W kolejnej odsłonie serii – Tede. Prezentujemy uzupełnienie wywiadu, który znajdziecie w portalu Gazeta.pl .
Skarby RRX Desant w piwnicy u rodziców
Jak byłem dwa tygodnie temu u rodziców, ojciec mi mówił, że był remont kamienicy i musieli wszystko wynieść z piwnicy. Jest wielki karton po magnetowidzie Panasonic, wypełniony moimi kasetami. U moich rodziców jest pełno rarytasów. Mój tata ma siedem maxi-singli „Wyścig Szczurów”. Jak mu pokazałem, ile stoi jedna sztuka na Allegro, to się złapał za głowę (śmiech).
Najlepszy utwór Tede, zdaniem jego ojca
„American Paj”. Pewnie dlatego, że ma ta płytę na działce i stylistyka rock’n’rollowa mu pasuje.
Prawdziwy sukces
Moja babcia jest obecnie w ośrodku opieki na tymczasowej rehabilitacji. Pielęgniarki, pan w okolicznym warzywniaku – ludzie wiedzą, że to jest babcia „pana Tede” i przez to lepiej ją traktują. To są te piękne momenty gratyfikacji. Albo moja mama nosząca z dumą bluzę PLNY Lala. Kiedyś dawałem mojej mamie dużo ciuchów, ale wtedy nie była to popularna firma, więc ich nie nosiła (śmiech). Teraz nawet jej koleżanki chcą bluzę z napisem „Warszawska Lala” i to jest prawdziwy wymiar sukcesu. Fajnie jest odwdzięczyć się rodzinie po latach. To uczucie, kiedy możesz wyjąć z kieszeni plik banknotów i dołożyć się do remontu nie swojego mieszkania, jest cudowne. Jestem gościem, który nawet jak nie miał grosza przy duszy, a rodzice pytali, czy ma pieniądze, odpowiadał, że tak. W opinii innych wszystko dostałem na srebrnej tacy, ale ok.
Rodzaj dziennikarstwa, którego Tede na pewno nie chciałby uprawiać
Na pewno nie byłbym w kręgu dziennikarzy muzycznych i krytyków. Jest to kółko wzajemnej adoracji, które skupia się na wyścigu pt. „kto znajdzie bardziej undergroundowy zespół” i wychwalaniu swoich recenzji.
Trasa po nadmorskich kurortach
Zrobiliśmy to po raz pierwszy w 2006 roku. Wzięliśmy Lublina, którego nam ukradli przez to, że nie umieli zajumać BMW. Idioci. To było na fali beefu z Płomieniem 81, tak słyszałem przynajmniej. Zrobiliśmy wtedy Kurort Tour, bo chciałem wymyśleć sposób, żeby pojechać na wakacje tak, aby ktoś nam za to zapłacił (śmiech). Samsung dał nam pieniądze na trasę. Z nim zrobiliśmy też Tedefon, czyli rzecz, której nikt nie powtórzył (specjalny dedykowany model telefonu komórkowego).
Jeździliśmy po nadmorskich miejscowościach i przez głośniki ogłaszaliśmy porę i miejsce, gdzie będzie można zobaczyć nasz występ. Zawsze pojawiła się jakaś grupka, graliśmy, rozdawaliśmy gadżety Samsunga i jechaliśmy dalej. Potem zrobiliśmy tę trasę z Potwierdzonym Info i choć tłumów nie było, było ok. Teraz zrobiliśmy to po raz trzeci, było świetnie i doskonale to obrazuje siłę Internetu. Wystarczyło trzydzieści minut przed występem dać info na Facebooku i Instagramie, gdzie i kiedy gramy, a o umówionej porze czekały tłumy. W Koszalinie wbiliśmy się na plac przed ratuszem i niejeden raper chciałby mieć tyle widowni na koncercie. Sami nasi fani. W Kołobrzegu było ze 150 osób, z czego 2/3 kompletnie losowe osoby. W Łebie też z połowa ludzi była zupełnie losowa, ale o to też chodzi w tej akcji, żeby pokazać ludziom, którzy nie obcują z tą kulturą, że umiemy się bawić i jesteśmy spontaniczni. Ludzie podchodzili dziękując i propsując takie występy za darmo na ulicy. Zabawne jest to, jak mieszają się różne grupy publiczności przy takich inicjatywach. Nasi fani, plażowicze i turyści, właściwiele okolicznych straganów, jak i typowi „Janusze”, dla których jestem jak „miś na Krupówkach”, co go kojarzą z „Operacji tuning”.
Opinia na temat utworu „Dyskretny chłód” w wykonaniu Krystyny Prońko i Andrzeja Dąbrowskiego i wspólnego nagrania z Pawbeatsem
Szanuję ten kawałek, ale w życiu nie wrócę do niego z sam siebie, nie posłucham go na słuchawkach. Byłem ciekawy odbioru, bo ja się nie jarałem. To zwyczajnie nie mój klimat muzyczny. Stąd obawy o przyjęcie, ale okazało się, że ludzie super to odebrali. Super, że takie inicjatywy mają miejsce.
