Dziwna sytuacja – Artur Rawicz wybiera 10 najlepszych polskich płyt 2014

Jak tak patrzę na to, co działo się na polskim rynku muzycznym w ostatnim roku, to dostrzegam dwa zjawiska...


2014.12.29

opublikował:

Dziwna sytuacja – Artur Rawicz wybiera 10 najlepszych polskich płyt 2014

Jak tak patrzę na to, co działo się na polskim rynku muzycznym w ostatnim roku, to dostrzegam dwa zjawiska. Po pierwsze – zaciera się kompletnie bariera wiekowa między jej reprezentantami. Wiek artysty nie determinuje muzyki, którą od niego otrzymujemy, i odwrotnie. Po drugie, chyba faktycznie powraca do nas rock. Tak wiem, hip-hopowcy wciąż wydają i sprzedają najwięcej, a rzesze młodych elektroników wyskakują z każdej lodówki. Wiem. Ale to co dzieje się w rocku, cieszy mnie najbardziej. Cieszy też to, że dzieje się tam dużo. I jeśli mam przygotować prywatne podsumowanie roku i wskazać płyty, które ruszyły mnie najbardziej, to siłą rzeczy będzie ich najwięcej właśnie z tej półki.

W bólach urodziłem swoje Top 10, ale mam też listę rezerwową, która wydaje mi się bardzo ważna. Kazali mi przygotować tylko dziesięć najważniejszych pozycji, więc kilka świetnych wydawnictw siłą rzeczy nie mogło się w niej zmieścić, a warto – a nawet trzeba – o nich wspomnieć. Bo od dawana Behemoth nie wydał tak świetnej płyty, bo The Stubs może wreszcie przebiją się do szerszej świadomości ze swoim bezczelnym, zdrowym rock`n`rollem. Bo jak nie przepadam za koncertowymi albumami, tak Blindead hipnotyzuje i czaruje, Rust wreszcie objawiło się w pełniej krasie i też warto ukłonić się w ich stronę. No i jeszcze przed chwilą pojawiła się „nowa” płyta Kryzysu. Tę warto wyróżnić nie tylko za warstwę muzyczną, ale (a może przede wszystkim?) za pokłady historyczne i dokumentalne. Choć i tak podejrzewam, że dzisiejszym dwudziestolatkom trudno będzie sobie wyobrazić, co znaczyła i jak działała ta muzyka w surrealistycznej, socjalistycznej rzeczywistości…

Na szczycie swojego Top 10 umieszczam objawienie. To Organek. Garściami czerpiący z tradycji rocka i bez żadnych kompleksów przekładający jego osiągnięcia na tu i teraz. Album świetny. Rewelacyjne koncerty. Podobnie jak Bulbwires ze swoim debiutem, którego nikt im nie chciał wydać i nie wydał. Płyta ukazała się tylko w digitalu, ale rynek festiwalowy i koncertowy upomniał się o nich i dziś już wiadomo, że chłopaki nie zginą. Tuż za nimi weterani z Voo Voo z pięknym, dojrzałym na wskroś rockowym graniem. A potem Pablopavo z Ludzikami i „Polorem”, płytą, którą zdobył swój szczyt (a kolejną, „Tylko”, postawił kropkę nad i). Jest i Skubas, który udźwignął pokładane w nim oczekiwania oraz Dezerter, który robi co chce, a robi to wyśmienicie. Wszyscy oni przywracają sens terminowi „słuchanie muzyki”. Podobnie jak Curly Heads może nieco za bardzo zapatrzeni w zagranicę, i tak jak Julia Marcell, którą prosić już można tylko o to, by się nie zmieniała i jeśli tylko ma ochotę, niech syntezuje samą siebie. No i jeszcze Muchy, które obchodziły właśnie swoje 10-lecie, a przy okazji panowie nagrali album, o jakim inni mogą pomarzyć.

Top 10:

Organek – „Głupi”

Bulbwires – „Bulbwires”

Voo Voo – „Dobry Wieczór”

Pablopavo – „Polor”

Skubas – „Brzask”

Dezerter – „Większy zjada mniejszego”

Pablopavo – „Tylko”

Curly Heads – „Ruby Dress Skinny Dog”

Julia Marcell – „Sentiments”

Muchy – „Karma Market”

Lista rezerwowa:

The Stubs – „Social Death By Rock`N`Roll”

Behemoth – „The Satanist”

Blindead – „Live At Radio Gdańsk”

Rust – „White Fog”

Kryzys – „78-81”

P.S.: na śmierć zapomniałem – są jeszcze co najmniej dwie pozycje do listy rezerwowych! Na bank powinny znaleźć się tam płyty Johna Portera – „Honey Trap” i Acid Drinkers – „25 Cents For A Riff”. John za wybitnie „porterowski” materiał, a Acid za świetnego, bezpretensjonalnego rockowego rocka. Może jeszcze coś dopiszę. Po tej jesieni mam jeszcze kilkadziesiąt płyt do sprawdzenia.

Polecane