Bon Iver
Kiedy w niedzielę w nocy Justin Vernon ze swoim zespołem dwukrotnie stawał na scenie Staples Center w L.A. by odebrać najważniejszą nagrodę światowego przemysłu muzycznego, połowa zgromadzonych przed telewizorami Amerykanów zadawała sobie pytanie „Kim do cholery jest Bon Iver?”. Pojawiły się nawet komentarze, że wręczająca statuetkę nie poradziła sobie z francusko brzmiącą nazwą i przemieniła ją na „Bonny Bear”. Najlepszy Nowy Artysta i autor Najlepszego Albumu Alternatywnego (to w tych kategoriach Bon Iver otrzymał nagrodę) zachował jednak zdrowy dystans do całej sytuacji. I tak, jak w momencie ogłoszenia nominacji krytykował Grammy, tak w momencie jej otrzymania podziękował wszystkim artystom, którzy nigdy nie będą mieli szans na takie wyróżnienia, a w pełni na nie zasługują.
Sam mógł znaleźć się w podobnej sytuacji ponieważ nagroda Najlepszy Nowy Artysta powinna trafić do niego już kilka lat wcześniej, przy okazji debiutanckiego „For Emma, Forever Ago”. Album nagrany w zimowej chacie gdzieś na odludziu Wisconsin był szczerą i bardzo surową produkcją, w której tworzenie zaangażowany był wyłącznie Vernon. Proste folkowe piosenki samotnego i doświadczonego chłopaka w pierwotnej formie zostały wytłoczone zaledwie w 500 egzemplarzach. Trafiły one jednak tam gdzie trzeba i wkrótce pierwsze recenzje pojawiały się na blogach, a niezależna wytwórnia Jagjaguwar na początku 2008 roku wydała album bez jakichkolwiek zmian. W Europie płytę dystrybuowało legendarne 4AD. I to właśnie na Starym Kontynencie Bon Iver został z miejsca okrzyknięty rewelacją, stając się ulubieńcem sceny alternatywnej i dziennikarzy.
W rocznicę debiutu Bon Iver wydał „Blood Bank EP” z nagraniem „Woods”, wysamplowanym wkrótce przez Kanye Westa w utworze „Lost In The World”. Sam Kanye należał do tej części Amerykanów, którzy dostrzegli Bon Iver przed niedzielną ceremonią Grammy. Vernon pojawił się w dwóch nagraniach na znakomitym „My Beautiful Dark Twisted Fantasy” i wystąpił u boku Westa w czasie pamiętnego koncertu na festiwalu Coachella. Wydarzenie miało miejsce zaledwie dwa miesiące przed premierą drugiego, imiennego albumu Bon Iver.
„Bon Iver” może nie jest zwrotem o 180 stopni, ale na pewno przynosi znaczące zmiany w stosunku do „For Emma, Forever Ago”. Justin Vernon pozostał producentem i głównym kompozytorem, jednak nie jedynym muzykiem. W studiu pojawił się m.in. rewelacyjny saksofonista Colin Stetson a instrumenty jakich użyto w czasie sesji nagraniowych prawdopodobnie nawet nie zmieściły by się w zimowej chatce w której powstawał debiut. Kompozycyjnie jeszcze lepszy niż pierwszy album, wzbogacona o często ledwie słyszalne instrumenty dęte i smaczki elektroniczne (nie mylić z elektroniką) w połowie ubiegłego roku zdeklasował konkurencję. Portal Pitchfork podsumował płytę słowami: „Na tym albumie chodzi o płynność – między kolejnymi scenami, aranżacjami, piosenkami, wspomnieniami, słowami – wszystko jest inne, ale połączone. Muzyka jest jak rzeka która rzeźbi dźwięki i emocje z ciszy, a każdy zakręt jest nieunikniony i nieprzewidywalny„. Niedoścignione 9,5 punktu przyznane „Bon Iver” sprawiło, że ten prestiżowy portal miał swój album roku już w czerwcu. Trudno nie zgadzać się z entuzjastycznymi recenzjami, słuchając takich utworów, jak „Perth”, „Calgary” czy „Holocene”, dla których słowo „przepiękne” jest tylko mizernym komplementem.
