/5
Dawid Podsiadło – „Lata dwudzieste”(Pur Pur, Sony Music Entertainment Poland, 2022)