Prosto ożywić platynowe zombie. Wystarczy pomysł, kontrola jakości i chemia w duecie – Flint recenzuje płytę Białasa i White’a

Trap schodzi z drzew

2021.05.09

opublikował:


Prosto ożywić platynowe zombie. Wystarczy pomysł, kontrola jakości i chemia w duecie – Flint recenzuje płytę Białasa i White’a

Trap wydaje się żywym, dobrze sytuowanym trupem. Największym problemem po tych wszystkich latach jest jego wtórność. Kiedy zaziewanemu odbiorcy wydawało się, że nic bardziej monotonnego od soulowych sampli i perkusji z breaków się nie wydarzy, setkami zaatakowały te same basy, te same perkusje, bliźniacze melodyjki, zestaw dylematów spod sztancy i identyczne modulacje wokali. Zrobiło się jeszcze nudniej. „Diamentowy las” Białasa i White’a wymyśla sobie koncepcję, całą estetykę, wokół której krążyć można tak, że znowu jest ciekawie. Dość odrętwienia.

Jasne, to nie jest wielka idea, wolę zresztą nie myśleć co wynikłoby z napięcia się na płytę w duchu cukierkowego fantasy. Tu nikt się na nic nie napina. Owszem, „Mutanci” bawią się schematem baśniowej misji do wykonania, a w „Spacerze po lecie” jesteśmy oprowadzani po kniei, mijając drzewa pytań, ognia, jointów i miłości. Jasne, igra się czterema porami roku, po „Pierwszym słońca blasku” dochodzimy do lata, a „Jesień w Diamentowym Lesie” przechodzi w romantyczną, chłodną zimę z „Różowym śniegiem”. Ale to tylko zmyślne opakowanie, podkreślone rewelacyjną, bajkową okładką w stylu Marcina Szancera i godną pochwały akcją rekultywacyjną na rzecz polskich lasów. Służy grom słów krążącym wokół zakazanych owoców i koron (drzew i tych na głowach), mizantropijnym zestawieniom ludzi i zwierząt, empatii wobec słabszych. Wszystko w gruncie rzeczy podporządkowane jest nieskomplikowanemu, motywacyjnemu przekazowi towarzyszącemu SB Maffiji od pierwszych sukcesów – „daj sobie szansę, otwórz głowę, a zbierzesz plon”. Panowie zastrzegają, że będą „diamentowego lasu” bronić przed „kurwami z bagien”, lecz nie jest to terytorium zamknięte, przeznaczone dla nielicznych. Jeżeli jesteś w porządku, to liści ze świętego drzewa i klejnotów starczy dla każdego, a Białas przedstawi ci swoje córy – faunę i florę.

Uwaga dla tych, co to potrafią zabić się na najprostszej przenośni, a kij w ich tyłku to raczej dębina niż kauczuk – naprawdę można mieć w nosie całą odrealnioną otoczkę, wciąż dobrze się bawić, a nawet mieć o czym pomyśleć. „Jak to tłumaczyłem kolegom, to śmiali się ze mnie jebani mutanci /dziś to samo gadają w tych samych bluzach, tylko że są dekadę starsi” – rapuje Białas na otwarcie, a srogi real talk daje znać o sobie chociażby w kawałku tytułowym. Z kolei w bangerowych „Święcie ogródka” i „Aferze” tekst nie ma w ogóle żadnego znaczenia, lepiej go nie słuchać (chyba, że ktoś lubi suchary o „bolących różdżkach”), wszystko robią bity – w pierwszym przypadku super lekki i zwiewny trap, w drugim ciężka wiksa, bezlitosny house tuningowanej beemki – oraz flow obydwu raperów.