Wiz Khalifa
3.000.000/13.000.000 – te liczby oddają doskonale jakim fenomenem jest 25 letni Wiz Khalifa. Pierwsza z nich to ilość sprzedanych egzemplarzy singla „Black and Yellow”. Ta druga rośnie z minuty na minutę, bo jest liczbą fanów Wiza na Facebooku. Plasujący się gdzieś między alternatywnymi kolektywami w rodzaju Odd Future a gwiazdami branży w rodzaju Snoop Dogga, Wiz Khalifa ma szans na ogromny sukces przy jednoczesnym wpływaniu na trendy w mocno zmieniającym się amerykańskim hip-hopie.
Zaczynał jako nastolatek od gościnnych występów na mixtape’ach raperów z jego rodzinnego Pittsburgha, by wreszcie samemu zadebiutować tym typowym dla artystów hip-hopowym wydawnictwem. „Prince Of The City: Welcome To Pistolvania” ukazał się w 2005 roku by prędko jego miejsce zajęła pierwsza płyta nagrana dla niezależnej wytwórni Rostrum. Szybko zainteresowała się nim duża wytwórnia, z którą rozwiązał kontrakt wydając właściwie jeden, ale niezwykle nośny singiel „Say Yeah”. Mimo tego sukcesu, Wiz wolał wydawać mixtape’y w Rostrum Records, niż skupiać się na debiucie dla majorsa. Drugiej szansy na szerokie uderzenie już nie zmarnował. Tym razem w barwach Atlantic Records wydał „Rolling Papers” ze wspomnianym „Black and Yellow” w roli singla ciągnącego całość. Wiz Khalifa zapewne nie ma zamiaru rezygnować z wolności jaką dają mu mixtape’y, ale już teraz wiadomo, że pracuje nad drugim albumem dla Atlantic. Sam kilka miesięcy temu założył wytwórnie Talyor Gang Records, coraz częściej pojawia się na featuringach, pieczołowicie tatuuje swoje ciało.
Friendly Fires
„Paris”, „Jump In A Pool” czy „Skeleton Boy” to nie tylko tytuły singli z debiutanckiej płyty Friendly Fires, ale także utwory dzięki którym grupa w błyskawicznym tempie wdarła się do czołówki młodych brytyjskich zespołów, nie stając się jednak n-tą kopią „nieodżałowanych” The Libertines. Muzyka Friendly Fires od początku niosła w sobie inne emocje. Groove był podstawą ich imiennego debiutu, a funk główną inspiracją. W połączeniu z modą na taneczno-gitarowe granie i kontraktem z wytwórnią XL dało to jeden z najlepszych albumów 2008 roku i kilka świetnych piosenek sprawdzających się zarówno w radiu, jak i klubach. Te ostatnie szybko zamieniły się na duże sale koncertowe i festiwalowe sceny, którymi w czasie 45 minutowych koncertów władał lider zespołu – Ed Macfarlane. Tak doskonały debiut nie mógł przejść niezauważony przez gremia przyznające nagrody, więc nominacje do Mercury Music Prize i Brit Awards nie były zaskoczeniem. Pozostała jeszcze kwestia podtrzymania temperatury, ale i to się udało za sprawą singla „Kiss Of Life”, który zapowiadał zmianę w muzyce grupy. Funkowe bujanie zastąpiło inne bujanie – tropikalne. Na szczęście ubiegłoroczny album „Pala” nie okazał się ścieżką dźwiękową do animowanego filmu „Rio” (choć mogła to sugerować okładka), ale solidną porcją muzyki, która brzmiała tak jakby Duran Duran najpierw posłuchali współczesnej elektroniki a potem za długo zabalowali na Copacabanie.
