W składzie m.in. Dawid Podsiadło, Grubson i Kamil Bednarek. Plus kilku starych wyjadaczy.
Jak wyglądałaby polska reprezentacja muzyków? Naszym zdaniem tak. Połączylibyśmy doświadczenie z młodzieńczą finezją i puścili na boisko zarówno weteranów lokalnych boisk – tych z kilkoma sprawdzonymi zagraniami na koncie – jak i kreatywnych, dynamicznych młodziaków. Skoro muzyka łączy pokolenia, niech grają. Na pewno znajdą wspólny język.
Adam „Nergal” Darski (bramkarz). Na pierwszy rzut oka blisko mu
do Artura Boruca: ta sama charyzma i zadziorność, których zewnętrznymi
znakami są liczne tatuaże. Ale Boruc słucha Hemp Gru, zespołu, z którym
Nergalowi chyba nie do końca po drodze. Jeśli chodzi o muzykę, więcej
łączy go z dawnym golkiperem reprezentacji Polski – Radosławem Majdanem.
Obaj lubią szarpać struny, obaj lubią…, no, lubili Dodę. Tych zbiegów
okoliczności jest zbyt wiele, by je zignorować. Nergal musi stanąć
między słupkami. Ojczyzna wzywa. I futbol – nasza narodowa religia.
Paweł i Łukasz Golec (środek obrony). Tak jak przed laty o
Tomaszu Hajcie mówiło się „twardy góral z Makowa Podhalańskiego”, tak
teraz pochodzący z oddalonej kilkadziesiąt kilometrów od Makowa Milówki
bracia Golec stanowiliby dla naszych przeciwników barierę nie do
przejścia. Dobra komunikacja to podstawa na środku obrony, dlatego
zestawienie na tych pozycjach braci wydaje się idealnym rozwiązaniem.
Doświadczeni, odpowiednio zbudowani, nieustępliwi – mają wszystkie
cechy, których potrzebują dobrzy stoperzy. Przy podwojonym kryciu pod
polską bramkę nie przedostaną się Thomas Müller, Cristiano Ronaldo ani
żaden inny napastnik, z którym przyjdzie nam zmierzyć się we Francji.
Kazik Staszewski (prawy obrońca). Na pierwszy rzut oka to pomoc
wydaje się idealnym miejscem dla Kazika. Staszewski potrafi rzucić się
do ofensywy i zaatakować, ale gdy trzeba, wykona też brudną robotę,
wygarnie piłkę rywalowi, zagra na granicy faulu. To facet w typie Roya
Keane’a, a wśród polskich kopaczy najbliżej mu, rzecz jasna, do
Grzegorza Krychowiaka. Wprawdzie nie odnotowano u niego fascynacji modą,
ale ogromne zaangażowanie – już tak. Rzecz jednak w tym, że temperament
Kazika trzeba jednak niekiedy poskromić. Środek pola to strategiczne
miejsce, łatwo złapać czerwoną kartkę i zaszkodzić drużynie. Tę strefę
zostawmy więc bardziej finezyjnym Krawczykowi i Wodeckiemu, a
Staszewskiego przesuńmy na prawo. Powinno mu być tam dobrze.
Kamil Bednarek (lewy obrońca). Kolejny młody gracz w naszej kadrze. Wprawdzie w świecie piłkarskim o 25-latku mówi się, że wkracza już w dojrzały okres kariery, ale w reprezentacji polskich muzyków, gdzie średnia wieku wyniesie pewnie coś koło pięćdziesięciu lat, to wciąż młodziak. Kamil musi grać na jednym skrzydle z Grubsonem. Obaj mają ten sam swobodny, jamajski z lekka styl, przy czym Bednarek wydaje się spokojniejszy i bardziej przewidywalny – w sam raz, by osłaniać szarżującego, pędzącego nieraz na złamanie karku Iwancę. Poza tym umówmy się, na tle zatęchłej, śmierdzącej spirytusem reprezentacji ten duet wprowadza powiew świeżego powietrza. Będą gryźć trawę, oj, będą.
Krzysztof Krawczyk (środkowy pomocnik). Dżentelmenowi o aparycji
mafijnego dona pisana jest rola rozgrywającego. Krzysztof Krawczyk
dobrze odczytuje swoje powołanie i od kilku dekad z powodzeniem rozdaje
karty w branży. Mówią o nim z namaszczeniem „bard”, co w pierwszym
odruchu rodzi porównanie z Andreą Pirlo. Rzeczywiście, coś w tym jest:
elegancja, oszczędność w ruchach, liryzm w każdym geście. Tyle że
zestawić Krawczyka z włoskim wirtuozem to jakby pozbawić go rubasznej
słowiańskości: okraść z finezyjnego wąsa, odmówić tajemnicy skrywanej za
ciemnym okularem. Krawczykowi bliżej do czarującego awanturnika w typie
Erica Cantony. Facet potrafi z jednej strony zjeść skręta w drodze na
komisariat i wywołać zamieszki w amerykańskim więzieniu, a z drugiej jak
gdyby nigdy nic wrócić do Polski, stanąć przed kibicami na zgrupowaniu w
Opolu i objąć ich królewskim wzrokiem .
Zbigniew Wodecki (środkowy pomocnik). Mówili, że się już wypalił.
Że leci na wyglądzie. Że tuła się po reklamach szamponów i zbija hajs
na czymś, co z jego profesją ma niewiele wspólnego. Rzeczywiście, przez
lata wydawało się, że repertuar środków Zbigniewa Wodeckiego staje się
coraz bardziej ograniczony. Te kiwki, niegdyś zachwycające całą Polskę,
robiły jeszcze furorę w kilku powiatach, gminach – ale nigdzie indziej.
