„Elementarną podstawą jest właściwe podejście do muzyki”

Wywiad z Joe Bonamassą - jednym z najlepszych gitarzystów na świecie


2010.10.25

opublikował:

„Elementarną podstawą jest właściwe podejście do muzyki”

Przed jedynym w Polsce koncertem wirtuoza blues-rockowej gitary – Joe Bonamassą rozmowę z nim przeprowadził Michał Polański. Oto jej zapis:

Michał Polański: Podobno grac na gitarze zacząłeś już jako czteroletni chłopiec, a rockowy standard „Voodoo Child” z repertuaru Jimmy’ego Hendrixa opanowałeś i perfekcyjnie wykonywałeś w wieku lat sześciu. Jak to możliwe?

Joe Bonamassa:Po prostu ciężko pracowałem i muszę przyznać, że miałem naprawdę dobrego nauczyciela, bo mój ojciec był zarazem doskonałym nauczycielem i muzykiem. Muzyce trzeba poświęcić bardzo dużo czasu, włożyć w nią serce i ogromną ilość pracy. Już jako mały chłopiec zamiast ganiać za piłką, czy chodzić do kina, albo na lody, ja siedziałem w swoim pokoju i grałem na gitarze. Tak to było.

M.P.: Media często nazywają Cię: „najciekawszą postacią współczesnej blues – rockowej sceny”. Jak się do tego odnosisz?

J.B.:Media zarówno hojnie dają jak i hojnie odbierają, więc chyba najprościej będzie, jeśli właśnie im pozostawimy ocenę. Jestem muzykiem i moim zadaniem jest tworzenie i granie muzyki. Jednakże muszę przyznać, że zawsze miło mi słyszeć słowa uznania.

M.P.: Podczas swojej kilkunastoletniej kariery miałeś okazję grac z takimi legendami bluesa, jak: B.B. King, John Lee Hooker, Albert Collins, Buddy Guy i James Cotton. Czego mogłeś się od nich nauczyć?

J.B.:Naprawdę wielu rzeczy można się nauczyć od tak wybitnych artystów. Z pewnością od BB. Kinga nauczyłem się jednocześnie cierpliwości i pokory, oraz niełatwej sztuki bycia zawsze pewnym siebie, swoich możliwości i umiejętności. Reguła jest taka – im większe nazwisko tym milsza i zarazem życzliwsza osoba.

 

M.P.: Oprócz gigantów bluesa współpracowałeś również z ikoną rocka – Ozzy’m Osbournem. Podobno nigdy nie udało ci się go poznać. Czy to prawda?

J.B.: Fakt – nigdy go nie poznałem Ozzy’ego. Pamiętam, że pewnego dnia późnym wieczorem zadzwonił do mnie ktoś z jego managementu i zaproponował natychmiastowy udział w sesji nagraniowej Ozzy’ego Osbourne’a. Miałem zagrać solo do coveru kompozycji ” What It’s Worth” z repertuaru grupy Buffalo Springfield. Ponieważ było późno i byłem totalnie zaskoczony tym telefonem, odparłem mojemu rozmówcy: „człowieku – czy wszyscy heavymetalowi gitarzyści właśnie wymarli?”. Jednak udałem się do studio, w którym było dużo rożnych dziwnych ludzi – między innymi hollywoodzki gwiazdor Robert Downey Jr. Niestety nie spotkałem tam najważniejszej osoby – Ozzy’ego. Stosunkowo szybko nagrałem potrzebne partie gitary i bardzo już senny opuściłem studio. Taka to była współpraca.

M.P.: W jednym z wywiadów z przed kilku lat stwierdziłeś, że: „Twoim podstawowym celem jest utrzymanie bluesa żywym i świeżym”. Czy to trudne zadanie w dzisiejszych czasach?

J.B.: Nie, chodziło mi o coś innego. Dzisiaj, aby uzyskać naprawdę świeży i interesujący sound, musi dojść do mariażu różnych gatunków muzycznych. Jeśli na przykład połączysz orientalną muzykę np. indian music z jakimś innym gatunkiem – powiedzmy szeroko pojętym popem, to efekt takiego połączenia na pewno będzie ciekawy. Łącząc blues i hard rock z pewnością również otrzymasz kawał dobrej muzy. Te wszystkie elementy staram się umiejętnie łączyć i odzwierciedlać w tworzonej przeze mnie muzyce. Jednak elementarną podstawą jest właściwe do niej podejście.

M.P.: Jesteś artystą niezmiernie popularnym wśród polskich entuzjastów bluesa i rocka. Czy byłeś zaskoczony faktem, jak szybko odniosłeś sukces w tak odległym kraju jak Polska?

J.B.: Nigdy nie znałem nikogo pochodzącego z Polski, ale moja mama ma polskie i węgierskie korzenie. Opowiadając jej o moim powodzeniu w Polsce, prawie doprowadziłem ją do łez. Nigdy nie była w Polsce, o której tak dużo opowiadała jej Babcia i bardzo ucieszyła się z tego, że mnie dane będzie tam pojechać.

* * *

Joe Bonamassa – amerykański gitarzysta i wokalista bluesowy, znany ze swego surowego, chrypkiego głosu i znakomitej pod względem technicznym grze. Guitar One Magazine, napisał, że jest on najlepszym gitarzystą swego pokolenia. Jego bluesowy styl porównywany jest do gry takich artystów jak Stevie Ray Vaughan, Kenny Wayne Shepherd i Jonny Lang. Bonamassa kolekcjonuje gitary od kiedy skończył 13 lat, obecnie ma ich ponad 215. Do nagrania albumu „You and Me”, na którym znalazło się 11 utworów, użył 22 różnych gitar i 5 wzmacniaczy. Podczas występów na żywo używa od 5 do 8 gitar, w tym takich modeli jak Gigliotti „JB’”Telecaster z 2004, Fender Stratocaster z 1965, czy różnych modeli Les Paul.

Październikowa wizyta w Warszawie będzie dla polskich fanów jedyną okazją, aby w tym roku obcować w wirtuozerią tego gitarzysty. 

Joe Bonamassa

Palladium – Warszawa

25 października 2010

Godzina rozpoczęcia koncertu: 20.00

Bilety w cenie: 150zł – stojące, parter, 190zł – siedzące, balkon

Polecane

Share This