Zespół, który ostatnimi czasy wyprzedawał wszystkie koncerty, w tym trzy noce z rzędu w londyńskiej Brixton Academy, swój trzeci album będą nagrywać zamknięci gdzieś w domu ukrytym między bezkresnymi szwedzkimi lasami. Nie zainspirował ich do tego jednak Bon Iver, a bohater „Lśnienia”. Być może wprost ze szwedzkich sesji nagraniowych wpadną do Polski by zagrać na festiwalu Open’er, bo że zagrają to od dziś już pewne.
Bat For Lashes
Choć swego czasu tego słowa używano na określenie co drugiego projektu muzycznego, akurat w wypadku muzyki Bat For Lashes „eteryczna” pasuje idealnie. Można jeszcze powiedzieć „tajemnicza” i to właściwie wystarczy by mieć pojęcie w jaki świat muzyczny zabiera nas 33-letnia Natash Khan. Jej głos, przypominający niekiedy Sinéad O’Connor a nawet Björk i jej muzyka rozpięta między intymnością a tanecznością, bardzo szybko przyciągnęły wrażliwych fanów oraz poszukujących nowych dźwięków internetowych szperaczy. Pierwszym przystankiem na trasie Bat For Lashes był wydany jesienią 2006 roku album „Fur And Gold”. Porównania z Björk nasuwały się same, zwłaszcza jeśli ktoś należał do fanów debiutanckiej płyt Islandki – nie trudno usłyszeć jej echa choćby w nagraniu „Trophy”. „Fur And Gold” to popis multi-instrumentalistki, która zagrała na pianinie, harfie, gitarze, basie, perkusji i jeszcze kilku innych instrumentach, do tego współprodukowała płytę, napisała teksty i nie zapomniała o stworzeniu spójnej kreacji wizualnej, przekładającej się także na video, choćby do singlowego „What’s A Girl To Do?”. Takie połączenie jest zresztą dla absolwentki wydziału artystycznego Uniwersytetu w Brighton czymś naturalnym, zwłaszcza po dobrze przyjętych instalacjach wizualno-dźwiękowych z czasów jej studiów. Sukces artystyczny „Fur and Gold” podkreśliła nominacja do Mercury Music Prize w roku 2007 oraz zaproszenie na trasę koncertową przez Radiohead.
Wytwórnia Parlophone zachwycona przyjęciem pierwszej płyty dała artystce i czas i swobodę artystyczną tak bardzo potrzebną przy trudnym, drugim albumie. Następca debiutu, „Two Suns” ukazał się w 2009 roku. Premierę poprzedzał przebojowy singiel „Daniel”, którego obecność w stacjach radiowych z pewnością pomogła zadebiutować płycie na 5 miejscu UK Top 40 i otrzymać złotą płytę za 100.000 sprzedanych egzemplarzy. Tytułowe dwa słońca to Khan i jej przeciwieństwo, Pearl. Inspiracji dla swojego drugiego „ja” szukała na kalifornijskiej pustyni, a cześć utworów rejestrowała w nowojorskim studiu u boku chłopaków z Yeasayer. „Two Suns” przyniosło Bat For Lashes drugą nominację do Merucy Music Prize i zaproszenia na trasę koncertową, tym razem u boku Coldplay. Nazywana od czasu premiery drugiego albumu „nową Kate Bush”, podobnie jak ona stroni od mediów i nie rozpieszcza fanów licznymi koncertami czy kolejnymi nagraniami. Od czasu wydania „Two Suns” nagrała jedynie wspólny utwór z Beckiem na potrzeby filmu „Zmierzch” i cover „Strangelove” Depeche Mode. Beck w tym tekście pojawia się jednak nie bez przyczyny, bo to on być może będzie producentem powstającej trzeciej płyty Bat For Lashes, której fragmenty usłyszymy w lipcu na Open’erze.
Dziś potwierdzeni: Bon Iver, Bat for Lashes, Friendly Fires, Wiz Khalifa
Dotychczas potwierdzeni: Björk, Justice, The xx, Franz Ferdinand, SBTRKT