CGM.pl i WiMP grają na czarno #1

Hip-hop, soul, funk, r&b – prywatna lista najciekawszych numerów z ostatnich dni, miesięcy... i dekad.


2014.12.08

opublikował:

CGM.pl i WiMP grają na czarno #1

„Gramy na czarno” – taki tytuł nosi cykl artykułów, które od dziś co dwa tygodnie pojawiać się będą na CGM.pl. Będziemy na nich publikowali playlisty serwisu WIMP.pl z najbardziej wartościowymi nagraniami z kręgu hip-hop/soul/funk/r&b. O wyborze – zupełnie autorskim, pióra naszego redaktora Karola Stefańczyka – będą decydować aktualne wydarzenia, ale spodziewajcie się też podróży w przeszłość – choćby dziś mamy dla Was stare nagrania m.in. Lupe Fiasco, D`Angelo i Whitney Houston. Do tego świeżynki od Eminema, Małych Miast i Aloe Blacca.

Aloe Blacc – „Can You Do This”

Nie, nie oczekujcie grudniowych smutów. „Can You Do This” to hit najlepszego sortu, o innej porze roku pewnie murowany przebój wakacji. Retro melodia wpada momentalnie w ucho, wokal Blacca i chórki porywają, a rytm sprawiłby pewnie, że gdyby usłyszał go Forrest Gump, zamiast „Run, Forrest, run”, mielibyśmy „Dance, Forrest, dance!”. Rzecz w tym, że ten kawałek nie jest w żaden sposób związany ze słynnym filmem Roberta Zemeckisa, a innym – „The Wedding Ringer”.

Lupe Fiasco – „Hurt Me Soul”

Na 20 stycznia zapowiedziana jest premiera nowego albumu Lupe Fiasco „Tetsuo & Youth”. Dotychczasowa dyskografia tego rapera z Chicago to loteria: dobre albumy przeplatają się ze średnimi lub kiepskimi, fantastyczny numer potrafi wylądować na trackliście obok zupełnego niewypału. Jeśli gdzieś szukać najrówniejszego ciągu nagrań w dorobku Lupe, stawiałbym na debiutancki „Food & Liquor”. Płyta jeszcze nie tak eksperymentalna jak kolejne, ale urzekająca swoim korzennym brzmieniem i przede wszystkim tekstami, pełnymi młodzieńczego zachwytu/zdziwienia/rozczarowania światem. „Hurt Me Soul” to zdecydowanie jeden z highlightów tamtego krążka, piękna opowieść m.in. o pierwszych (muzycznych i osobistych) zauroczeniach.

Małe Miasta – „Napięty grafik”

Już w najbliższy piątek na rynek trafi album duetu Małe Miasta. Gościnnie na „MM” (wyd. Alkopoligamia) usłyszymy Mesa, Abla, Wenę i Klaudię Szafrańską, ale najciekawiej w tym wszystkim prezentują się rzecz jasna produkcje samych autorów. Już „Napięty grafik” jasno wskazuje, że szykuje się niezły przelot od przesterowanych (zwolnionych, wzbogaconych o efekty) wokali po muzyczne wariactwa, które kojarzą się w równym stopniu ze współczesną elektroniką, co nowoczesnym hip-hopem spod znaku chociażby ASAP Rocky`ego.



Mary J. Blige – „Whole Damn Year”

Wielu z Was czekało pewnie przez cały ten przeklęty rok (a może i dłużej) na nowy album Mary J. Blige, ale singiel z wydanego pod koniec listopada „Whole Damn Year” nie jest o tym. To przejmująca, piekielnie klimatyczna opowieść o przemocy w rodzinie. Od strony wokalnej Blige wznosi się tutaj na wyżyny swoich możliwości, a subtelny, nienarzucający się podkład tylko wzmacnia atmosferę tej kameralnej, osobistej (na poły biograficznej) historii. Pozycja obowiązkowa.

