Relacja Maryli Rodowicz z tegorocznym KFPP w Opolu jest dynamiczna. Kilka tygodni temu artystka komentowała brak zaproszenia na festiwal w następujący sposób: – Nie zostałam zaproszona, ale już tyle razy byłam w Opolu, że nie będę płakać. Nie mogę w kółko powtarzać tego samego repertuaru, a musiałby być jakiś ważny powód, dla którego chciałabym wystąpić w Opolu.
Już po festiwalu dało się jednak wyczuć, że wbrew temu co deklaruje artystka, brak zaproszenia ją dotknął.
– Nie mam żalu, ale pierwszy raz mam wrażenie, że jest bardziej politycznie niż kiedykolwiek. Dla mnie Opole nigdy nie było polityczne, śpiewałam za Gierka, za Gomułki, a teraz jestem „be”. Bo co? Bo śpiewałam za minionej władzy? Więc teraz jestem wykluczona? Niech będzie, ale lubię Opole. (…) Oglądanie takich festiwali zawsze jest dla mnie fascynujące. Nawet jak nie występuję – powiedziała.
Skończyło się na tym, że Maryla Rodowicz faktycznie obejrzała festiwal i… ma po nim bardzo mieszane uczucia. Artystka z jednej strony doceniła rockowy koncert SuperJedynek, ale z drugiej nie zostawiła suchej nitki na Debiutach z utworami wykonywanymi pierwotnie przez Czesława Niemena oraz koncercie upamiętniającym Janusza Kondratowicza.
– Najbardziej mnie ucieszył koncert SuperJedynek z powodu obecności legend rockowych lat 80. I ta wspaniała widownia opolska, niby festiwalowa, a tu proszę – odśpiewali chóralnie wszystkie hity wykonywane przez rockmanów z lat minionych. Chłopcy z Placu Broni i „Ela” i „Kocham wolność”, i Kobranocka i „Kocham cię jak Irlandię”, a nawet „Skinie załóż czapkę”. To było wzruszające. Ode mnie publiczność opolska otrzymuje wielką, jak wieża ratuszowa SUPERJEDYNKĘ – komplementowała artystka.
Na tym pozytywne wrażenia jednak się kończą.
SPRAWDŹ TAKŻE: Szef Spotify odpłynął: „Koszt tworzenia treści jest bliski zeru”
– Muszę napisać, co myślę o aranżacjach znanych hitów. Muszę, bo się uduszę. Boże, kto wpadł na pomysł, żeby dać debiutantom do zaśpiewania Niemena. To nie jest repertuar do śpiewania przez innych wykonawców. Nie i jeszcze raz nie. To jest po prostu za trudne, niemelodyjne, a już karalne powinny być próby aranżowania na nowo, niby współcześnie, odważnie, na ogół strasznie. Taki zadowolony z siebie aranżer pompuje swoje ego, pisząc nutki kompletnie nieprzystające do melodyki starych kawałków. Po co, ja się pytam? Już wcześniej się wierciłam na kanapie, słuchając nowych aranżacji piosenek Zbyszka Wodeckiego na festiwalu Polsatu w Sopocie. Już, już publiczność myślała, że no, teraz zaśpiewamy razem, a tu figa. Siedząc na kanapie, wznosiłam oczy do nieba i mówiłam, „Zbyszku przepraszam cię za ten akt wandalizmu”. To samo się powtórzyło w Opolu. Niemen się przewracał w grobie, nie mówiąc, co czuł Janusz Kondratowicz. Szkoda tych piosenek, szkoda tej publiczności. I dlatego koncert superjedynkowy „starych” rockmanów był wyjątkowy, do tego zagrany szczerze i prawdziwie – podsumowała artystka.