Ciszej, a jakby mocniej… – recenzujemy nowy album Taylor Swift

"evermore" jest drugim tegorocznym krążkiem Taylor.

2020.12.15

opublikował:


Ciszej, a jakby mocniej… – recenzujemy nowy album Taylor Swift

fot. mat. pras.

Sportowe powiedzenie mówi, że nie zmienia się zwycięskiego składu. Wyraźnie słychać to na drugim już w tym roku krążku 31-letniej Amerykanki, która – wydany w dniu swoich 31. urodzin materiał – przygotowała ponownie z Aaronem Dessnerem z grupy The National. Ale choćby Taylor Swift zaprosiła znakomitych gości (są tu również HAIM i Bon Iver), zatrudniła setkę muzyków sesyjnych i orkiestrę symfoniczną, to chyba nikt nie ma wątpliwości, że „evermore” to jej całkowicie autorska płyta.

Taylor tym albumem, już dziewiątym w swojej dyskografii potwierdza, że jej zaskakująca transformacja z gwiazdki pop w skupioną i poruszającą emocje songwriterkę nie jest przypadkiem. Już na „folklore”, nagranym w trakcie pierwszego lockdownu, zabrała nas w podróż w krainę alt-folku, country i americany. Ale gdyby dziś postawić „evermore” obok jej „Reputation” z 2017 roku, to niewielu przypadkowych słuchaczy uwierzyłoby, że za tymi piosenkami kryje się ta sama osoba. Wokalnie oczywiście niewiele się zmieniło, a jeśli już na lepsze – Swift „uprościła” swój śpiew, sięgnęła po prostsze środki wyrazu, postawiła bardziej na szept niż krzyk. Mówiąc w skrócie – przestała się nim popisywać. A ma czym. Ale już nie musi…

Sprawdź też: Szef Alter Artu o szansach na występ Taylor Swift i Billie Eilish na Open’erze

W ogóle nie musi już niczego. Nie tylko cokolwiek udowadniać, ale nawet nagrywać. A jednak wycisnęła z lockdownu wszystko, co tylko można – zamknęła się w czterech ścianach swojego domowego studia nagraniowego i daje nam drugi w tym roku zestaw piosenek o zwątpieniu, smutku, ale również nadziei i wierze w to, że będzie lepiej. A na premierę nowego krążka wybrała nieprzypadkowo 13 grudnia, czyli dzień swoich urodzin. „Odkąd skończyłam 13 lat, byłam bardzo podekscytowana perspektywą swoich 31. urodzin, bo to moja szczęśliwa liczba od tyłu – dlatego postanowiłam, że zrobię niespodziankę moim fanom właśnie teraz. Zawsze dostawałam od Was mnóstwo troski, wsparcia i ciepłych myśli na urodziny. Pomyślałam, że teraz Wy powinniście dostać coś ode mnie. Wiem, że te święta nie będą wesołe dla wszystkich. Niektórzy spędzą je samotnie. Jeśli ktokolwiek z Was szuka pocieszenia w muzyce, tak jak ja, „Evermore” jest dla Was. Uwielbiam eskapizm, jaki znalazłam w tych wymyślonych, ale nie zawsze historiach. Byłam zachwycona sposobem, w jakim przyjęliście marzenia, tragedie i epickie opowieści o utraconej i odnalezionej miłości” – napisała Taylor do fanów w dniu premiery.

Jest coś, co urzeka w tej nowej, w sporej części powtórzonej, artystycznej odsłonie Amerykanki. To rodzaj wyciszenia, jakby wycofania, ale też na pewno skupienia. Intymnego, wewnętrznego, które emanuje na „evermore” czymś zmuszającym do skupienia, jakimś rodzajem dobrej magii. Zbudowana w przeważającej większości na balladach, płyta ta płynie i „snuje” się nieśpiesznie, a z każdą kolejną piosenką zdajemy sobie sprawę, że „evermore” to doskonały soundtrack do tego dziwnego czasu zarazy i zwątpienia. Ale Taylor nie do końca daje nam nadzieję, że będzie lepiej; że przetrwamy, a z tych nieraz dramatycznych historii ludzkich wyjdziemy bez szwanku, nie poranieni. Wokalistka śpiewa: pogódźmy się z losem („tolerate it”), albo przeklnijmy go („’tis the damn season”), ale nie skupiajmy się na błahostkach („champagne problems”), tylko poszukajmy nawet najmniejszego szczęścia („happiness”), a czasem zróbmy coś szalonego („no body, no crime”) – a to wszystko, byle ocalić w sobie człowieczeństwo. I miłość…

Słuchajmy, najlepiej uważnie, tego znakomitego albumu. Na pewno nie zrozumiemy tak dobrze, jak Amerykanie, alt-country i americany, po którą utalentowana jubilatka tak chętnie sięga (z pomocą Aarona Dessner i jego The National, ale też HAIM i Bon Iver). Ale stonowany, a przez to wręcz hipnotyzujący „evermore” jest napisany na tyle uniwersalnym, muzycznym językiem, że warto spędzić z nim ten trudny czas. A nóż pomoże? A już na pewno nie zaszkodzi…

Artur Szklarczyk

Ocena: 4,5/5

Tracklista:

1. willow
2. champagne problems
3. gold rush
4. ’tis the damn season
5. tolerate it
6. no body, no crime feat. Haim
7. happiness
8. dorothea
9. coney island feat. The National
10. ivy
11. cowboy like me
12. long story short
13. marjorie
14. closure
15. evermore feat. Bon Iver

Polecane