Joey Bada$$ – „Christ Conscious”

Tak, wszyscy już wiemy, że Bada$$ nie zagra w tym miesiącu w Warszawie, ale przecież jest wiele innych powodów, by wracać do jego nagrań. Nowojorskie dziecko złotej ery hip-hopu w przyszłym miesiącu wydaje swój długo oczekiwany debiut i wszystko wskazuje na to, że należy oczekiwać rzeczy wybitnych. Nie, nie przełomowych, bo chłopakowi nie na tym zależy. Bada$$ ewidentnie chce dołączyć za to do klasycznych pozycji z końcówki XX wieku – „Illmatic” Nasa, „Reasonable Doubt” Jaya-Z. Chociaż singiel – „Christ Conscious” – wskazuje na jego jeszcze większe ambicje. Świadomość Jezusa? Brzmi poważnie.

Jessie Ware – „Cruel”

Promocja wydanego w tym roku albumu „Tough Love” trwa. Cała płyta warta jest polecenia, ale tym razem pójdziemy trochę na przekór singlowym wyborom artystki i zamiast jej ostatniego wyboru – „You & I (Forever)” – przypomnimy bodaj najpiękniejszy numer z jej drugiego krążka. Jest coś fantastycznego w „Cruel”, bo chociaż mówi o okrucieństwie, niesie sobie tyle pozytywnej energii – od syntezatorów przez chwytliwe poklaskiwanie po męskie chórki w refrenie. Jak to jest śpiewać o trudnych uczuciach, gdy w życiu osobistym wszystko się układa? – pytali swojego czasu dziennikarze Ware. Ano właśnie tak. Żeby każda porażka okazała się sukcesem.

Royce Da 5 9 – „Boom”

Royce, bohater wielu fanów niezależnego hip-hopu, to jedna z bardziej zastanawiających postaci na scenie. Raper z Detroit ma absolutnie wszystko, by stać się absolutną legendą gatunku i jednym z najważniejszych wykonawców w historii. Wszystko – poza dyskografią. Ta, strasznie nierówna, nie przemawia na jego korzyść i wciąż brakuje w niej albumu idealnego od początku do końca. Może więc „PRhyme”, wydany właśnie krążek w całości wyprodukowany przez legendarnego DJ Premiera? Dotychczasowe wspólne nagrania tej dwójki to absolutna klasyka hip-hopu. Nie wierzycie? Sprawdźcie „Boom”.

Natalia Przybysz – „Kwiaty ojczyste”

Część z Was pewnie już osłuchała się z „Prądem”, nowym albumem Natalii Przybysz, ale ponieważ to pierwszy odcinek naszego cyklu, nie odmówię sobie prezentacji fragmentu jednej z najlepszych polskich płyt tego roku. „Kwiaty ojczyste” to doskonała odpowiedź dla wszystkich przeciwników rekonstrukcji klasyków. Że niby Niemena nie wolno dotykać? A czemu nie? Jeśli ktoś ma wykręcać takie numery jak Przybysz w tym nagraniu, jestem jak najbardziej za. Inna uwaga na marginesie: „Prądu” słuchajcie koniecznie z debiutanckim krążkiem Szwedów z Blues Pills. Koniecznie.

Wu-Tang Clan – „Wu-Tang Reunion”

Ten numer nie ma w sobie nic ze starego Wu-Tang Clanu, tego, który w pierwszej połowie lat 90. wyszedł z zakurzonych piwnic Nowego Jorku, by objawić buddyjskie prawdy. Sample nie są już tak poszatkowane i nie zachwycają charakterystycznym, brudnym, pozornie niedopracowanym brzmieniem. W 2014 roku reaktywacji WTC towarzyszą ciepłe, pogodne i wygładzone melodie. Ale co z tego, skoro smykałka do soulowych fragmentów (tym razem wycinek z O`Jays) pozostała? Nawet jeśli panowie brzmią, jakby kolęda kojarzyła im się już bardziej z pasterką w kościele niż wigilijnym piciem na osiedlu, chce się tego zwyczajnie słuchać.

Run The Jewels – „Oh My Darling (Don`t Cry)”

Grudzień to czas podsumowań. Najlepsze albumy 2014 roku, najlepsze utwory, duety, teksty, podkłady… W każdej z tych kategorii zarezerwujcie miejsce dla Run The Jewels. Najlepiej jakieś wysokie, tak w okolicach pierwszej trójki. Killer Mike i El-P dostarczyli (po raz drugi z rzędu) krótki, ale trafiający w samo sedno album, który przywraca nadzieję w społeczno-polityczne zaangażowanie hip-hopu. Ale nie tylko, bo „Run The Jewels 2” to rzecz, która w równym stopniu daje do myślenia, bawi i dostarcza energii. Czterdzieści minut czystego ognia. A „Oh My Darling” to ostatni singiel i zarazem ostatni dowód na to.

