Na „Bez ceregieli” jest kilka kawałków – lub przynajmniej bitów – które mogłyby kandydować do najlepszych w roku. Dlaczego więc „Złamane sny”? Przede wszystkim Siwers wznosi się tu na wyżyny swoich tekstowych możliwości. Przy powstańczej opowieści łatwo popaść w przesadny patos lub tanie banały, ale członkowi Bez Cenzury udało się tych pułapek uniknąć. Pomogła przede wszystkim konwencja storytellingu, który w ostatnich wersach przechodzi w przejmujące, fundamentalne pytania o sensowność powstania. Dorzućmy do tego bit, w którym gra dosłownie wszystko – od mocnych bębnów przez wokalny sampel po końcową trąbkę – a mamy jeden z lepszych utworów w swojej kategorii.
9. Ten Typ Mes i Lepsze Żbiki – Patrzę w rachunek
Z Mesem jest tak, że gdy nie popada w przesadną manierę, gdy nie przerastają go ambicje i nazbyt nie kombinuje – wówczas mało kto w Polsce może się z nim równać. „Patrzę w rachunek” to warszawski raper w najlepszej formie. O flow Mesa powiedziano już wszystko i może najwyższy czas, by wprowadzić polski odpowiednik tego słowa – tylko po to, by móc używać go w liczbie mnogiej wobec rapu członka Alkopoligamii. Tekst z kolei jest dość charakterystyczny – to krytyka pewnych promowanych postaw, krytyka, którą znamy co najmniej od czasu „Zamachu na przeciętność”. Tym razem jednak Typ ugryzł temat od innej, ciekawszej strony, koncentrując się na kilku silnie sugestywnych obrazkach. Poniżej dajemy wersję bez teledysku – chociaż obecność w nim żywych instrumentów dobrze oddaje piękny, organiczny podkład, to koniec końców wideo zbliża się niebezpiecznie do granic pretensjonalności. Zabrakło tylko śmiesznego kapelusza.
{reklama-hh}
8. Sokół (na zdjęciu) i Marysia Starosta – Wyblakłe myśli
Tu z kolei aż prosi się o wersję z teledyskiem, bo ten jak mało który koresponduje z nastrojem utworu. Najpierw Sokół-narrator w najlepszym wydaniu – z kilkoma splatającymi się wątkami, precyzyjnymi charakterystykami bohaterów, motywem przewodnim i nastrojowym, minimalistycznym bitem od, a jakże!, White House. Szczególnie pierwszy odsłuch musi robić wrażenie. Gdy wydaje się, że kontrabas i delikatny śpiew Marysi to wszystko, na co stać ten utwór, atakowani jesteśmy ścianą gęstych skreczów, które zostawiają nas z takim samym wrażeniem jak końcowe ujęcia klipu. Tak psychodeliczne, że co rusz chce się do tego wracać – nawet jeśli pierwszy raz jest tylko raz.
7. Pro8l3m – Tiramisu
Długo się zastanawiałem, czy na wyróżnienie w tym ranking bardziej zasługuje „Tori Black”, czy „Tiramisu”. Ostatecznie stanęło na tym drugim. Może dlatego, że nie ma tu żadnego „ognia w piczy”, są za to takie kozackie linijki jak: „Ty, jakie są walory jazdy bez trzymanki? / Ziomuś, kozackie wieczory i bolesne poranki”? A może dlatego, że klimat nagrania jest taki stary i taki dobry, jakby powstał w drugiej połowie lat 90.? Spotkałem się zresztą z zarzutami, jakoby Oskar zatrzymał się na poziomie reprezentowanym przez scenę właśnie w tamtych latach. Nic bardziej mylnego. Jasne, styl to chropowaty, niewygodny i pozbawiony fajerwerków, ale warszawski raper ma coś, czego brakuje połowie podziemia – charyzmę. Słucha się faceta z krwi i kości, wielokrotnie poruszającego się na granicy bezkompromisowości i chamstwa. Zupełnie się nie dziwię, że tak często kawałki Pro8l3m pojawiają się na Facebooku KęKę.
6. Kuba Knap – Łajz Lajf
Kuba Knap, jeden z najlepiej zapowiadających się młodych raperów, nagrał swój najlepszy kawałek. To już powinno wystarczyć za rekomendację i impuls do umieszczenia „Łajz Lajf” w tym zestawieniu. Dobrze wiedzieć, że stara gwardia, gdy łapie zadyszkę, potrafi otoczyć się ludźmi, którzy będą ciągnęli ich projekt. Porównania Knapa do Mesa są nieuniknione (gość, który z powodzeniem odnajduje się za mikrofonem i przy produkcji), ale też nie do końca sprawiedliwe. Autor „Łajz Lajf” ma jednak swój lot, a poniższe nagranie –deklaracja stylu życia – jest tego dowodem. Ktoś może powiedzieć, że to flow nie zawsze płynie tak, jak powinno. Cóż, chilloutowa konwencja tylko pozornie może się wydawać łatwa, a poza tym na tym etapie kariery lepiej kibicować szlifowaniu własnego stylu, nawet jeśli po drodze zdarzą się potknięcia.