Ba, nawet w tych miasteczkach nie dawano Wodeckiemu za bardzo pograć.
Raczej zapraszano na imprezy Święta Papryki, by machnął kilka trików na
scenie i się zawinął. Wystarczyło jednak, by trafił na swoich – i już
odzyskał dawny blask. Potrzeba było tylko dobrych kompanów, tych kilku
Miczów, którzy niczym Iniesta i Xavi obsłużyli Wodeckiego celnymi
podaniami. Dziś powołanie go do kadry nikogo nie dziwi. Ta czupryna,
obok majestatycznych wąsów Krawczyka, będzie jedną z ozdób polskiej
pomocy.
Dawid Podsiadło (prawy skrzydłowy). Młody wokalista nie tylko
dzieli i rządzi w Polsce, ale na tegorocznym Euro ma szansę rozbłysnąć
na skalę międzynarodową. Mimo młodego wieku twardo stąpa po ziemi,
dlatego z czystym sumieniem możemy przydzielić mu zadania defensywne.
Podstawą będą jednak nieprzewidywalność i nutka szaleństwa, które zrobią
różnicę w ataku. W promującej Męskie Granie 2014 piosence „Elektryczny”
śpiewał: „Wszyscy z drogi, idę jak czołg! To miasto będzie dziś
zdobyte”. Zdobędzie najpierw Niceę, potem Saint-Denis i Marsylię, pewnym
krokiem wyprowadzając nas grupy, a potem prowadząc aż do finału. Wobec
braku Arjena Robbena na Euro 2016 rajdy Dawida mają szansę być ozdobą
imprezy.
Tomasz „Grubson” Iwanca (lewy skrzydłowy). W kadrze potrzeba
takich ludzi: żeby zapieprzali od szesnastki do szesnastki i dawali
przykład kolegom, kiedy ci złapią zadyszkę. Ludzi, na których zawsze
można liczyć w przypadku wielkich turniejów, gdzie potrzeba dynamiki,
wytrzymałości i odporności na stres. Grubson jest zahartowany w masowych
imprezach. Dobrze wie, jak wycieńczyć rywali, a widzom dostarczyć
uciechy. Chociaż gra przy linii, to wszechstronny gracz: nie trzyma się
wyznaczonej mu pozycji, potrafi zejść do środka i uderzyć z dystansu.
Fakt, że będzie grał poza granicami kraju, tylko mu służy. W Polsce ma
tyluż zwolenników, ilu przeciwników życzących mu śmierci. We Francji
może być pewien, że żaden Misiek z trybun go nie uceluje.
Muniek Staszczyk (napastnik). Przed Euro 2012 w wywiadzie dla „Głosu
Szczecińskiego” mówił: „Byłem na Mistrzostwach Świata w Niemczech, na
Euro w Austrii. Przeżywałem to, zbierałem cięgi wraz z reprezentacją,
moje serce krwawiło”. Odda za drużynę serce, dlatego uznaliśmy, że
powołując go do kadry, poprawimy morale naszej reprezentacji. Idealny
egzekutor – dzięki temu, że nosi ciemne okulary, żaden bramkarz nie
pozna jego intencji. Budzi zaufanie i szacunek, dlatego koledzy chętnie
będą podawać mu piłkę. Wierzymy, że w trudnym momencie będzie w stanie
poderwać drużynę do walki.
Jan Borysewicz (napastnik). Gitarzysta Lady Pank, jak Sławomir Peszko, setek nie marnuje. To snajper renomowany i zaprawiony w bojach. Niemłody wprawdzie, ale kto powiedział, że reprezentacja musi się składać z samych szczeniaków? Kult młodości jest przereklamowany. Z tak mocną głową Borysewicz może być naszym Mirosławem Klose i zagrać swój ostatni wielki turniej. Wprawdzie w składzie zabrakło miejsca dla wieloletniego kompana, Janusza Panasewicza, ale jesteśmy pewni, że dziabnie swoje także bez niego. Wada? Nadmierne przywiązanie do szkoły trenerskiej Janusza Wójcika. Hasła w rodzaju „bez picia nie ma grania” mogą w szatni działać destrukcyjnie.
Zenon Martyniuk (rezerwa). Możecie się naśmiewać, że jaki kraj, taki żeluś, ale Martyniuk dostaje powołanie nie dlatego, że tak bardzo przypomina Cristiano Ronaldo. Nie oszukujmy się, pod względem umiejętności do CR7 trochę mu brakuje. Najważniejsze więc to najpierw stanąć w prawdzie i trzeźwo kogoś ocenić, a później – zastanowić się, co z takim ancymonkiem zrobić. A zrobić coś trzeba, bo piłka nożna to sprawa narodowa i Polacy podjęli już decyzję: Zenon Martyniuk w kadrze musi być i nie ma bata. Może więc wypuszczać go w ostatnich minutach? Wtedy, gdy zwycięstwo już w kieszeni, kibice upojeni sukcesem i tylko Martyniuka do szczęścia brakuje. Może właśnie wtedy? Szkody nie przyniesie, publiczność rozbuja i dwunasty zawodnik nadal będzie po naszej stronie.
Piotr Rubik (trener). Nasza ostoja, skarb narodowy. Facet, który zniósł bariery między kulturą wysoką i niską. Słuchaczy Zenka Martyniuka zabrał do filharmonii, wczutym melomanom podetknął pod nos „Vivę” z sesją zdjęciową ze swojego ślubu. Teraz i jednych, i drugich zaciągnie na stadion i przed telewizory. Dzięki niemu polski futbol znów stanie się sztuką. Wystarczy tylko, że mianujemy go na trenera i pozwolimy dyrygować zespołem, a wszyscy – kibice i piłkarze, włącznie z przeciwnikami – zaczną klaskać tak, jak im zagra.