Kawałek z Pawbeatsem też trochę się w to wpisuje. Nagranie go to były wielkie trudy. Dzień przed stworzyliśmy kawałek „Feat”. Pawbeats przyjechał do nas do studia i pyta się, co słychać. Michu puszcza mu „Feat”, śmiejąc się, co za głupoty nagrywamy. Pawbeats lekko w szoku powiedział, że niezłe, po czym puścił nam szkic utworu, do którego mieliśmy się dograć. Z Michem poszli grać, a ja chodziłem z bitem na słuchawkach i kombinowałem, jak coś do tego napisać. Ciężko się przestawić, jak to co robisz w danym momencie, jest tak inne. Ale też dobrze przewietrzyć sobie ucho takim stylistycznym skokiem w bok.
Nagranie płyty z innym raperem
Całą płytę z kimś, to raczej nie mam takiego marzenia, jeśli jednak chodzi o pojedynczy utwór, to na pewno jest wielu takich raperów. Mes jest jedną z takich osób. Quebo z którym rozmawiałem, ale to pewnie kwestia czasu, bo ostatnio nie daliśmy rady ze względów logistyczno-czasowych.
Jeden utwór z katalogu innego rapera, który chciałbyś wykonać
„Głucha noc”. Jak miałbym wykonywać nie swój kawałek to tylko „Głuchą noc”.
Kto zdaniem Tede najlepiej poradził sobie z nim w konflikcie
PR-owo najlepiej poradził sobie Rychu Peja. Nagrał ileś kawałków-gniotów i zdołał ludzi przekonać, że są świetne. Ulegli tzw. „magii kina”. Zaś jeśli mówimy o umiejętnościach, to na pewno najlepsze były zwrotki Pezeta. Jedyne tak naprawdę, bo Onar to umówmy się… Gdyby nie pojawił się Pezet, nie wiadomo skąd, to sytuacja wyglądałaby kompletnie inaczej. Jednak co fajne to to, że Pezet jako nieliczna z tych osób potrafił ze mną potem normalnie rozmawiać i nagrać kawałek.
Nagrywka z raperem z USA
Była kiedyś sytuacja, że stałem przez szybę z Jayem-Z przy okazji jego koncertu w Polsce. Gdyby przypadkiem nasze drogi się przecieły, ktoś wspomniał mu, że jestem raperem i on wtedy chciałby nagrać – zwariowałbym ze szczęścia. Gdyby jednak ktoś mi powiedział, że jeśli wydam ileś tysięcy dolarów i Jay się dogra, to nawet jakbym miał te pieniądze, to nie chciałbym tego zrobić.
Refreny na płycie „Vanillahajs” oraz sposób tworzenia
Na tej płycie 90 procent refrenów to są freestyle, czasami lekko modyfikowane. Wchodziłem, nagrywałem i tak zostawało. „Wyje wyje bane” tak powstało. Wiele z tych refrenów to są rzeczy, które miały być na drugą „Jamę zła”, ale zostały ugrzecznione. Np. utwór „Tak nam dobrze” – refren w oryginale szedł tak; „tak nam dobrze, tak nam dobrze, zdradziłaś mnie – ty kurwo, szmato”. Na płycie jest zaś „straciłaś mnie”.
Kiedyś jak pisałem kawałki, siedziałem sam skupiony, izolowałem się od świata w domu. Teraz jestem na takim etapie, że sobie chodzę po studiu ze słuchawkami na uszach i mam wyjebane na wszystkich. Ja sobie jęczę pod nosem, a oni się śmieją. Często nagrywam refreny na dyktafon, żeby mi nie umknęły.
Uważam, że refreny są bardzo ważne, szczególnie w mojej stylistyce. W polskim rapie w 99 procentach brak refrenu wynika z braku pomysłu, a nie z zamysłu, że np. tam miał być sampel z vocal cutem.
Utwór „Dokąd tak gnasz” nagrany na płytę Ortega Cartel
Do współpracy doszło tak, że Jakuza mi powiedział, że chłopaki chcą żebym, się dograł, a ja nawet nie wiedziałem, o co chodzi. Pamiętam, jak go pisałem. To była niedziela, już zamknięty był „Note2” i miałem wielki głód nagrywania. Stałem przy blacie kuchennym, gdzie leżał zeszyt i chodziłem po kuchni pisząc ten kawałek. Jak myślę o tej piosence, od razu widzę tę dupę jeżdżącą po Warszawie błękitnym Bentleyem w cabrio, na wiedeńskich numerach. MILF, którą kojarzy wielu warszawiaków. Piękna kobieta, zawsze przykuwała wzrok.
