bardziej daje nam się we znaki – począwszy od niższej temperatury, na
innych kolorach i nastrojach kończąc. Koniec września to też czas, gdy
odświeżamy playlisty na swoich odtwarzaczach. Z rotacji wypadają „Dobre
czasy” Ortegi Cartel, „Czuję się lepiej” WFD czy „Spaleni innym słońcem”
2cztery7…
W ich miejsce pojawiają się… No właśnie, co? Niedawno pytaliśmy
Was na Facebooku o najbardziej „jesienne” polskie płyty hip-hopowe. Wczoraj poznaliście miejsca 10-6, dziś pora na pierwszą piątkę.
05. Flexxip – „Fach” / Magierski/Tymon – „Oddycham smogiem”
„Fach” obraca się w różnych nastrojach – mamy i podszyty funkowym bitem kawałek o hajsie, i kilka kozackich storytellingów, i refleksje o rapie. Czemu więc na jesień? Bo są tu utwory o tak dużym ładunku emocji, że potrafi je rozładować tylko jesienna pogoda, dni, gdy człowiek „opiera się o każdą z futryn” i tkwi w nim „kwintesencja wszelkich skażeń”. Mam na myśli szczere do bólu, że aż przezroczyste „Dzień w dzień (zrzuty)”, „List” czy „Własny wstyd”. To one w dużej mierze decydują o ostatecznym wrażeniu, jakie pozostawia ten krążek.
Jeśli jednak „Fach” nie jest tak oczywistą płytą na jesień (równie dobrze można ją puścić „między grudniem a styczniem”), to ex aequo na piątym miejscu plasuje się „Oddycham smogiem” Tymona i Magiery. Producent znany z duetu White House prezentuje się z zupełnie innej strony niż na „Kodexach”, podkłady, choć nadal cudownie przestrzenne, uciekają od łatki „hip-hop” na rzecz hmm… downtempa? Zwał jak zwał, wyszło melancholijnie, nie pierwszy zresztą raz w przypadku tego duetu, bo też „Zmysłów 5” ma w sobie coś, co najlepiej brzmi jesienią.
04. Mały Esz Esz – „Bez zabezpieczeń”
Gospodarz „Bez zabezpieczeń” mógłby być równie dobrze czwartym członkiem Grammatika z czasów „Świateł miasta” – ten sam poziom wrażliwości, podejścia do tekstów, emocji. Szkoda, że później notował już raczej regres i 3/4 Szybkiego Szmalu ciągnęło go w dół.
Rozkładając „Bez zabezpieczeń” na czynniki pierwsze, można wskazać jego niedociągnięcia, słabsze fragmenty. Jeśli jednak puścić go w całości i udać się na spacer – rzecz idealna. Podobnie jak w przypadku „CKCUA” Eldo, paradoksalnie najciekawiej jest tam, gdzie nie sięga tracklista, a więc w nagraniu ukrytym – wstrząsającym love songu. Nie ten utwór chciałbym jednać dać jako przykład czegoś na jesień. Padło na „Znajdź odpowiedź”, może ze względu na doskonały featuring Pezeta (ależ on miał wtedy formę!), a może na dość klasyczny, nostalgiczny bit, który w gruncie rzeczy nie jest reprezentatywny dla całości (bitów Szoguna nie da się tutaj sprowadzić do jednego mianownika).
03. 17 – „Wielka niewiadoma”
Chociaż „Wielka niewiadoma” wyszła w słynnym RRX-ie, gościnnie wystąpiła Reni Jusis, a bity zrobił 600V, cały czas towarzyszy mi wrażenie, że album ten pozostaje dziełem niedocenianym, takim, któremu nie poświęcono dostatecznej uwagi. A przecież bity są mięsiste, surowe, w swojej kategorii po prostu idealne – mają w sobie coś z „Enta Da Stage” Black Moon. Bas taki jak ten w „Momencie” brzmi najlepiej w późnojesienne popołudnie na przecięciu dnia i nocy. Do tego rap Tymiego i Piha, który choć bezkompromisowy, w żadnym stopniu nie brzmi jak nawijanie bezmyślnych uliczników sypiących ogólnikami. Szczególnie błyszczy Pihu, hardcore`owy raper z krwi i kości, który jeszcze nie popadł w groteskową, horrorową konwencję.
02. Grammatik – „Światła miasta”
O tej płycie napisano tak wiele, że nie sposób dodać coś oryginalnego. Same „Światła miasta”, choć niezwykle ważne dla historii polskiego hip-hopu, pionierskie nie były, bo rozwinęły i udoskonaliły jedynie (a może „aż”) pomysły i nastrój z „EP „. Porównując tę produkcję z innymi z tamtych lat, słychać przede wszystkim poziom bitów Noona – no, nikt wtedy tak tego nie robił. Eldo i Jotuze do dziś imponują wrażliwością i przemyśleniami, ale „Świateł” najlepiej jest słuchać jesienią przede wszystkim dla zwrotek Asha. No i featuringów, które zostały dobrane z takim wyczuciem i trafnością jak nigdy wcześniej i nigdy później. Co jak co, ale trudno byłoby zastąpić Pezeta, Eisa, Fenomenów i Fisza kimś innym.
„Budzę się rano i wyglądam przez okno, / Ten sam wiatr wieje i te same drzewa mokną”:
01. Pezet/Noon – „Muzyka poważna”
Bez wątpienia najbardziej jesienna płyta w historii polskiego hip-hopu. Nawet pomimo obecności „A mieliśmy być poważni…”. Pezet już wyzbył się nawyków składania efektownych, ale w gruncie rzeczy pustych zbitek słownych, jakimi raczył nas na „Muzyce klasycznej”, i jeśli coś łączy tamten krążek z tym, który tu omawiamy, to chyba tylko utwór „Ukryty w mieście krzyk”, który na „Poważnej” jest podniesiony do dziesiątej potęgi. Niby Pezet robi prosty rachunek, jaki znaliśmy już z innych nagrań – przygląda się przeszłości, przygląda się teraźniejszości i wychodzi mu, że wiele się zmieniło, niekoniecznie na lepsze. Ale rozgoryczenie, rozedrganie emocjonalne w takich wersach jak:
„Mam arytmię i mam astmę
Często przekrwione, podkrążone oczy
Cały dzień śpię więc pracuje w nocy
Cały dzień śpię mam depresję z braku światła
Już nie wiem czy ta płyta to jest dla mnie szansa”
wywołują ciarki na plecach i sprawiają, że za każdym razem słucha się tej płyty, jakby to był pierwszy raz. Mistrzostwo Pezeta to jedno, ale nie byłoby tego albumu bez Noona. Przez pewien czas (a może do dzisiaj to trwa?) było to, że nagrywanie refleksyjnych utworów pociągało za sobą określony typ bitów – patetyczne, najlepiej z jakimś pianinkiem w tle. Noonowi udało się uniknąć tych błędów i na „Muzyce poważnej” nie ma ani pianinek, ani przesadnego patosu. Jest za to ciekawe wprowadzenie elementów elektronicznych do szorstkich, surowych i minimalistycznych podkładów oraz przeplatanie pełnoprawnych kawałków krótkimi przerywnikami.
„Muzyka poważna` to „Muzyka emocjonalna”. Album z 2009 roku mógłby nie istnieć.