Ena, SCR, SHG – „Tadzik gbur”
Wielu z was może o tym nie wie, ale – hmm – konflikt pomorskiej grupy z TDF`em rozpoczął się od tego #Hot16Challenge, z którego powstało następnie TO dziwaczne wideo. No i posypały się groźby na fanpage`u Eny, że powstanie diss. Wielkie Joł zaproponowało nawet nagranie w warszawskim studiu, ale wokalistka zdemaskowała tę sprytną ofertę: „Wiadomo o co chodzi. On próbował nas zwerbować na swoją stronę i przekonać, żebyśmy nie robili dissa. Bo wie, że mamy talent. Bo gdybyśmy go nie mieli, to nie miałby się czego obawiać”. I diss, jak obiecano, rzeczywiście w swoich najlepszych momentach zbliża się do poziomu konfliktu z Płomieniem 81. Myślę, że nie od rzeczy będzie porównanie obu refrenów, a wokalu Eny z charakternym głosem Onara. Imponuje rozpiętość argumentów tria. „Masz tak grubą dupę, że zamiast gaci nosisz pampersy” – to akurat bardzo świeży wątek, ale zespół, szukając haków na warszawiaka, dokopał się do samych kamieni – „typowego, popowego gówna”, które przez lata TDF wraz z Kukulską skrzętnie próbowali ukryć przed światem. Nie wyszło.
Gandi Ganda – „Cfede na minie”
Doceniam gest Gandziora, który w końcu postanowił przemówić i włączyć się w beef-którym-żyła-cała-Polska, tak samo jak doceniam to, że postanowił rozprawić się z oponentem w półtorej minuty. Szacun. Skurczybyk, zrobił to. Rychu, co prawda, „zniszczył [TDF`a] na starcie”, ale Ganda musiał – a jakże – kopnąć leżącego. Dla zasady. „Beef to maraton bluzgów”, a on jest dobry w krótkich dystansach. Najpierw przyłożył, potem pobiegł. Zabili go i uciekł. „A najlepiej zamknij mordę i idź w chuj stąd”.
Karramba – „Przecwelony pojeb”
Pamiętacie czas, gdy Tede płakał i żalił się, że cała scena go znienawidziła? Musiał wtedy zaczynać od zera, przejść etap odkupienia, takie tam. Rzadko zdajemy sobie z tego sprawę, ale jeśli któryś numer przelał czarę goryczy i wepchnął warszawiaka w odmęty niebytu, to był to „Przecwelony pojeb”. Poznań, Kielce – to było do zniesienia. Co innego Kraków. Maczety, trampoliny, te sprawy. Miejsce, gdzie diabeł mówi dobranoc, wkłada kredę w intymne miejsce, a wszystko nagrywa mała dziewczynka. „Nie waż się pisać na mnie dissa”, grzmiał legendarny Karramba. Nie chcesz z nim beefu. Nigdy, kurwa, nigdy, nigdy, kurwa.
Pikej – „Wieprz terror”
Ta pewność siebie i maniera we flow. Z lekka ochrypły głos. Rzucane tu i ówdzie „yeaah”. Nowoczesny bit, którego nie powstydziłby się jakiś Young Jeezy. „Wieprz terror” był dla Tedego jak spotkanie ze swoim własnym odbiciem. Walka z cieniem. Oto przychodzi młodszy raper, który ogłasza zmianę pokoleń. Uczeń wyzywa mistrza #RockyV. No bo posłuchajcie tylko tego: „Pod Galerią Mito stałeś na mojej premierze / Tak mnie chciałeś zobaczyć, no ziomuś, powiedz mi szczerze?”. Przecież to wersy, które spokojnie mógłby zarapować Tedzik. Albo to: „Ode mnie się odpierdol, mówię bez konwenansów”. To bodaj pierwszy MC od czasów pamiętnego „Wielkiego Joł”, który posłuchał tamtych wersów i wziął je sobie do serca. Nawet nie sądźcie, że to przypadek. A że niby Pikej już się rozstał z hip-hopem? Jay Z też tak mówił.
Bonus BGC – „Diss Tede”
Tak, tak, wiem, że wszyscy z tego nagrania pamiętamy w pierwszej kolejności pytanie w refrenie: „Zastanów się, co lepsze: być prawdziwym człowiekiem czy nieszczerym wieprzem?”. Dylemat – naturalna kontynuacja tego sprzed czterystu lat – rzeczywiście wart namysłu, ale ja chciałbym zwrócić uwagę na co innego. Przyzwyczailiśmy się do tego, że podczas beefu raperzy życzą sobie AIDS, posądzają o żydowskie korzenie, wydzwaniają do siebie w nocy i bluzgają, obrażają własne matki. Mięciutkie, bardzo plastyczne wejście Bonusa wprowadziło nową jakość do branży. „Mój opasły przyjacielu”, zwraca się do swojego przeciwnika. I jak tu go nie kochać? Pozostaje tylko rzygać tęczą. Albo pierdzieć na różowo.