Nadzieja i ukojenie w czasach zarazy – recenzujemy niespodziewaną płytę Taylor Swift

"folklore" trafiła do sieci w piątek.

2020.07.27

opublikował:


Nadzieja i ukojenie w czasach zarazy – recenzujemy niespodziewaną płytę Taylor Swift

fot. mat. pras.

Uwaga, niespodzianka! 24 lipca Taylor Swift wydała z zaskoczenia swój ósmy już album „folklore”. Nowe piosenki – napisane i nagrane w trakcie pandemii (w sporej części przy pomocy Aarona Dessnera z grupy The National) – tworzą najbardziej wyciszony, refleksyjny i intymny album w dorobku gigantki amerykańskiego i światowego popu. Nie wiem, czy polscy fani wokalistki polubią tę mieszankę folku, alt-country i americany, ale niemal wszyscy, którzy słyszeli „folklore” zachwycają się tym niezwykłym krążkiem!

„Większość rzeczy, które zaplanowałam tego lata, nie doszło do skutku, ale jest jedna rzecz, której nie planowałam, a wydarzyła się. Tą rzeczą jest mój ósmy studyjny album – napisała Taylor na Twitterze w noc poprzedzającą ukazanie się albumu. „folklore” powstawał podczas lockdownu spowodowanego epidemią COVID-19, co – zdaniem pierwszych słuchaczy i recenzentów – miało wpłynęło na większą nastrojowość i refleksyjność zawartych na nim utworów. Zresztą w liście do fanów – opublikowanym również za pośrednictwem Twittera – Taylor napisała: „Włożyłam w te piosenki wszystkie moje nastroje, marzenia, niepokoje i przemyślenia. W czasie pandemii moja wyobraźnia szalała, pisałam nie tylko swoje historie ale też zupełnie nieznanych mi ludzi, z ich perspektywy wczuwając się w życie. Mam nadzieję, że zrobiłam to tak dobrze, jak na to zasłużyły”. W efekcie „folklore” to kilkanaście słodko-gorzkich opowieści, których bohaterami są przeważnie młodzi i najczęściej nieszczęśliwie zakochani ludzie. Tacy, jak 17-letni James i jego równoletnia miłość Betty, których spotykamy w singlowym „cardigan”, by finał ich walki o uczucie poznać w „betty”.

Sprawdź też: Nowy album Taylor Swift bije rekordy popularności

Choć artystka stworzyła „folklore” w izolacji, to w pracę nad produkcję albumu zaangażowanych było więcej osób. Najwięcej piosenek, bo aż jedenaście, powstało we współpracy z Aaronem Dessnerem – muzykiem rockowego zespołu The National. Ponadto wśród współtwórców znaleźli się: Jack Antonoff (znany ze współpracy z Laną Del Rey, nazwany przez Taylor „muzyczną rodziną”), William Bowery (współautor dwóch utworów) oraz Justin Vernon i pozostali członkowie zespołu Bon Iver, którzy nie tylko współtworzyli jeden utwór (znakomity i najlepszy na płycie „exile”), ale też udzielili się wokalnie. I wszystkie te wpływy doskonale słychać na „folklore”, które zdominowały spokojne, czasami wręcz senne, ale zawsze urzekająco piękne i nastrojowe melodie, w których najwięcej jest americany, alt-country i gitarowego bluesa. Taka muzyka spodoba się przede wszystkim fanom Carly Rae Jepsen, Sufjana Stevensa, Devendry Banharta, czy właśnie The National. Ale też wspomnianej Lany Del Rey – echa jej sennego, wręcz hipnotycznego stylu słychać w aż trzech utworach: oprócz „cardigan” również w „this is me trying” i „mad woman”.

Na pewno sięgnięcie po klasykę amerykańskich, „wiejskich” brzmień to odważny krok dla artystki, której poprzednie krążki pełne są bombastycznych, superpopowych produkcji. Tak samo fani myślą o Taylor Swift, kiedy kupują bilety na jej koncerty, które zawsze są wielkimi widowiskami. Warto jednak pamiętać, że artystka zaczynała właśnie od country! A dziś wraca w podobne klimaty, ale o wiele bardziej doświadczona i bogatsza o wiedzę – nie tylko na temat świata i ludzi, ale również bardziej świadoma samej siebie. Słychać to w szczerej, intymnej warstwie lirycznej. Ale również muzycznie 30-letnia artystka wie czego chce. Dlatego „folklore” nie nudzi jednowymiarowym brzmieniem, ale przynosi miłe niespodzianki w postaci stylistycznych wycieczek w krainę współczesnej kameralistyki („invisible string”), czasem również „podbitej” delikatnymi, elektronicznymi bitami („my tears ricochet” w sam raz dla fanów Hani Rani i Tęskno).

O skali i barwie głosu bohaterki nie ma chyba sensu się wypowiadać, bo znów jest klasą sama dla siebie. „Gdyby nie ten rok, prawdopodobnie nadmiernie rozmyślałabym nad idealną datą wydania albumu, jednak czas, w którym żyjemy, uświadomił mi, że nic nie jest zagwarantowane. Moja intuicja mówi, że gdy robisz to, co kochasz, powinieneś po prostu dzielić się tym ze światem. Jest to rodzaj niepewności, który akceptuję” – dodaje Taylor, która chyba jak nikt inny do tej pory zaskoczyła nas (pozytywnie!) swoją „pandemiczną” płytą. Albumem mocno powiązanym swoim klimatem, brzmieniem i warstwą liryczną z trudnym czasem, który – niestety – wciąż jednak nie mija. Ale albumem przede wszystkim w jakiś sposób dającym nadzieję i ukojenie…

Artur Szklarczyk

Ocena: 4/5

Tracklista:

1. the 1
2. cardigan
3. the last great american dynasty
4. exile (feat. bon iver)
5. my tears ricochet
6. mirrorball
7. seven
8. august
9. this is me trying
10. illicit affairs
11. invisible string
12. mad woman
13. epiphany
14. betty
15. peace
16. hoax

Polecane