D`Angelo – „Found My Smile Again”

Nie, D`Angelo nie wydaje w najbliższym czasie nowego albumu. Tak, wyrusza w trasę po Europie. Nie, nie wystąpi w Polsce. Tak, będzie bardzo blisko. 14 lutego w Berlinie. Znaleźliście już uśmiech na swojej twarzy? Nie? To powtórzę jeszcze raz: 14 lutego, Berlin, Columbiahalle. Fantastyczna okazja, by posłuchać tego wirtuoza neo soulu na żywo. A w oczekiwaniu na występ przypominamy jeden z wielu kapitalnych numerów w dorobku tego (niestety…) zagubionego artysty. „Found My Smile Again”, czyli arcynagranie z czasów, gdy w kinach królował „Kosmiczny mecz”. Połowa lat 90. Oby D`Angelo odnalazł dziś tamten uśmiech.

Big KRIT feat. Raphael Saadiq – „Soul Food”

Od Meridian, z którego pochodzi Big KRIT, do Atlanty jest jakieś cztery godziny drogi samochodem, ale gdy słucha się „Soul Food”, można odnieść wrażenie, jakby ten chłopak dorastał w stolicy Outkast. Mięciutkie, organiczne, zupełnie niedzisiejsze brzmienie przypomina o wczesnych krążkach Big Boia i Andre 3000, o pracy, jaką wówczas wykonali producenci z Organized Noize. W przypadku „Soul Food” osobne brawa należą się Raphaelowi Saadiqowi, który zadbał o refren. To muzyka przez duże M. Taka, która potrafi zachwycić piękną melodią i ma do tego coś do powiedzenia.

Whitney Houston – „I Believe In You”

Z czym w Polsce kojarzy się 13 grudnia, o tym nie trzeba przypominać. Tymczasem piętnaście lat po ྍ roku, dokładnie 13 grudnia 1996 roku odbyła się premiera „Żony pastora”, świątecznego filmu, w którym główne role grali Whitney Houston oraz Denzel Washington. Jeśli jeszcze nie znacie tego obrazu, pewnie już wkrótce przypomni Wam telewizja. Z muzycznego punktu widzenia interesujące jest tu fakt, że ścieżka dźwiękowa do „Żony pastora” była nominowana do Oscara. Chyba zasłużenie, bo po latach broni się nieźle, a główny numer z tego krążka – „I Believe In You” – najlepiej o tym świadczy. Tym sposobem powoli, tą oto balladą, wprowadzamy Was w świąteczny klimat.

Beyonce feat. Jay Z – „Drunk In Love”

Lada chwile minie rok od wydania ostatniego długogrającego albumu Beyonce, a my właśnie poznaliśmy nominacje do przyszłorocznych nagród Grammy. I zupełnie nie jestem zdziwiony, że największe szanse na zwycięstwo ma właśnie pani Knowles. Jej małżeński utwór z Jayem Z „Drunk In Love” może zdobyć dwie statuetki w kategoriach, które z punktu widzenia niniejszej playlisty powinny nas najbardziej interesować: wykonanie r&b i utwór r&b.

Bad Meets Evil – „Vegas”

Royce Da 5 9 wyrasta powoli na bohatera tej playlisty. Poza przypomnieniem jego klasyka zachęcam też do sprawdzenia numeru, który wysmażył razem z Eminemem na potrzeby wydanej pod koniec listopada składanki „Shady XV”. Temu duetowi już wcześniej zdarzyło się mordować wspólnie bity, tym razem popełniają kolejną zbrodnię, a przy tym urządzają (znów chyba nierozstrzygalny) konkurs na to, kto bardziej pokawałkuje bit. Słucham tego i myślę sobie, że Haneke, gdy kręcił „Funny Games”, miał rację – obserwowanie przemocy rzeczywiście sprawia przyjemność.

Polecane