Nick Cave and the Bad Seeds – „Ghosteen” (recenzja)

Misterium.

2019.10.05

opublikował:


Nick Cave and the Bad Seeds – „Ghosteen” (recenzja)

fot. mat. pras.

Oniryczne kołysanki na pograniczu kameralistyki i muzyki ilustracyjnej oraz niemal ambientowe, minimalistyczne i bardzo „filmowe” melodie wypełniają najnowszy, podwójny album Nicka Cave i jego zespołu. „Ghosteen” to album tak piękny, poruszający i smutny – również dzięki osobistym, natchnionym tekstom australijskiego artysty – że nawet najwięksi twardziele będą płakać rzewnymi łzami. Przesadzam? No to przekonajcie się sami…

„Okłada przypomina estetykę czasopisma Strażnica, ale na szczęście muzyka nie” – zauważył trafnie na Facebooku Robert, jeden z moim znajomych. „Sam zaś to… totalnie najpiękniejsza, najbardziej poruszająca rzecz, jaką nagrał Cave w całej swojej karierze. Spokojna, ale naładowana emocjami, wyważona, melancholijna, wyciskająca łzy muzyka, oparta głównie o pianino i elektronikę. pochłania całkowicie od pierwszej sekundy tak mocno, że świat przestaje istnieć. Posłuchajcie, bo to jedno z najlepszych wydawnictw tego roku” – napisał z kolei Kamil. I w tych kilku zdaniach jest cała prawda o osiemnastym wydawnictwie Bad Seeds. Przytaczam te słowa nie bez powodu – mógłbym oczywiście szukać synonimów i zamienników, by oddać niezwykłe piękno „Ghosteen”, ale Robert i Kamil zrobili to najlepiej.

Dlatego możecie w tym miejscu przestać czytać i od razu pędzić na wasz ulubiony serwis streamingowy (fizyczna premiera dopiero w listopadzie) lub YouTube i posłuchać tego albumu – koniecznie w skupieniu, a nie w trakcie zakupów, rozwieszania prania czy grając w „Angry Birds” na komórce. Ta płyta wymaga ciszy, spokoju, specjalnej atmosfery. Powstawała w wyjątkowych okolicznościach, a Cave znów oddał tym utworom i tekstom całe serce i duszę. Lubicie niuanse i smakowite konteksty? W takim przypadku zapraszam dalej – również po autorskie komentarze Cave’a, które pomagają w odbiorze tej ciężkiej od emocji płyty…

„Każdy, kto szuka bardziej prozaicznego opisu zawartości zauważy, że pod względem dźwiękowym album ten kontynuuje i rozszerza styl dwóch swoich poprzedników – i . Nie jest do końca jasne, w jaki sposób perkusista Bad Seeds Thomas Wydler spędził czas w studio – biorąc pod uwagę, że tym razem praktycznie nie ma rytmów. Ten album to przede wszystkim wokal Nicka oraz ciepłe, analogowe syntezatory oraz loopy Warrena Ellisa” – napisał krytyk z „The Guradian”. Rzeczywiście – choć „Ghosteen” jest logicznym rozwinięciem wspomnianych dwóch płyt, to o ile „Skeleton Tree” była krzykiem rozpaczy i żałobą po tragicznej śmierci syna (w 2015 jeden z bliźniaków, 15-letni Arthur, spadł z klifu w Ovingdean i zmarł w wyniku obrażeń), tak tu pojawia się nieco więcej światła, przestrzeni, coś na kształt nadziei…

„Utwory na pierwszej płycie to dzieci. Utwory na drugiej płycie to ich rodzice. to wędrujący duch” mówi Nick o tym długim, dwupłytowym wydawnictwie. I już nie miota się między punkowym wyciem, a aktorskim frazowaniem, jak w czasach „Saint Huck”, „Your Funeral My Trial” czy głośnych inaczej dwóch wspomnianych krążków. Teraz śpiewa tak wysoko, jak jeszcze nigdy w swojej karierze – ocierając się o niemal falset w medytacyjnym, otwierającym całość „Spinning Song”. Ten wolny, nastrojowy utwór pięknie wprowadza w klimat nowej płyty i daje obietnicę, że dalej będzie jeszcze lepiej. Jak w „Bright Horses” – hipnotycznej kompozycji umiejscowionej stylistycznie na stylu kameralistyki, muzyki filmowej i… ambientu. Dokładnie tak – zarówno temu, jak i kolejnym utworom bliżej do dzieł Nilsa Frahma, Jona Hopkinsa, supergrupy Sigur Ros, a nawet naszego cudownego duetu Tęskno niż do (post)rockowego grania. Filmowe, ilustracyjne pejzaże dźwiękowe to z kolei „Waiting for You”, a „Night Raid” czaruje klimatem pieśni gospel – głównie za sprawą chóru, który wraca jeszcze w kilku kolejnych piosenkach. „Nie da się tkwić w tramie po stracie ukochanej osoby dzień po dniu, miesiąc po miesiącu… Na poprzedniej płycie wyrzuciłem z siebie gniew. Potem była żałoba. Pisząc utwory na nową płytę starałem się ukoić ból i smutek, znaleźć nadzieję i wreszcie ruszyć przed siebie” – dodaje Cave, który w „Sun Forest” sięga po sprawdzone, apokaliptyczne obrazki. Są więc krzyczące konie, płonące drzewa, wiszące ciała, Jezus oszalały ze smutku. Ale potem tekst nagle się przewraca: „… przeszłość przemija, przyszłość nadchodzi, a ja żegnam się z tym wszystkim / przyszłość toczy się jak fala, a przeszłość, z jej dzikim podmuchem, odpuszcza”. By zachęcić nas: „Chodźcie wszyscy!”.

Choć więc może „Ghosteen” zawiera najprostsze piosenki, jakie Nick nagrał w swoim życiu, to nie oczekujcie, że nagle zmienił się oazowego piosenkarza. Nic z tych rzeczy. Poszukiwanie ukojenia nie jest łatwą drogą, a ze smutku, tęsknoty i samotności niełatwo wyjść bez ran – wydaje się mówić tymi nowymi utworami. Dlatego kiedy w finałowym i najdłuższym, ale przede wszystkim transowym i intensywnym utworze „Hollywood” Cave śpiewa: „Czekam na pokój, który nadejdzie”, to – przepraszam za emocjonalny coming out – ledwo powstrzymuję się od płaczu…

Wielka i piękna płyta. Misterium.

Artur Szlarczyk

Ocena: 5/5

1. Spinning Song
2. Bright Horses
3. Waiting for You
4. Night Raid
5. Sun Forest
6. Galleon Ship
7. Ghosteen Speaks
8. Leviathan
9. Ghosteen
10. Fireflies
11. Hollywood

Polecane