Zdaniem amerykańskiego portalu wiele osób nie traktuje „2001” jako kontynuacji albumu „The Chronic” (1992) ze względu na tytuł. Nic bardziej mylnego. „Ci, którzy w 1999 roku nie nosili już pieluch, być może pamiętają, że pierwotnie << 2001 >> miało się nazywać << The Chronic 2000 >>”, przypominają redaktorzy „HipHopDX”. Doktora Dre uprzedził jednak jego dawny wydawca, Suge Knight, który postanowił takim tytułem firmować swoją autorską kompilację.
Dla portalu album „2001” to przede wszystkim jeden z najbardziej wpływowych materiałów w historii. „Może ta płyta nie wstrząsnęła hip-hopem tak jak << Chronic >>, ale i tak jest powszechnie uważana za klasyk”, czytamy w argumentacji.
Raekwon – „Only Built 4 Cuban Linx… Pt. II” (2009)
Podobnie jak Dre, tak i Raekwon stanął w pewnym momencie przed niezwykle trudnym zadaniem skomponowania kontynuacji jednego z najwspanialszych albumów w historii, „Only Built 4 Cuban Linx”. Jednak w przeciwieństwie do producenta z Zachodniego Wybrzeża, członek Wu-Tang Clanu w czasie dzielącym obie części zdążył zaliczyć kilka muzycznych wpadek. Jeżeli dodamy do tego okrojoną rolę beatmakera RZA w projekcie i przedłużające się w nieskończoność prace w studiu – nic dziwnego, że wśród fanów panowała powszechna obawa o walory artystyczne wydawnictwa.
Ale płyta w końcu wyszła i, zdaniem redaktorów HipHopDX, jest najlepszym materiałem Raekwona od czasu solowego debiutu, a więc pierwszego „Only Built…” właśnie. „Ten krążek jest tak dobry, jak to tylko możliwe”, pisze portal, dając do zrozumienia, że poziomu pierwszej części po prostu przebić się nie dało.
Nas – Stillmatic (2001)
Surowy, esencjonalny Large Professor wymieniony na plastikowych Trackmasters; czarny, wojskowy strój ustąpił miejsca różowemu wdzianku; materializm zastąpił introspekcję – tak HipHopDX podsumowuje siedem lat dzielące klasyczne, debiutanckie dzieło Nasa, „Illmatic”, i jego szumnie zapowiadany sequel, „Stillmatic”.
„Nigdy nie postrzegałem << Stillmatic >> w kategoriach klasyka, ale choć z << Illmatic >> tego nie sposób równać, to i tak doskonały album, będący swoistym odbiciem od dna w karierze Nasa”, argumentuje dziennikarz portalu.
GZA – „Legend Of The Liquid Sword” (2002)
„To często pomijany album”, tymi słowami rozpoczyna swój wywód portal. Rzeczywiście, historia GZA, również członka Wu-Tang Clanu, nie jest tak elektryzująca i dramatyczna jak Raekwona. Genius, nieporównywalnie mniej utalentowany od Rae, między „Liquid Swords” (1995) a jego następcą zdążył nagrać zaledwie jeden album, i to w dodatku niezły – „Beneath The Surface”. Ciśnienie na „Legend…” nie było więc tak wielkie, zwłaszcza że w tym samym czasie swoje premiery mieli Common, Nas, Snoop, 2Pac, Busta Rhymes oraz The Roots.
Niemniej to wciąż dobra rzecz, przekonuje portal. „Produkcja jest tam mroczna i gęsta, a rymy GZA ostre jak nigdy”, czytamy.
Keith Murray – „It`s A Beautiful Thing” (1999)
Redaktorzy HipHopDX nie mają wątpliwości, że Keith Murray był doskonałym raperem. Na potwierdzenie tych słów na liście umieszczony zostaje jego trzeci solowy album, „It`s A Beautiful Thing”. Jak sugeruje tytuł, mamy tu do czynienia z następcą wydanego w 1994 roku „The Most Beautifullest Thing in This World”. Stroną muzyczną po raz kolejny zajął się nieoceniony Eric Sermon z EPMD – o ile jednak na debiucie Murraya był zaledwie producentem wykonawczym, tu już wszystkie bity są jego autorstwa.
Dziennikarz opisujący album dostrzega również skandaliczną otoczkę towarzyszącą wówczas dziełu. Na jednej płycie, w sąsiadujących ze sobą utworach gościnnie udzielają się LL Cool J i Canibus – raperzy, którzy w 1999 roku toczyli ze sobą ostry konflikt.