Raper opowiada o nadchodzącym krążku, o ambientowym tempie i większej przestrzeni dla tekstów. Wspominamy też wydany przed dziesięcioma laty album „Człowiek, który chciał ukraść alfabet”.
O tym, że toczą się prace nad nowym albumem Leszka „Eldo” Kaźmierczaka, wiemy już od jakiegoś czasu. Raper zdradził przed kilkoma dniami, że właśnie napisał wszystkie teksty na „Psi” – tak bowiem zatytułowany będzie jego ósmy solowy album. Warszawski weteran najbliższe tygodnie spędzi na dopieszczaniu materiału. Zależy mu, by płyta trafiła na rynek w ciągu kilku miesięcy. „Postanowiłem wydawać płyty wiosną”, tłumaczy w rozmowie z cgm.pl. Najbardziej prawdopodobna data premiery to koniec maja – równo dwa lata po wypuszczeniu ostatniego w dyskografii „Chi”.
Za brzmienie tamtego albumu odpowiadał w całości młody podziemny producent Fawola. Tym razem beatmakerów ma być czterech. Wśród nich m.in. Voskovy i R.A.U. „Żadna z tych postaci nie jest anonimowa na scenie”, zapowiada Eldo. I dodaje, że to nie jedyna zmiana w stosunku do „Chi”. Jeśli tamta płyta charakteryzowała się klasycznym, utrzymanym w duchu lat 90. brzmieniem, tym razem reprezentant wytwórni My Music postawił na eksperyment. „Wtedy oczekiwałem analogowego, boombapowego brzmienia. A na nowej płycie mam może ze dwa kawałki, które są poniżej tempa sto BPM-ów. I może w dwóch kawałkach są sample, a nie grane rzeczy. A nawet jeśli są sample, to nigdy dotąd pod takie nie nagrywałem”, opowiada Kaźmierczak.
Jego zdaniem płyta może zaskoczyć słuchaczy. Jako przykład podaje reakcję Daniela Drumza, DJ’a, z którym od wielu lat współpracuje: „Gdy wysłałem mu pierwszy numer, który nagrałem na płytę, to – mówiąc niecenzuralnie – w odpowiedzi usłyszałem: O kurwa mać. Domyślam się, jaka będzie reakcja ludzi, którzy nie znają mnie tak dobrze”.
Skąd decyzja, by podjąć się takiego eksperymentu i odwrócić się od tradycyjnego hip-hopowego brzmienia oraz tempa, które mogliśmy usłyszeć jeszcze na „Chi”? „Wynika to stąd, że kilka tekstów, które napisałem na początku nagrywania nadchodzącej płyty, było przygotowywanych pod bit, a więc z bardzo dziwną strukturą rymu. W momencie, gdy próbowałem rapować je na klasycznych dziewięćdziesiątkach, do boombapowej podziałki 4/4, to niespecjalnie to brzmiało”, tłumaczy Eldo. Wyjściem okazały się podkłady odwołujące się do zupełnie innych muzycznych terenów. „Pamiętam, że dostałem paczkę bitów, w której był taki ambientowy bit o tempie sześćdziesiąt, ale tak naprawdę sześćdziesiąt to jest tempo sto dwadzieścia, bo na sześćdziesiąt umarłbyś z nudów. Więc przerobiłem jeden z numerów. Sprawdziłem całą paczkę i gdzieś tam dwie rzeczy wpadły mi w głowę”.
Eldo podkreśla, że inne tempo stwarza przestrzeń dla tekstów: pozwala na zagęszczenie, nasycenie wersów większą ilością słów: „Przy tempie sześćdziesiąt szesnastka to jest półtorej minuty rapowania, a nie czterdzieści sekund. Jest to dla mnie bardziej plastyczne, łatwiej mi się w tym odnaleźć. Jak dostaję teraz bit dziewięćdziesiąt BPM’ów, to się dziwię: to już tu mam mieć rym?!”.
Na „Psi” usłyszymy podkłady w stylu, z którym nie zwykliśmy kojarzyć muzyki Kaźmierczaka. Raper podkreśla jednak: „Nie będą to trapy, uprzedzam. Trafi się za to sporo ambientowych rzeczy”. Mimo wszystko nadchodzący album, jak każde wejście na nie do końca zbadany teren, wiąże się z ryzykiem, choćby tym komercyjnym. Eldo jest jednak gotów, by się go podjąć. Inne rozwiązanie traktowałby jako pójście na łatwiznę i oportunizm: „Wiem, że mógłbym wymyślić sobie taki album, do którego dobiorę taką muzykę i takie treści, że sprzedam go bankowo ze trzydzieści tysięcy i nawiążę do najwspanialszych tradycji. Ale nie mam ochoty tego robić, zupełnie. Uważałbym siebie za szuję. Samego siebie. Nie umiem być wyrachowanym człowiekiem. Jestem głupi i zły na siebie, że nie mam tej cechy, ale jej nie mam. Choć jest przydatna”.
Wygląda także na to, że „Psi” wcale nie musi być przedostatnią płytą w karierze Eldoki – jak on sam swojego czasu o niej mówił. A nawet jeśli, to możemy być pewni, że kolejny krążek nie będzie nosił tytułu „Omega”. „Nie jestem megalomanem. Nie będę jak Jay Z występował ze swoim Fade to Black. Nie będę z tego robił cyrku”, deklaruje warszawiak. Przyznaje jednak, że wyobraża sobie dzień, gdy pewnego dnia zawiesi mikrofon na kołku. „Założyłem sobie, że dla mnie istnieje jakiś termin ważności na moją wewnętrzną zdolność do występowania publicznie. 37-letni facet rozmawiający z 17-latkami na koncercie się czuje dziwnie. To powinny być moje dzieci”, tłumaczy. „Jak stateczny pan z brzuchem próbuje zrobić dyskotekę na swojej czterdziestej płycie, to w porządku. Przy czym ja Pitbullem nigdy nie chciałem być. Po prostu dobrze wiem, że jakaś temporalność tego, co się robi, istnieje”.
„Psi” trafi na rynek – jak wspominaliśmy wyżej – równo dwa lata po wydaniu „Chi”. Ale w przyszłym miesiącu swoją rocznicę, na dodatek okrągłą, będzie obchodził jeszcze inny krążek Eldo, „Człowiek, który chciał ukraść alfabet”. W połowie maja minie dziesięć lat od dnia, gdy ta płyta – wyprodukowana w całości przez duet Bitnix – trafiła na półki sklepowe. Kaźmierczak nie ukrywa, że to ulubiona pozycja w jego własnej dyskografii. „To jest moje ukochane dziecko – i zawsze będzie”, przyznaje. „Tekstowo byłem, moim zdaniem, w dość dobrej formie wtedy. Ale nie jest to album, do którego bym wracał. Jeśli już słucham swoich rzeczy, to późniejszych”.
„Człowiek…” już w momencie premiery zyskał status klasyka. W wydawanym wówczas magazynie „Ślizg” pisano o nim, że stanowi najdoskonalszy jak dotąd pomost między hip-hopem a sztuką. Ambitny w formie, łączący wiele muzycznych światów (neo soul, downtempo, nu jazz) nie sprzedał się jednak zbyt dobrze. Dowodem na to jest skandalicznie mała liczba koncertów promujących wydawnictwo. Choć Eldoce na scenie towarzyszyli ówcześni muzycy z Łąki Łan, z materiałem z „Człowieka…” zagrał zaledwie trzy razy. „Sami zresztą opłaciliśmy te koncerty”, kończy raper.