5. KęKę – Zostaję
“Jestem zwykłym typem z wielkiej płyty, meble po trzy dychy / Ja i emeryci jakoś se radzimy” – i już wiadomo, że „Zostaję” to materiał na klasyczny hymn osiedli. Dużo tu osobistych deklaracji, ale większość wersów – ze szczególnym uwzględnieniem nośnego refrenu – to słowa, które może do siebie wziąć każdy, kto identyfikuje się z przestrzenią miejską. Ten kawałek – w moim odczuciu największy obok „Nie wiedziałaś” hit z „Takich rzeczy” – nie byłby jednak sobą, gdyby nie świetny, stylowy syntetyk Czarnego. Buja to jak cholera.
4. Małpa – Skała
Donatan może się pojawiać na telewizyjnych imprezach sylwestrowych i innych celebryckich zabawach. Dopóki jednak będzie tworzył takie bity jak ten do „Skały”, myślę, że wszyscy hip-hopowcy nadal będą uważać go za „swojego”. Podkład do kawałka Małpy zachwyca nie tyle pojedynczymi elementami jak np. doskonały bas, ale czymś, co wymyka się opisowi – po prostu czuć złoty dotyk człowieka, który wie, jak się robi chwytliwy materiał na 4 mln wyświetleń. Toruński raper z kolei notuje jeden z lepszych występów w ostatnim czasie, z kilkoma mocnymi, zapadającymi w pamięć fragmentami.
3. Tede – Nie banglasz
Pierwsza sprawa to oczywiście sam kawałek. Tede mówi na tym minimalistycznym, piekielnie klimatycznym bicie różne oderwane od siebie rzeczy, ale robi to tak, że wstyd nie banglać. Gdy myślę o stylowym rymowaniu (żeby nie użyć zgwałconego na wszystkie sposoby słowa „swag”) w 2013 roku, do głowy przychodzi mi w pierwszej kolejności to właśnie nagranie. Druga sprawa to historia odbioru tego nagrania. Od powszechnego zachwytu po remiksy. Bez wątpienia najważniejszy singiel minionego roku. Nie najlepszy, chociaż na pudle się zmieścił.
2. Rasmentalism feat. VNM – STU
„Za młodych na Heroda” chwaliłem już kilkukrotnie, na naszych łamach dostępna jest też obszerna recenzja tego materiału. „STU”, trzeci singiel z legalnego debiutu Rasmentalism, zachwyca przede wszystkim wyborną formą gospodarzy – Menta, który dostarczył bujający, podszyty bluesem podkład, a w szczególności Rasa, który pod względem flow zaprezentował tutaj chyba swoją życiówkę, a poza tym dostarczył kilka firmowych wersów („moja dziewczyna zna każdy mój horror / jak znowu rzucam mięsem, przyrządzając stek bzdur”). No i VNM, który perfekcyjną technikę połączył z dość intrygującą treścią, jeśli rozpatrywać ją pod kątem dalszej jego kariery. Gdybyśmy przygotowali tu kategorię featuringu roku, zwrotka rapera z Elbląga pewnie znalazłaby się w czołówce.
1. VNM feat. Tomson – Obiecaj mi
W ten sposób przechodzimy płynnie od VNM’a – gościa – do VNM’a – gospodarza. Można mieć zarzuty, że na „E:DKT” i częściowo na „ProPejn” nazbyt inspiruje się Drakiem, ale tym razem słusznie obejrzał się na niego, bo „Obiecaj mi” we wzorcowy sposób łączy przebojowość i melodyjność (refren Tomsona!) z wcale nie tak lekkim tematem. Wątek blokady twórczej rzadko powraca w tekstach raperów. Szkoda, bo to z punktu widzenia przeciętnego słuchacza fascynujący problem – móc zajrzeć w warsztat artysty i zrekonstruować tok jego myślenia. W „Obiecaj mi” VNM nakreśla kilka ścieżek, którymi chodzą jego inspiracje. I w przekonujący, szczery do bólu sposób nakreśla problemy, jakie piętrzą się, gdy któraś z tych dróg się zaciera, a gwiazdy, których jeszcze niedawno się sięgało, teraz spadają na głowę.