Propozycja zagrania w reklamie lodów Koral
Tak, była i z tego co pamiętam dość intratna. To było przy płycie „Hajs, Hajs, Hajs”, ale pamiętam, że przez osobę, która to ogarniała, powiedziałem, że raper reklamujący lody jest strzałem w kolano. Myślę, że dobrze zrobiłem, bo w sytuacji beefu jest to wyłożenie się totalne i nie ma jak się bronić.
Granie z żywym bandem
Jeśli mielibyśmy grać z kapelą, to tylko tak jak zagraliśmy na Superjedynkach w Opolu, gdzie mieliśmy trzynastoosobowy band. Szanuję to, że wielu raperów gra zespołem, ale ja się tym nie jaram. Jeśli mielibyśmy to jeszcze powtórzyć, to pewnie przy okazji jakiegoś specjalnego, jubileuszowego wydarzenia. Jednak żeby tak grać na co dzień, to nie. Poza tym nasza muzyka jest zbyt syntetyczna, by dobrze oddać jej charakter na żywych instrumentach. Nie widzę wykonywania „Martwych ziomków” z bandem (śmiech).
Stare utwory na koncertach
Grając na koncercie kawałki z płyty „S.P.O.R.T” jest dziwnie. Utwór „Ona jest szmatą” jakbym zagrał teraz, połowa frekwencji mogła by nie wiedzieć, o co chodzi. Obecnie kawałek „Xenon” już nie jest tak żywiołowo przyjmowany, bo relatywnie zdążył się zestarzeć – ma cztery lata. Zagrałem „Mróz” rok temu na jakimś koncercie i był efekt Blues Brothers jak grali „Everybody Needs Somebody”. Wszyscy stoją, pełne zdziwienie.
Tede, czyli koń trojański polskiego rapu
Myślę, że niejeden ma lżej dzięki moim inicjatywom, bo działa prawo precedensu. Jest wiele sytuacji, w których zrobiłem coś jako pierwszy, a potem inni szli moją ścieżką. Niestety trudy pionierstwa trzeba ponieść. Można iść pewnymi drogami, które wydeptali inni i wiemy, że są bezpieczne, ale ja wolę przecierać szlaki. Powiedzmy sobie też szczerze; nie mam takiego dobrego serduszka, że robię coś, by innym było łatwiej.
Jak nagraliśmy płytę „Elliminati” i tam były kawałki ocierające się o trapowe rytmiki, to nie było trzy lata temu takie oczywiste i fajne. Co więcej, wiele osób, które mówiło, że jest to chujowe, teraz tak tworzy.
Słuchacze w natłoku twoich hitów pomijają niejednokrotnie te zaangażowane utwory
Muszę patrzeć trzeźwo i z pełną świadomością na to, co robię. W wyniku moich działań zostałem wrzucony w pewną „szufladę” i dobrze mi w niej. Trzymam się ram, w których się poruszam, tematyka moich utworów jest spójna. Nie przeszkadza mi to. Są inni na tej scenie od publicystyki społecznej.
„Fani” Tedego
Ktoś podchodzi i kłamie mi w żywe oczy mówiąc, że jest największym fanem, po czym pytam, jaką moją płytę posiada i słyszę w odpowiedzi „Nie banglasz” czy „Bezele” (tytuły hitów Tede – przyp. red). Ręce opadają. Chciałbym przetłumaczyć każdej takiej osobie, by nie maskowała swojej ignorancji, ale nie mam na to sił i czasu.
Płyta wychodzi i nie jest zrozumiana, by po paru latach zyskać splendor – topos kariery
U innych wykonawców jest na odwrót: najpierw wow, a potem przychodzi moment otrzeźwienia. Jak wyszła płyta „S.P.O.R.T”, była absolutnie źle przyjęta i naruszała tematy tabu dla wielu osób, które po latach są w stanie peany wygłaszać na cześć tego albumu. Płyta „Hajs, Hajs, Hajs” miała problemy już przez sam tytuł. Przynajmniej jeśli chodzi o hiphopowe środowisko.
„Drin za drinem” grany na weselach
Trzy razy w życiu byłem na weselu, a biorąc pod uwagę, że mam trzydzieści dziewięć lat, to nie jest zbyt imponująca średnia. Dwa z trzech przypadków wyglądały tak, że grałem koncert, a wesele odbywało się w ośrodku, gdzie miałem nocleg. Na wszystkich weselach na których byłem leciał „Drin za drinem” i nie miało to nic wspólnego z moją obecnością. Widziałem też nieraz jak ten utwór wykonywany jest na karaoke. W kinach jest teraz taki film z Alem Pacino pt. „Idol”. Polecam. Przesłanie tego filmu pokrywa się z tą sytuacją, bo każdy wykonawca ma swojego Drina” i do końca życia będzie go miał.