Chemia między Białasem a White’em jest świetna. W polskim trapie nie słyszałem takiej od Pikersa i Young Igiego, co jest komplementem i chyba nie najgorszym porównaniem – tam też była różnica wieku, różnica doświadczeń i to poczucie, że wszystko można, ale niczego nie trzeba. Działa wymienianie się wersami, wchodzenie sobie w słowo, prowadzenie refrenów na dwa głosy, ten wyższy i niższy. W „Spacerze po lecie” przypomina mi się Young Thug z Juice WRLD’em. Nie jest zresztą tak, że Beezy wjeżdża jak taran, a Łajcior bawi się w autotune’owe falseciki. A przynajmniej jest nie tylko tak. Cieszy ucho wymienność ról – współwłaściciel SBM nie ma żadnego problemu z koronkowymi, delikatnymi wokalami (piosenkowy „Pierwszy słońca blask”, „Różowy śnieg”), rzucaniem słów niczym plam farby. Typ z 2115 umie z kolei pojechać nisko, zdecydowanie, w „Korzeniach w bagnie”, w których dementuje swoje bananowe dzieciństwo, wchodzi w białasową ostrość i obrazowanie. Bardzo dobrze.

„Czy to już ten moment, kiedy odszczekujesz to, co mówiłeś i pisałeś o Łajcie i przyznajesz mi rację?” – zapytał po leśnej premierze ziomek na Messengerze. I tak, to już ten moment. Chłopak, z płyty na płytę lepszy, przestał mi kalifornijski pop-punk prześladować i wady eksponować. Skupił się na tym, co umie. A umie już sporo. W „Nie lubię ku” daje popis łącząc śpiew, krzyk, szeptane dopowiedzi, w „Pierwszym słońca blasku” ściele podwójny rym, na całej płycie potrafi obracać metaforę „Diamentowego lasu” bardziej przekonująco niż starszy kompan, pewno jest dla niego bardziej naturalna. Trudno go tu nie lubić, odmówić mu trapowego instynktu, za który tak chwalił go Solar.

Pochwalić należy produkcje, zwłaszcza te Lanka i Chivasa. Może poza fantastycznie wykorzystującym gitarę, uciekającym od perkusyjnej sztampy i po prostu ładnym „Sprzątaniem świata” tego pierwszego to w sumie nic wyjątkowego, ale przy tym zawsze skuteczna profeska zostawiająca bez wrażenia bezdusznego produktu schodzącego z taśmy, za to z wrażeniem doaranżowania do ostatniej sekundy. I rzeczywiście warto czasem poczekać na epilogi bez bębnów.

„Diamentowy las” to 12 utworów , ale tylko 32 minuty. I to jest dobry pomysł – jakby można było wejść do nowo otwartej knajpy, w której wszystko, łącznie z wystrojem wnętrza, jest niby dobrze znane, niemniej ciekawe i pachnie świeżością, po czym móc zamówić od razu wszystkie dania z karty, bo porcje są nieduże nawet i jak nie trafimy, to się długo nie trzeba z tym męczyć. Polski hiphop nie celował dotąd w menu degustacyjne, preferował zazwyczaj inny model – dać nażreć się po uszy tym, co dobrze znamy i tu kamyczek do ogródka jednego ze współautorów, bo przecież sam Białas ma w dyskografii sporo długich, przewidywalnych, nierównych wydawnictw. Tymczasem zaprezentowane podejście jest satysfakcjonujące, idealne dla formuły. Nawet adliby wydają się zabawne i inne. Rzeźbienie w melodiach jest zazwyczaj na tyle precyzyjne i nienachalne, a podział na role na tyle trafiony, że numerom nie brak wdzięku i nietrudno wyobrazić sobie, że przynajmniej niektóre trafią poza trapowe podwórko. Diamentowy las bez trudu nawiąże stosunki dyplomatyczne z sąsiadującymi włościami. Wielu zwiedzających będzie chciało w nim zostać na dłużej.

Marcin Flint

Ocena: 4/5

Białas/White 2115 „Diamentowy las”, wyd. SBM Label

Polecane

Share This